Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
poniedziałek, 30 września 2024 10:23
Reklama KD Market
Reklama

Wielka gra

Największy desant w historii świata poprzedzony był największą w historii świata operacją dezinformacyjną. Stworzono nieistniejącą armię, zbudowano fałszywe lotniska i samoloty, obozy wojskowe pełne gumowo-tekturowych czołgów, nadawano przez radio fałszywe rozkazy, wykorzystano podwójnych szpiegów. Wszystko po to, aby zmylić Niemców co do terminu i miejsca inwazji sił alianckich na Francję. Udało się. Niemcy cały czas byli przekonani, że alianci zaatakują w okolicach Calais na wybrzeżu francuskim. A zrobili to w Normandii 6 czerwca 1944 roku... Wał Atlantycki Przewidując, że wcześniej czy później atak aliantów może nastąpić z Anglii, Niemcy zbudowali system obronnych umocnień ciągnących się na długości 3862 kilometrów – wzdłuż północno-zachodnich wybrzeży Europy – od granic Hiszpanii do krańców Norwegii. To był tak zwany Wał Atlantycki, zaprojektowany na wzór Linii Maginota, czyli umocnień nie do zdobycia. Ale linia Maginota nie obroniła Francji przed najazdem Niemców. Ci po prostu obeszli ją przez Belgię i Holandię. Wał Atlantycki został wzniesiony na terenach okupowanych przez Niemcy podczas II wojny światowej. Pracowały tam miliony niewolników. Miał stanowić podstawę obrony niemieckiej w przypadku inwazji wojsk alianckich na kontynent europejski, wówczas całkowicie zdominowany przez Niemców. Wał Atlantycki był najsilniej ufortyfikowany w rejonie francuskiego miasta Calais. Tam, ze względu na bliskość angielskiego wybrzeża – 35 kilometrów – spodziewano się głównego uderzenia alianckich sił inwazyjnych. W Normandii, gdzie odległość pomiędzy wybrzeżem Francji i Anglii wynosiła około 150 kilometrów, fortyfikacje były znacznie słabsze. Alianci Przygotowując się do inwazji na zajętą przez Niemców Francję, alianci skoncentrowali w Wielkiej Brytanii ponad trzymilionową armię. Była złożona z żołnierzy z kilkunastu państw, także Polaków. Najwięcej żołnierzy było z USA – 1,7 miliona. Ta armia miała największą na świecie flotę morską i powietrzną. 15 000 samolotów, 5300 okrętów, 3700 barek desantowych, 14 000 czołgów, 50 000 różnorakich pojazdów. Alianci zbudowali dwa pływające porty, które po desancie przeholowano do wybrzeży Normandii (jeden z portów zatonął podczas przeprawy). Z Anglii, przez Kanał La Manche, przeprowadzili rurociąg, który dostarczał paliwo dla alianckich pojazdów. Niemcy go nie wykryli. W inwazji brały udział trzy polskie okręty niszczyciele: Ślązak, Piorun i Błyskawica. I krążownik Dragon. Polskie statki pasażerskie, Sobieski i Batory, na czas operacji przejęły funkcje transportowców. Desant osłaniali także polscy lotnicy. Wśród nich legendarny Stanisław Skalski, który dowodził jednym ze Skrzydeł Myśliwskich. Później, w Normandii, walczyła polska Dywizja Pancerna dowodzona przez generała Maczka. „Armia Duchów” Jednym z najważniejszych elementów przygotowań do inwazji było zorganizowanie akcji dezinformacyjnej co do terminu i miejsca desantu. Najmocniejsze siły III Rzeszy zostały skoncentrowane w rejonie odległym od planowanego desantu. A o tym, gdzie on się odbędzie, wiedziało na początku dosłownie kilka osób z amerykańskiego i brytyjskiego dowództwa. Chodziło o to, aby te siły niemieckie pozostały na swoich pozycjach, czyli w regionie Calais. Wtedy w pierwszych dniach inwazji nie zdążą się przemieścić na normandzkie wybrzeże. Aby uwiarygodnić w oczach Niemców przygotowania do inwazji w rejonie Calais, upozorowano stacjonowanie w południowo-wschodniej Anglii 150-tysięcznej armii amerykańskiej. W rzeczywistości ta armia nigdy nie zaistniała. Stworzyli ją specjaliści z tajnej 23. Jednostki Specjalnej armii USA, nazywanej „Armią Duchów”. Służyli w niej aktorzy filmowi, charakteryzatorzy, reżyserzy, rysownicy, architekci, fotografowie, malarze, specjaliści efektów dźwiękowych. Zostali zwerbowani z konkretnych powodów. Na użytek niemieckich pilotów-obserwatorów zbudowali z dykty i gumy tysiące czołgów, dział, pojazdów. Postawili tysiące wojskowych namiotów. Wszystko to po drugiej stronie Kanału La Manche, naprzeciwko Calais. Ponadto specjaliści z „Armii Duchów” utworzyli na ziemi ślady gąsienic czołgów i opon samochodów ciężarowych, które wiodły w głąb lasów. Miało to sugerować, że w lasach ukryto znaczne ilości wojska. I Niemcy dali się na to nabrać. Abwehra – niemiecki wywiad wojskowy – nie była taka dobra, jak wówczas myślano. Alianci zrobili więcej. Nagrali i zmontowali tysiące dźwięków naśladujących istnienie wielkiej armii: jadące czołgi, ciężarówki, maszerujących i rozmawiających żołnierzy. Odtwarzali je głośno, aby przekonać Niemców, że w tym rejonie – naprzeciwko Calais – stacjonuje wielotysięczna armia. Do dezinformacji wykorzystano także środki łączności. Rzekomi żołnierze porozumiewali się za pomocą radiostacji, nadając – w łatwym do rozszyfrowania kodzie – fałszywe rozkazy i meldunki nieistniejącego dowództwa. Niemcy wszystko to uznali za prawdziwe. Aktorzy z „Armii Duchów” odgrywali role pijanych oficerów amerykańskich, którzy w barach i domach publicznych wyjawiali „tajemnice wojskowe”. Alianckie dowództwo zakładało, że trafią one później do niemieckich szpiegów. Jeszcze więcej. Alianci rozpowszechnili informację, że brytyjski generał Montgomery – uważany przez Niemców za jednego za najlepszych dowódców – będzie dowodził całością sił podczas inwazji na Francję. W rzeczywistości Montgomery dowodził tylko siłami lądowymi. Następnie spreparowano kolejną „prawdziwą” informację, że generał Montgomery będzie przebywał poza Europą na przełomie maja i czerwca (1944 roku). To miało zmylić Niemców co do prawdziwej daty inwazji. Trudno bowiem wyobrazić sobie, że głównodowodzącego nie ma w dniach poprzedzających inwazję u boku swoich żołnierzy. Na fałszywych informacjach co do Montgomery’ego nie poprzestano. W akcję zaangażowano jednego z żołnierzy armii „Króla Duchów”, australijskiego aktora Cliftona-Jamesa, który był bardzo podobny do Montgomery’ego. Fałszywy Montgomery przez kilka tygodni uczył się sposobu bycia i zachowania prawdziwego generała. Kilkanaście dni przed wyznaczonym terminem inwazji James – jako głównodowodzący Montgomery – poleciał do Gibraltaru, a potem do Algieru, cały czas obserwowany przez niemieckich szpiegów. Potem aktora ukryto w Kairze. Podwójni agenci Ogromną rolę w dezinformacji Niemców, a może nawet najważniejszą, odegrał zespół podwójnych agentów. Byli to niemieccy szpiedzy, którzy po schwytaniu przez brytyjski kontrwywiad przeszli na stronę aliantów. Wśród nich był Polak, kapitan Roman Czerniawski. Roman Czerniawski ukończył Szkołę Orląt w Dęblinie. Był wyróżniającym się pilotem. Po klęsce we wrześniu 1939 roku przedostał się, przez Rumunię, do Francji. Po klęsce Francji – jeszcze szybszej niż miało to miejsce w Polsce – utworzył we Francji najbardziej skuteczną siatkę szpiegowską pracującą na rzecz wywiadu angielskiego. Miał w swojej siatce dwustu agentów. Jeden z nich – a dokładnie jedna – wydała go Niemcom. Po aresztowaniu pozornie przystał na propozycję Abwehry, by zostać ich agentem w Anglii. Zrobił to pod warunkiem, że członkowie jego siatki nie zostaną zabici. Po wylądowaniu na spadochronie w Anglii od razu powiedział kontrwywiadowi angielskiemu, że został przysłany jako niemiecki szpieg. Z własnej woli został podwójnym agentem. To znaczy, Niemcy myśleli, że pracuje dla nich, a w rzeczywistości wysyłał Niemcom tylko takie informacje, które pasowały Anglikom. Na początku Czerniawski przekazywał Niemcom – oczywiście w porozumieniu z Anglikami – cenne i prawdziwe dane o wojsku w Anglii, które Niemcy mogli zweryfikować. Tak budował swoje zaufanie wśród Niemców. Jego meldunki czytał sam Hitler. Gdy inni niemieccy szpiedzy, także zwerbowani przez Brytyjczyków, informowali Abwehrę, że niejaki Polak Czerniawski jest oficerem łącznikowym w sztabie generała Eisenhowera, zaufanie Niemców do informacji przekazywanych przez Czerniawskiego było niemal stuprocentowe. Czerniawski przekazywał drogą radiową, że głównym miejscem inwazji aliantów będzie rejon Calais, ale, dla niepoznaki, wcześniej zaatakują w Normandii. Niemcy mu uwierzyli. Jeszcze dwa tygodnie po inwazji w Normandii, Hitler kazał utrzymywać największe swoje siły w Calais, wierząc, że tam nastąpi prawdziwy desant. W okresie kilku miesięcy przed lądowaniem aliantów w Normandii „niemieccy szpiedzy” wysłali około 500 depesz radiowych. One tylko potwierdzały informacje Czerniawskiego. W Abwehrze nikomu nawet nie przyszło do głowy, że wszyscy ci szpiedzy są na usługach Anglików. To była koronkowa, genialna akcja kontrwywiadu brytyjskiego. No bo w końcu czy wszyscy szpiedzy mogą się mylić? W noc poprzedzającą desant w Normandii, niedaleko Calais zrzucono 2000 manekinów na spadochronach, aby upozorować inwazję w tym miejscu. Do tego o 2.30 w nocy trzydzieści samolotów rozrzuciło nad terytorium Niemiec jedwabne wstęgi z zaczepionymi do nich urządzeniami, które wzmacniały echa niemieckich radarów. W efekcie na ich radarach pojawiło się setki świetlnych punkcików – niby samolotów. To sugerowało zmasowany nalot na Niemcy. I natychmiast wszystkie samoloty Luftwaffe zostały przez niemieckie dowództwo wysłane z północy Francji w głąb Rzeszy. Niebo nad Kanałem La Manche zrobiło się puste i bezpieczne dla aliantów. Trudno uwierzyć, ale w pierwszym dniu inwazji Niemcy nie zrzucili na wojska alianckie ani jednej bomby. Podobny manewr zastosowano na morzu, wysyłając balony, które na radarach wyglądały jak okręty. Niemieckie niszczyciele ruszyły w pościg za nieistniejącym wrogiem. I tak inwazji nie przeszkodziła również ani jedna torpeda. Wśród niemieckich generałów był jeden, który uważał, że jednak to w Normandii dojdzie do desantu aliantów. To dowódca wojsk niemieckich we Francji, generał Gerd von Rundstedt. Ale nie zdołał do tego przekonać Hitlera. II front w Europie stał się faktem. Po udanym lądowaniu aliantów w Normandii klęska Niemiec była nieunikniona. Ryszard Sadaj

Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama