Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
poniedziałek, 30 września 2024 18:36
Reklama KD Market
Reklama

Nie biały, nie czarny. Człowiek

Nie biały, nie czarny. Człowiek

O rasie oczami Polaka afroamerykańskiego pochodzenia

W dzieciństwie był maskotką swojego miasteczka, w młodości zgubił drogę, w wojsku wyszedł na ludzi. W Ameryce myślał, że przynależy do Afroamerykanów, lecz szybko zrozumiał, że jest nikim innym jak typowym Polakiem – o ciemnej skórze. Całe życie balansuje między dwiema naturami, przez co, jak twierdzi, odbiera zawsze więcej, a jego życie jest ciekawsze. Fajny Murzynek Niektórzy nazywali je „dziećmi Dnia Zwycięstwa”. Janusz Majewski jest owocem związku lub tylko przypadkowego spotkania Polki z amerykańskim żołnierzem podczas wyzwalania niemieckiego obozu w czasie drugiej wojny światowej. Na terenie Niemiec tuż po wojnie zostały tysiące takich sierot. Walczyli o nie Amerykanie i Rosjanie. – Oficer amerykański uznał jednak, że „ze względu na mój kolor skóry, lepiej mi będzie w kraju pochodzenia matki” – opowiada Majewski. Został przetransportowany do Polski. O matce wie tylko z dokumentów, że była świetnie wykształcona, znała trzy języki. O ojcu, że pozostawił mu „cechy charakterystyczne rasy negro”. Wychował się w domu dziecka w Jastrowiu na Pomorzu wraz z dziećmi powstańców, a nawet starszymi dziećmi, które w nim uczestniczyły. Nie narzeka, że tam trafił. Wie, co przeżyły matki, które po wojnie wróciły do Polski z czarnymi dziećmi. Zastanawia się również, jak wyglądałoby jego życie, gdyby zamiast w polskim domu dziecka wychowywał się w latach 50. i 60. w Chicago. – Byliśmy poniekąd dumni, że jesteśmy dziećmi powojennymi, a nie dziećmi porzuconymi. Czuliśmy się lepsi od tych, które trafiały do sierocińca w późniejszych latach i których odwiedzali nieraz zwyrodniali rodzice – wspomina. Od kolegów z domu dziecka często słyszał, że „miał najlepiej”. – Każdy mnie zauważał. Jako „fajny Murzynek” dostawałem loda, podczas gdy moi koledzy już nie. Dziewczyny się mną interesowały, bo byłem inny. Jednocześnie zawsze wymagano ode mnie więcej – miałem lepiej się uczyć, ładniej śpiewać, szybciej biegać. Byłem taką maskotką 5-tysięcznego miasteczka.
fot. arch. prywatne Janusza Majewskiego
Wyprostowany przez wojsko Problem zaczął się, gdy przyszedł czas na przejście w dorosłość. Majewski twierdzi, że był „odchowany”, ale kompletnie nieprzygotowany do życia. Szczegółów tego okresu nie chce opowiadać. – Pogubiłem się kompletnie i narobiłem dużo głupot. Moi koledzy z ówczesnego towarzystwa nie dożyli czterdziestki. Mnie na szczęście uratowało wojsko. Do Centrum Szkolenia Marynarki Wojennej w Ustce wstąpił, gdy miał 19 lat. W ostateczności został zawodowym żołnierzem; w wojsku spędził kilkanaście lat życia. Jak dziś twierdzi, to był bardzo dobry wybór. Ukończył technikum, dostał dobre stanowisko, był oficerem sztabowym, przez pewien czas służył nawet w specjalnej tajnej jednostce Kongo. Choć dziewczyny zawsze się nim interesowały, nie przekładało się to na wartościowe związki. Ożenił się z koleżanką z przedszkola. Wolał związać się z kimś, kto go już zna. Nie lubił tłumaczyć się przed kobietami, dlaczego jest czarny. Wymyślał wówczas przeróżne historie, opowiadał wszystko oprócz prawdy. W wojsku nie odczuwał nieprzyjemności. Koledzy szeptali komentarze, ale nie mówili nic w twarz. Czasem zastanawia się jednak, dlaczego po tylu latach nie dostawał awansu. Czasami dotarło do niego, że młodzi poborowi mówili, że „Murzyn nie będzie nimi rządził”. Dziś nie przywiązuje do tego wielkiej wagi. Choć wojsko narzuciło potrzebny w życiu rygor, to było komunistyczne, a kadra – partyjna. Majewski nie chciał angażować się politycznie. Przełożeni dobrze o tym wiedzieli. W końcu uznał, że ma na tyle dobrą pozycję społeczną, że czas odejść z wojska. Świetnie się złożyło, bo właśnie wtedy powstawała Solidarność.
fot. Joanna Marszałek
Typowy Polak o ciemnej skórze Po, jak to nazywa, „wspaniałej przygodzie z Solidarnością”, internowaniu i więzieniu przez system komunistyczny, w 1984 r. Janusz Majewski z rodziną zdecydował się na wyjazd do Ameryki. Zaznacza, że nikt nie wyrzucił go z kraju. Wręcz przeciwnie, miał wojskową rentę, pracę, ładne mieszkanie i wysoki standard życia. Był spokojnym, umiarkowanym działaczem, z którym komuniści chcieli rozmawiać. Lecz ciekawość Ameryki wzięła górę. Na emigracji małżeństwo nie przetrwało próby, język angielski sprawiał duże trudności, ale udało się przepracować dziesięć lat w fabryce, a kolejne 15 jako kierowca ciężarówki. Początkowo myślał, że przynależy do społeczności afroamerykańskiej. Próbował integrować się z czarnymi braćmi, po rozwodzie miał nawet czarnoskórą dziewczynę. – Pojechaliśmy do jej domu. W ogóle nie rozumiałem, co się działo. Siedziałem jak mysz. Oni krzyczeli, ja niewiele rozumiałem. Następnym razem zaprosiłem ją do polskiego towarzystwa. Siedziała speszona między nami jak między Kargulami. To była wielka pomyłka. W Ameryce przekonałem się, że kolor skóry nie ma nic wspólnego z przynależnością do danej grupy społecznej. Ja jestem po prostu typowym Polakiem o ciemnej skórze, pochodzenia afrykańskiego – opowiada Majewski. Gdy Majewski idzie załatwić coś w urzędzie, Afroamerykanka w okienku spogląda na niego i zaznacza „biały”. On czasem skreśla i zaznacza „Afro”. Czarni koledzy z bloku wiedzą, że nie jest „swój”. Polscy przyjaciele przekonują, że jest biały. Lecz gdy w polskiej dzielnicy słyszy komentarze na swój temat, to wie na pewno, że jest czarny. Wie też, że ma afrykańskie geny, które przejawiają się u niego spontanicznością, energią, czasami nawet nieodpowiedzialnością. Najczęściej przedstawia się więc jako Europejczyk z Polski. – Siedzę sobie spokojnie pośrodku i przytakuję. Jesteś czarny? Tak. Jesteś biały? Tak. Jedno wiem na pewno: że jestem Polakiem. A czy czarnym, czy białym – to już zależy od ciebie. Ja nie czuję się ani biały, ani czarny. Czuję się po prostu człowiekiem.
fot. Joanna Marszałek
Majewski zamiast Floyda Zapytany o swoją perspektywę dotyczącą protestów i rozruchów po wydarzeniach w Minneapolis, Majewski staje po stronie protestujących. Twierdzi, że nawet go kusiło, żeby wyjść na ulicę. Pochwala nawet początkowe grabieże i niszczenie mienia. Później było już tego za dużo. – A jak ta czarna młodzież miała zareagować? – pyta retorycznie. – Młodzi, niewykształceni, poniżeni? To jest prawo ulicy. A jak protestowały żółte kamizelki? Spalili połowę Paryża! Czarny człowiek widzi siebie na miejscu George’a Floyda. Ja też tam siebie widzę. To było morderstwo, bez żadnych wątpliwości. Choć mam ogromny szacunek do amerykańskiej policji, widoku tego jednego policjanta klęczącego na szyi człowieka nigdy nie zapomnę. Wydarzenia ostatnich tygodni, zdaniem Majewskiego, są konsekwencją starego, nierozwiązanego problemu w Stanach Zjednoczonych – braku dialogu, niedowartościowania i izolacji Afroamerykanów. – Amerykanie zastosowali następujące rozwiązanie wobec czarnych: masz wolność, ale siedź tam, na boku. Nie ma rozmowy, nie ma integracji, pozostały niewyjaśnione sprawy. Tak rodzi się rasizm po obu stronach, zarówno białych, jak i czarnych. Nikt nie przerobił tak naprawdę lekcji Martina Luthera Kinga – twierdzi Majewski. Jego zdaniem uciekanie od problemu, brak dialogu i izolacja mogą doprowadzić do jeszcze większego konfliktu w amerykańskim społeczeństwie. Polak śmieje się, że on już na szczęście tego nie dożyje. Wódka z Bambusem 74-letni Majewski mieszka na osiedlu dla seniorów w rejonie chicagowskiej dzielnicy Lincoln Park. Lubi wyjazdy za miasto i łowienie ryb. Ma dwoje dorosłych dzieci. Jest bardzo zadowolony z tego, gdzie się znalazł. Twierdzi, że świetnie wpisuje się w amerykański tygiel kulturowy. Nie wyobraża sobie życia w obecnej Polsce. – Tu, jak idę ulicą, nikt mnie nie widzi i ja nikogo nie widzę. Bardzo mi to odpowiada – mówi. Wcześniej, zwłaszcza na początku emigracji, gdy bywał w polskich sklepach czy restauracjach, słyszał pogardliwe „Co tu robi ten Bambus” i podobne epitety. Wystarczyło jednak jedno jego słowo wypowiedziane po polsku, żeby zmienić nastawienie rodaka. Ludzie zaczynali tłumaczyć się, peszyć i stawiać wódkę. Mimo to nie uważa, by Polacy byli rasistami. – To nie rasizm. To tylko niewiedza i rodzaj samoobrony. Gdyby Polonia zainteresowała się historią Stanów Zjednoczonych, ale tą poza Pułaskim i Kościuszką, gdyby ludzie zapoznali się bliżej z historią niewolnictwa i segregacją, to jestem przekonany, że mieliby inne podejście do czarnoskórych. Myślimy, że jesteśmy „lepsi”, bo Polacy, bo katolicy, bo ciężko pracujący, bo uczymy świat jeść widelcem. Izolujemy się w swoich gettach, uciekamy na przedmieścia. Szybko mamy osąd na każdego, kto jest inny niż my. Nawet nie próbujemy poznać i zrozumieć drugiego człowieka. Krytykujemy zachowanie czarnych, a nie zastanowimy się, skąd się ono bierze. Proszę pamiętać, że jeszcze nie tak dawno taki Janusz Majewski nie mógł się w tym kraju wysikać w tym samym kiblu co biali. Ja nie boję się tego powiedzieć. Proszę to napisać! – mówi z narastającymi emocjami w głosie. Zdaniem Majewskiego, w ostateczności Polacy wiele tracą przez taką postawę. – Jesteśmy naprawdę fajnym narodem. Ładnie wyglądamy, gdy się jednoczymy. Musimy tylko mniej oceniać, a patrzeć na każdego człowieka jak na swojego potencjalnie najlepszego przyjaciela. Joanna Marszałek [email protected]

IMG_20200609_100825

IMG_20200609_100825

2

2

fot. arch. prywatne Janusza Majewskiego

fot. arch. prywatne Janusza Majewskiego


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama