Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
czwartek, 14 listopada 2024 21:50
Reklama KD Market

Fafik na pandemię

Pandemia koronawirusa przyniosła wiele konsekwencji i dramatycznie zmieniła świat. Niektóre jej skutki są dość zaskakujące. Jak się okazuje, zmuszeni do życia w izolacji ludzie szukają towarzystwa zwierząt domowych, co jest zrozumiałe. W ostatnich tygodniach znacznie wzrósł popyt na psy. Wzrosło też coś innego – ich ceny... Astronomiczne ceny Z danych firmy Google wynika, że począwszy od 23 marca tego roku poszukiwania internautów przy pomocy hasła „buy a puppy” wzrosły o ponad 100 procent. Tymczasem niektórzy hodowcy psów oferują rasowe szczeniaki po kilkakrotnie wyższych cenach niż na początku roku. W Wielkiej Brytanii szczeniak buldoga angielskiego kosztuje dziś 8 tysięcy dolarów, czyli dwa razy więcej niż przed trzema miesiącami. Podobnie jest z innymi rasami, a zjawisko to występuje we wszystkich krajach Zachodu, łącznie z USA. Czarny labrador kosztuje dziś 3500 dolarów (700 dolarów przed pandemią), buldog francuski – 5500 dolarów (wcześniej 900), krótkowłosy wyżeł węgierski – 2500 (wcześniej 600). Jednak znacznie większe ceny nie odstraszają nabywców, gdyż oferowane do sprzedaży psy są zwykle kupowane w ciągu zaledwie paru godzin. Budzi to zaniepokojenie w kręgach specjalistów, którzy porównują obecną sytuację do tego, co zwykle ma miejsce na mniejszą skalę przed świętami Bożego Narodzenia. Rodzice kupują wtedy swoim dzieciom czworonogi w prezencie, a potem zwierzęta te często lądują w schroniskach, gdyż przestają być rodzinną atrakcją i stają się kłopotem. Przedstawiciel organizacji Dog’s Trust przestrzega: „Psa kupuje się na całe życie, a nie na pandemię”. Nabywcy psów często nie zdają sobie sprawy z dodatkowych obowiązków, jakie wynikają z posiadania zwierzęcia domowego. Psa trzeba wyprowadzać na spacery, zabierać do weterynarza, zapewniać mu wyżywienie, uczyć dobrych obyczajów, itd. Ponadto obecność szczeniaka w domu jest w znacznym stopniu porównywalna do wszystkiego tego, co wynika z pojawienia się w rodzinie niemowlaka. Tymczasem w kontekście obecnej pandemii wśród wielu nabywców panuje błędne przekonanie, iż pies to przede wszystkim pupil zapewniający psychiczny komfort w trudnych czasach. Tak z pewnością jest, ale za cenę dodatkowej odpowiedzialności ze strony właściciela. Jednak obecna sytuacja dotyczy nie tylko tych, którzy nagle zapragnęli mieć psa z powodu wszechobecnego social distancing. Jenny Butler straciła przed kilkoma tygodniami swojego wiernego towarzysza, wyżła krótkowłosego. Niemal natychmiast postanowiła kupić nowego pupila. Gdy po raz pierwszy zaczęła przeglądać ogłoszenia o oferowanych do sprzedaży szczeniakach, ceny wahały się w granicach od 700 do 1000 dolarów. Dziś jednak za dokładnie te same szczeniaki trzeba płacić prawie 3 tysiące. W tej sytuacji Jenny zdecydowała, że na razie psa nie będzie mieć, mimo że czworonogi były obecne w jej domu przez całe jej dorosłe życie. Intrygująca teoria Z drugiej strony, pandemia przyniosła też znacznie zwiększone zainteresowanie adopcjami psów ze schronisk. W ten sposób czworonogi, które czekały latami na znalezienie nowego domu, nagle go znalazły. Jest to zjawisko bardzo pozytywne, bo psiaki w ten sposób adoptowane trafiają zwykle w ręce ludzi, którzy już się nigdy z nimi nie rozstaną. Jest to zatem zupełnie inna sytuacja od tej, jak towarzyszy kupowaniu drogich rasowych szczeniaków. Ogromny wzrost popytu na psie szczeniaki stwarza też dodatkowe niebezpieczeństwo. Często jest tak, że nabywcy kupują psy z pokątnych źródeł, na przykład za pośrednictwem Internetu, a transakcje finalizowane są na parkingach samochodowych, w parkach lub po prostu na ulicy. O kupionym w ten sposób zwierzęciu niczego nie wiadomo, co ma szczególne znaczenie, jeśli chodzi o jego zdrowie. Zwykle powinno być tak, że szczenię kupowane jest od legalnie działających hodowców, a nabywca ma prawo do obejrzenia jego rodziców, zapoznania się z historią szczepień, itd. Znawcy rzeczy twierdzą, że szczególnie trudny czas czekać będzie posiadaczy psów z chwilą, gdy obowiązujące obecnie ograniczenia zostaną kiedyś zniesione, a ludzie wrócą do normalnej pracy. Ci, którzy czworonoga nabyli tylko po to, by jakoś przetrwać psychicznie wynikającą z pandemii izolację, z pewnością mogą dojść do wniosku, że pies przestał być im potrzebny i będą starali się go pozbyć. Jednak nawet te osoby, które nie myślą o oddawaniu swoich pupilów, muszą się przygotować na pewne istotne zmiany. W okresie izolacji ludzie przebywają w swoich domach niemal nieustannie, do czego ich psy z pewnością się zdążyły przyzwyczaić. Gdy przyjdzie czas powrotu do normalnego rytmu dnia, Fafik nagle ponownie będzie zostawać w domu sam na wiele godzin, co może być dla niego szokiem. Tak czy inaczej, pies w domu w tych trudnych czasach jest z pewnością plusem, a być może nawet ma pewne znaczenie medyczne. Dyrektor ogrodu zoologicznego w Poznaniu Ewa Zgrabczyńska jakiś czas temu na swoim profilu facebookowym przedstawiła hipotezę dotyczącą zwierząt domowych i koronawirusa, opracowaną przez doktor Sabinę Olex-Condor, hiszpańską lekarkę polskiego pochodzenia: „Osoby posiadające koty i psy nie wykazywały objawów, nie rozwijała się u nich choroba, bądź przechodziły ją bardzo łagodnie. Obserwacje dotyczyły grupy ok. 100 pacjentów i wymagają dalszych badań. Istnieje przypuszczenie, że możemy mieć tu do czynienia z wyższą odpornością ze względu na kontakt właścicieli czworonogów z koronawirusami specyficznymi dla zwierząt domowych oraz sprawniej działającym układem odpornościowym”. To tylko teoria, ale jest z pewnością intrygująca. Andrzej Heyduk
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama