W ubiegłym roku naukowcy w Kanadzie i USA potwierdzili obecność w Ameryce Północnej groźnego owada, Vespa mandarinia. Jest to wielki szerszeń azjatycki, zwany często po angielsku murder hornet, którego dorosły osobnik osiąga zwykle długość 2 cali. Stanowi on ogromne zagrożenie dla pszczół, ale może być również niebezpieczny dla ludzi...
Jadowite ukąszenia
Po raz pierwszy znaleziono okaz Vespa mandarinia na naszym kontynencie w sierpniu 2019 roku w kanadyjskiej prowincji British Columbia. Kilka miesięcy później owady te zaobserwowano po drugiej stronie granicy, w stanie Waszyngton. Naukowcy podkreślają, że nie ma na razie podstaw, by sądzić, że szerszenie stworzyły na tych obszarach większe kolonie. Prowadzona jest na wszelki wypadek intensywna akcja mająca na celu znalezienie i zniszczenie wszystkich osobników.
Szerszenie azjatyckie w większości żyją we wschodniej Rosji (w tzw. Kraju Nadmorskim) i południowo-wschodniej Azji. Są często spotykane w Japonii, Chinach i na Tajwanie. Gnieżdżą się w podziemnych gniazdach, zwykle w lasach na terenach nizinnych lub u podnóża gór. Od ludzi na ogół stronią, ale jeśli czują się zagrożone, mogą zaatakować, co jest niebezpieczne. Ukąszenia tego owada zabijają co roku w samej tylko Japonii średnio 40 osób. Do śmierci dochodzi przeważnie w wyniku reakcji alergicznej na jad owada, którego najaktywniejszą substancją jest toksyna o nazwie mastoparan. Użądlenie dla człowieka cierpiącego na alergie jest zabójcze, jednak nawet w pełni zdrowa osoba może zginąć z powodu działania neurotoksyn, jeżeli tylko ilość wstrzykniętego jadu jest wystarczająca. Entomolog Masato Ono z uniwersytetu w Tamagawie porównał użądlenie szerszenia azjatyckiego do „gorącego gwoździa wbijanego w nogę”.
Statystycznie rzecz biorąc, zagrożenie dla ludzi ze strony tych owadów jest minimalne. Inaczej jest w przypadku pszczół. Szerszenie są bardzo agresywne i potrafią w ciągu kilku godzin zniszczyć doszczętnie cały ul, z którego następnie odzyskują larwy, służące jako pożywienie dla ich potomstwa. Jeśli zatem Vespa mandarinia zadomowi się na stałe w USA, będzie to ogromne zagrożenie dla pszczelarzy. W roku 1947 w całym kraju istniało 6 milionów pszczelich kolonii, ale do roku 2017 ich liczba spadła do 2,5 milionów. Ponadto w ubiegłym roku naukowcy z University of Maryland ustalili, że między październikiem 2018 roku a kwietniem roku następnego Ameryka straciła 40 proc. pszczelich kolonii, co jest największą tego rodzaju stratą w historii.
Zwykle ludzie nie przejmują się za bardzo wymieraniem pszczół, gdyż kojarzą je wyłącznie z produkcją miodu. Trzeba jednak pamiętać, że pszczoły biorą udział w 90 procentach zapyleń dokonywanych przez owady, przez co stanowią jedno z najważniejszych ogniw w funkcjonowaniu przyrody. Albert Einstein powiedział kiedyś, że w dniu, w którym zginie ostatnia pszczoła, ludzkości zostaną cztery lata życia. Mniej więcej na taki czas wystarczą nam zapasy żywności. Warto wiedzieć, że podczas jednego kursu po nektar pszczoła odwiedza od 50 do 100 kwiatów. Przeciętny zasięg lotu pszczół wynosi 3 km, a maksymalny może wynieść 10 km i więcej. Żeby zebrać nektar na 1 kg miodu pszczoły muszą odwiedzić około 4 milionów kwiatów, a to daje nam nie tylko miód, ale również owoce w sadach, kwiaty, ziarna, etc.
Katastrofa pszczelarska
Zdania co do przyczyn wymierania pszczół są podzielone. Spora grupa pszczelarzy obwinia chemię stosowaną przy uprawach roślin. Inni zwracają uwagę na pasożyta powodującego chorobę pszczół – warrozę. Żeruje on w całym cyklu rozwojowym pszczoły, najpierw na pszczelej larwie, a później na dorosłym osobniku. Warroza rozprzestrzenia się błyskawicznie. Gdy z końcem marca w danej rodzinie jest dziesięć sztuk pasożytów, jesienią jest ich już cztery tysiące. Przy nieumiejętnym leczeniu przez pszczelarza dochodzi do olbrzymiej śmiertelności zarażonej rodziny. Warroza osłabia pszczoły i sprawia, że są podatne na wirusy, grzyby i bakterie.
Wzrost umieralności pszczół prawdopodobnie wynika też z ocieplenia klimatu, który powoduje nienaturalny przebieg pór roku. Zimy stają się coraz cieplejsze, a wiosna i lato coraz chłodniejsze. To z kolei sprawia, że na drzewach i krzewach pojawia się coraz mniej kwiatów, których nektar jest jedynym źródłem pożywienia pszczół.
Biorąc to wszystko pod uwagę, ewentualne „wprowadzenie się” szerszeni azjatyckich do USA mogłoby spowodować prawdziwą katastrofę pszczelarską. W związku z tym naukowcy coraz uważniej przyglądają się gatunkowi pszczół występujących w Japonii (Apis cerana japonica), które wykształciły niezwykły i bardzo skuteczny mechanizm obrony przed atakami ze strony wielkich szerszeni.
Gdy do ula wdziera się pierwszy szerszeń-zwiadowca, zostaje natychmiast oklejony przez setki pszczół, które zamykają go w ten sposób w żywym kokonie. Następnie wszystkie te pszczoły zaczynają intensywnie machać skrzydełkami, co powoduje, że temperatura wewnątrz kokonu przekracza 46 stopni C, a jednocześnie zwiększa się zawartość dwutlenku węgla w powietrzu. Szerszeń nie jest w stanie w tych warunkach przetrwać i zdycha, co zapobiega inwazji dalszych owadów.
W swoim czasie japońscy pszczelarze próbowali zadomowić w swoim kraju gatunek pszczół Apis mellifera, czyli ten, który występuje w Europie i USA, ale szybko okazało się, że owady te nie są w stanie skutecznie bronić się przed szerszeniami azjatyckimi. Być może zatem kluczem do rozwiązania problemu jest rozpowszechnienie pszczół japońskich na naszym kontynencie, choć entomolodzy podkreślają, iż trzeba zrobić wszystko, by Vespa mandarinia nie zrobiły sobie z Ameryki nowego siedliska.
Krzysztof M. Kucharski
Reklama