Minister obrony USA Mark Esper powiedział w środę, że nie popiera wezwania prezydenta Donalda Trumpa do użycia wojska w celu stłumienia protestów, które wybuchły w Stanach Zjednoczonych po śmierci George'a Floyda, zmarłego podczas zatrzymania przez policję.
"Nie opowiadam się za ogłoszeniem stanu powstania, który pozwoliłby rozmieścić żołnierzy w największych miastach kraju w celu szybkiego rozwiązania problemu" - oświadczył szef Pentagonu na konferencji prasowej, odnosząc się do Ustawy o Powstaniu z 1807 roku, która reguluje uprawnienia prezydenta USA do rozmieszczania wojsk w kraju w celu stłumienia powstania lub buntu.
"Opcja użycia żołnierzy powinna być wykorzystana tylko w ostateczności, w najpilniejszych i najbardziej dramatycznych sytuacjach. Obecnie nie jesteśmy w takiej sytuacjach" - dodał Esper, który we wtorek był ostro skrytykowany za porównanie ulic amerykańskich miast do „pola bitwy”.
"Jest to część leksykonu wojskowego, z którym dorastałem. Użyłem rutynowych określeń w celu opisania obszaru operacji - tłumaczył. - Nie były to słowa skierowane przeciwko ludności, a na pewno nie przeciwko amerykańskim obywatelom, jak sugerowali niektórzy".
Szef Pentagonu przyznał jednak, że popełnił błąd, pojawiając się obok Trumpa, gdy prezydent w poniedziałek wieczorem z biblią w ręku ustawił się do zdjęcia przed ewangelickim kościołem św. Jana, w którym w nocy z niedzieli na poniedziałek podpalono piwnicę. "Robię wszystko, co w mojej mocy, aby pozostać apolitycznym i unikać sytuacji, które mogą wydawać się polityczne" - mówił Esper.
Prasa donosiła, że aby zapewnić prezydentowi bezpieczne przejście z Białego Domu przed kościół, policja rozproszyła pokojową demonstrację przy użyciu gazu łzawiącego.
W poniedziałek wieczorem Trump wezwał gubernatorów stanów do wykorzystania oddziałów Gwardii Narodowej przeciwko wandalizmowi w trakcie protestów. Zapowiedział, że jeśli władze stanowe i miejskie nie zaprowadzą porządku, to użyje do pomocy amerykańskiego wojska. "Moim podstawowym i najważniejszym obowiązkiem jako prezydenta jest obrona naszego wspaniałego kraju i ludzi" - mówił w Białym Domu.
Krytykę słów Trumpa wyraził jego rywal w listopadowych wyborach Joe Biden, który oskarżył prezydenta o wykorzystywanie wojska "przeciwko Amerykanom". Były prezydent USA Barack Obama także potępił stosowanie przemocy podczas protestów i pochwalił demonstrujących pokojowo.
We wtorek przeciwko użyciu wojska zaprotestował na łamach tygodnika "The Atlantic" były przewodniczący Kolegium Połączonych Szefów Sztabów adm. Mike Mullen, który ocenił, że "zbyt agresywne użycie wojska i Gwardii Narodowej" nie pomaga w rozwiązaniu problemów Ameryki i może doprowadzić do upolitycznienia sił zbrojnych. (PAP)
Reklama