Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
poniedziałek, 30 września 2024 12:28
Reklama KD Market
Reklama

Artystka, muza i kochanka

Jej Diabelskie ziele to najdroższy obraz w historii namalowany przez kobietę. W 2014 roku został zakupiony na aukcji za 44 miliony dolarów! Georgia O’Keeffe miała jednak to szczęście, że została doceniona przez krytyków i publiczność, kiedy była w pełni sił twórczych. W tym przypadku talent i szczęście szły w parze... Urodziła się w 1887 roku na farmie niedaleko Sun Prairie w stanie Wisconsin. Jej ojciec, Francis Calyxtus, zajmował się hodowlą bydła, a matka, Ida Totto – domem i wychowaniem sześciorga dzieci. Ale to nie była zwykła farmerska rodzina. Dziadkiem przyszłej artystki ze strony matki był bohater narodowy Węgier, sam Lajos Kossuth, przywódca rewolucji w 1848 roku, który po klęsce wiosny ludów musiał uciekać za ocean. Georgia miała szczęście, że jej matką była Ida Totto z domu Kossuth – w tej rodzinie edukacja kobiet zawsze była sprawą priorytetową. Georgia już od dziecka się wyróżniała. Miała 12 lat, kiedy oświadczyła rodzinie, że zostanie artystką. Rodzice zapisali ją na lekcje rysunku. Szybko okazało się, że ma do tego dryg, więc było już wiadomo, w jakiej dziedzinie się spełni. Dziewczynka najpierw kontynuowała naukę w szkole plastycznej pod okiem malarki Sary Mann, potem przez dwa lata była uczennicą Sacred Heart Academy. Kiedy rodzice wyprowadzili się do Williamsburga, Georgia została u ciotki i zaczęła uczęszczać do Madison High School. To wtedy zafascynował ją świat kwiatów. Na lekcjach malarstwa wnikliwie analizowała ich kolory i kształt. Kiedy wróciła do rodziny, zapisała się do Chatcham Episcopal Institute. Tam spotkała panią Willis, nauczycielkę rysunku, absolwentkę nowojorskiej Art Students League, do której wkrótce sama zaczęła uczęszczać. Studentka Francis i Ida O’Keeffe nie byli bogaczami, ale na edukacji utalentowanej córki nie chcieli oszczędzać. Najpierw wysłali ją do słynnego chicagowskiego Art Institute, a potem do Art Students League w Nowym Jorku. Georgię wchłonęło życie wielkiego miasta. Uwielbiała chodzić po nowojorskich klubach i tańczyć do białego rana. Niestety szybko zaczęło się to odbijać na jej kondycji. Po jednej przetańczonej nocy nie mogła malować przez kolejne trzy dni. A przecież nie o to jej chodziło. Georgia porzuciła romans z tańcem i nocnym życiem na rzecz związku ze sztuką. Opłaciło się, bo wkrótce za swój obraz Martwy królik z miedzianym garnkiem otrzymała nagrodę, którą było stypendium i wyjazd na plener malarski nad jezioro George w stanie Nowy Jork. W tym samym 1908 roku wraz z grupą studentów z uczelni wybrała się na wystawę akwarel Rodina do najsłynniejszej nowojorskiej galerii „291”, która mieściła się pod tym numerem przy Fifth Avenue. Jej właścicielem był Alfred Stieglitz, wybitny fotograf, organizator wystaw, wydawca magazynów i mecenas artystów. To on nadawał ton nowojorskiej bohemie artystycznej. Georgia z zainteresowaniem przyglądała się pracom Rodina, bo nie przypominały niczego, co poznała w szkole. Kreska była ulotna, farba nakładana niby przypadkiem – wszystko to sprawiało bardzo zmysłowe wrażenie. Odwiedziny w tej galerii były dla artystki ważne z dwóch powodów. Pierwszy był zawodowy – tu miała odbyć się jej pierwsza wystawa. Drugi – osobisty. Z czasem Alfred Stieglitz stał się dla niej kimś więcej niż tylko kuratorem. Nauczycielka Georgia miała zjawiskową urodę. Szczupła, o wyrazistym, głębokim spojrzeniu. Swoje długie włosy najczęściej pozostawiała w artystycznym nieładzie. Ubierała się też niekonwencjonalnie – nie lubiła niczego, co ją ograniczało – ani gorsetów, ani biustonoszy. Podobała się innym studentom. Jeden z nich poprosił ją o pozowanie. Odmówiła tłumacząc, że sama woli malować, niż tracić czas na pozowanie. Kolega wyjątkowo źle to przyjął i powiedział z wyższością: „Ja będę wielkim znanym artystą, a ty skończysz jako szkolna nauczycielka”. Prawda jest taka, że na początku XX wieku na pensji nauczycielki kończyły nawet najbardziej utalentowane artystki. Wydawało się, że i Georgię czeka taki los. Wkrótce, z powodu choroby matki i braku środków na szkołę, musiała bowiem przyjąć posadę nauczycielki w miasteczku na północy Teksasu. Mimo wszystko odnalazła się tam, nadal pracowała nad swoim warsztatem, poznawała nowe techniki, m.in. szkic węglem. Kilka takich prac wysłała swojej przyjaciółce z czasów studiów, Anicie Pollitzer. Ta, w tajemnicy, pokazała je Stieglitzowi. Jego reakcja była entuzjastyczna: „Nareszcie! Kobieta na papierze”. Bez zgody Georgii zorganizował jej wystawę. Kiedy artystka się o tym dowiedziała, napisała list, ciekawa, jak jej prace zostały przyjęte w wielkim mieście. Stieglitz odpisał. Jego pełen zachwytu ton zachęcił Georgię do kolejnego listu i tak wkrótce między nimi nawiązała się intensywna relacja korespondencyjna. On miał wówczas 53 lata i był żonaty, ona była 20 lat młodsza i już po pierwszych związkach. Połączyła ich niewątpliwie miłość do sztuki. Pisali do siebie nawet kilka razy dziennie. Czuli, że ich relacja zaczyna wykraczać poza standard kurator – artysta. Kiedy więc 9 lat po pierwszej wizycie w galerii „921” Georgia ponownie stanęła w jej progu – wybuch romansu był tylko kwestią czasu. Artystka Nie przeszkadzała im różnica wieku. Liczyło się to, kim są dla siebie samych i dla siebie nawzajem. Nie było między nimi zazdrości. Każde z nich reprezentowało inną dyscyplinę sztuki. Georgia umiejętnie łączyła bycie artystką z byciem muzą artysty. Malowała, wystawiała swoje prace. Z drugiej strony – równie chętnie pozowała swojemu kochankowi, a wkrótce – mężowi. Ten fotografował ją z wrodzonym talentem. W latach 1919-1937 wykonał ponad 300 jej portretów. Najwięcej było zdjęć erotycznych, Georgia nigdy nie była pruderyjna ani przed mężem, ani publicznością. Wystawy aktów młodej żony Stieglitza zawsze wywoływały sensację, a to tylko podgrzewało atmosferę i zainteresowanie tą parą, zarówno wśród artystów, dziennikarzy, jak i kupujących. Stieglitz był wiernym wielbicielem talentu żony, a dzięki swoim wpływom uczynił z niej najlepiej zarabiającą amerykańską malarkę. Regularnie organizował wystawy, negocjował honoraria z kupującymi, dbał też o rozwój jej talentu. To w Nowym Jorku Georgia zaczęła malować obrazy olejne, a nie tylko akwarele. Dziennikarze często zaglądali do pracowni malarki. W tamtych czasach nie było to takie oczywiste, a wszystkich interesowało miejsce, w którym „ta O’Keeffe” tworzy. Jej pracownia mieściła się w ekskluzywnej części Manhattanu, w jednym z wieżowców. Wnętrze było eleganckie i nowoczesne, urządzone w stonowanych kolorach. Ogromne wrażenie budził też widok na miasto, które nigdy nie śpi – panorama z wysokości 28. piętra była imponująca. Wdowa Georgia kochała męża i swoją pracę, ale tempo życia w wielkim mieście nie odpowiadało jej. Czuła, że duże miasto, życie na świeczniku, odciąga ją od sztuki. Lato 1929 roku postanowiła spędzić u przyjaciół w Nowym Meksyku. Pierwszy wyjazd wywołał poważny kryzys w jej małżeństwie. Alfred wolał mieć żonę przy sobie, ale ona do pracy twórczej potrzebowała samotności. Kiedy jednak wróciła do Nowego Jorku i przywiozła swoje pustynne obrazy, Alfred zachwycił się nimi. To niezwykłe, jak potrafił przedłożyć rozwój artystyczny Georgii nad swoje, męskie potrzeby. Z czasem Georgia kupiła swoje pierwsze ranczo w pustynnym Abiguiu. Odtąd jej relacja z mężem polegała na rozstaniach i powrotach oraz wymianie listów. Ostatnią kartkę do żony Stieglitz napisał zaledwie na kilka godzin przed udarem, który dopadł go latem 1946 roku. Na wieść o tym Georgia natychmiast wróciła do Nowego Jorku. Niestety 13 lipca, kilka dni po ataku, Alfred zmarł. W 1949 roku Georgia na stałe wyprowadziła się do Nowego Meksyku. Tam tworzyła i znalazła ukojenie. Malowała głównie kwiaty, ale też muszle czy krajobrazy. Potrafiła przekształcić realistyczny temat w abstrakcyjny obraz. Jej obrazy były niezwykle zmysłowe. Miała swój styl i swoich wiernych klientów. Była wreszcie pierwszą amerykańską artystką w czasach, kiedy to Europa wyznaczała trendy w sztuce. W latach 70. zaczęła tracić wzrok. W wieku 84 lat niemal całkowicie go utraciła – widziała tylko kątem oka. Ale nigdy nie przestała malować. Zmarła mając 98 lat. Jej prochy rozwiał pustynny wiatr Nowego Meksyku. Małgorzata Matuszewska

Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama