W meksykańskim mieście Cuernavaca aresztowany został Luis Gerardo, były szef kartelu Los Aztecas, będącego odłamem gangsterskiej grupy Juarez. Podejrzany jest o to, iż zlecił prawie 900 morderstw. Prokuratorzy w USA twierdzą, iż to on wydał polecenie zabicia trójki pracowników amerykańskiego konsulatu w Meksyku...
Morderstwa na zlecenie
Gerardo znany jest powszechnie jako El Tio (Wujek) i El Narizon (Wielki Nos). Był przez wiele miesięcy poszukiwany przez meksykańską policję federalną i niemal pewne jest to, że władze USA będą starały się o deportację gangstera. Jednak związana z tym procedura jest skomplikowana i zwykle trwa kilka lat. Ponadto Meksykanie mogą nie zgodzić się na deportację w związku z tym, że ogromna większość domniemanych przestępstw została popełniona w Meksyku.
Jak wynika z prowadzonego w USA śledztwa, w marcu 2010 roku 25-letnia Leslie Ann Enriquez Catton oraz jej mąż, 30-letni Arthur Redelfs, zostali zaatakowani w chwili, gdy jechali samochodem w okolicach Ciudad Juárez. Ich pojazd został podziurawiony kulami. Oboje zginęli na miejscu, natomiast siedząca na tylnym siedzeniu ich kilkuletnia córka nie odniosła żadnych obrażeń. W tym samym dniu w innym miejscu Meksyku zastrzelony został Jorge Alberto Salcido Ceniceros, także pracownik amerykańskiego konsulatu. Zamachy te miał rzekomo zaplanować Gerardo przy pomocy innego gangstera, Arturo Gallegos Castrellona.
Morderstwa te zostały zlecone przez Jose Antonio Acosta Hernandeza, który stał wtedy na czele „zbrojnego skrzydła” kartelu Juarez. W tym samym dniu ofiarą zamachowców padło 16 innych osób, z których wszystkie wcześniej brały udział w przyjęciu urodzinowym. W roku 2012 Hernandez został skazany na dożywotnie więzienie. Choć przyznał się częściowo do winy, nie był w stanie wyjaśnić, dlaczego jego organizacja zdecydowała się na zaatakowanie pracowników konsularnych.
W roku 2010 aresztowano wspomnianego Castrellona, co było dla meksykańskich władz sporym sukcesem. Przyznał się on do zamordowania pracowników konsulatu oraz wziął na siebie odpowiedzialność za zlecenie mniej więcej 80 proc. wszystkich zabójstw w Ciudad Juárez w okresie 15 miesięcy przed aresztowaniem. Wpadka Castrellona była początkiem procesu, który ostatecznie doprowadził do aresztowania Gerardo.
Uważany był on za przywódcę Los Aztecas po odłączeniu się tej grupy od kartelu Juarez. Zajmował się głównie przemytem znacznych ilości heroiny do USA, ale wdawał się też w liczne, krwawe porachunki z gangsterskimi rywalami. Wśród jego przestępstw wymienia się między innymi ataki zbrojne na pięć ośrodków rehabilitacyjnych w Ciudad Juárez, zamordowanie wielu kobiet i dzieci, usiłujących przedostać się z Meksyku do USA, oraz porwanie i zabicie w 2010 roku grupy 15 uczniów w wieku od 15 do 19 lat. Do tego ostatniego morderstwa doszło dlatego, że młodzi ludzie związani byli z konkurencyjnym gangiem Sinaloa, kontrolowanym przez Joaquina „El Chapo” Guzmana, który dziś przebywa w amerykańskim więzieniu.
Państwo pod kontrolą karteli
Miasto Ciudad Juárez uważane jest powszechnie za jedno z najbardziej niebezpiecznych miejsc w Meksyku. W latach 2008-12 notowano tam rocznie prawie 4 tysiące morderstw. Dziś sytuacja jest nieco lepsza, ale amerykański Departament Stanu nadal odradza podróżowanie tam. Walka z organizacjami przestępczymi w Meksyku jest obecnie skuteczniejsza niż w latach ubiegłych, ale do ostatecznego sukcesu jest nadal daleko.
Genezą obecnej sytuacji jest kryzys lat osiemdziesiątych, nazywanych w Meksyku La Década Perdida (stracona dekada). Przyniósł on zubożenie wielu grup społecznych, a lekarstwem na problemy gospodarcze miał być zwrot w kierunku tzw. neoliberalizmu. Państwo przestało subsydiować żywność, transport i energię, co spowodowało wzrost cen. Szczególnie boleśnie odczuli to mieszkańcy wsi. Bezrobocie i bieda sprzyjały wzrostowi przestępczości, także tej związanej z narkotykami. Kartele mogły łatwo znaleźć „pracowników”, a wielu farmerów wolało uprawiać marihuanę i mak niż kukurydzę czy fasolę.
Zasadnicze znaczenie miało wydarzenie, do którego doszło w 1989 roku. Aresztowano wtedy Félixa Gallardo, szefa potężnego kartelu z Guadalajary. Niemal natychmiast z jednej dużej organizacji przestępczej, mającej tylko niewielką konkurencję, powstało szereg mniejszych, zaciekle ze sobą rywalizujących. Były to: kartel z Tijuany, Sinaloa, kierowana przez Ismaela „El Mayo” Zambadę i słynnego „El Chapo”, oraz kartel z Sonory, który przypadł Miguelowi Caro Quintero. Prócz tego istotną rolę grał też kartel z Ciudad Juárez pod dowództwem Amando Carillo Fuentesa. Gangsterzy niemal natychmiast przystąpili do walki o strefy wpływów i trasy przemytu narkotyków, a wojna ta trwa nieprzerwanie do dziś.
W 1993 roku łączne środki przeznaczone przez kartele na wypłaty dla „pracowników” wyniosły 460 milionów dolarów, czyli więcej niż budżet prokuratury generalnej. Dwa lata później szacowano, że od 30 proc. do 50 proc. funkcjonariuszy policji federalnej jest na usługach karteli. Są to niezwykle bulwersujące dane, bo oznaczają, że zorganizowana przestępczość kontroluje w dużej mierze meksykańskie państwo.
Każde kolejne aresztowanie gangsterskiego przywódcy osłabia kartele. Jednak ich kompletna eliminacja pozostaje nieosiągalnym celem, głównie z powodu korupcji wszechobecnej na wszystkich szczeblach administracji. Skorumpowani bywają też sędziowie, co znacznie osłabia praworządność w Meksyku i powoduje, że liczni gangsterzy mogą liczyć na pobłażliwość lub bezkarność.
Aresztowanie Gerardo może doprowadzić do rozpadu Los Aztecas, ale oznacza to tylko tyle, że członkowie tego kartelu zmienią „barwy” i zaczną działać w innych organizacjach przestępczych. W gangach nikt nie przechodzi na emeryturę, a przestępcza działalność kończy się albo śmiercią w czasie jakiejś strzelaniny, albo wyrokiem więzienia.
Krzysztof M. Kucharski
Reklama