Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
czwartek, 14 listopada 2024 21:53
Reklama KD Market

Kanibal z Ziębic

Za jego sprawą nieświadomi niczego ludzie zjadali ludzkie mięso. Sprzedawał je na targowiskach Dolnego Śląska. Jego ofiarami byli bezdomni i bezrobotni przyjezdni, którym proponował noclegi. Zabijał przez kilkanaście lat. Z jego rąk zginęły dziesiątki osób. Mowa o Karlu Denkem, seryjnym mordercy i kanibalu z Ziębic, który swój niecny proceder uprawiał na początku XX wieku. Później historia o nim zapomniała... Handlarz ludzkim mięsem Pomimo nękającego Niemcy powojennego kryzysu gospodarczego, Karl Denke radził sobie nadspodziewanie dobrze. Jego produkty z mięsa ludzkiego cieszyły się dużym wzięciem. Jeździł z nimi na halę targową do Wrocławia oraz rozprowadzał po targach w okolicach miasta Münsterberg (dziś Ziębice), gdzie mieszkał. Oprócz tego handlował paskami i pantoflami z ludzkiej skóry oraz sznurówkami z włosów. Kiedy cała prawda wyszła na jaw, na Dolnym Śląsku wybuchła panika. Ludzie przestali kupować mięso. Zakłady masarskie odnotowały poważny zastój. Prężnie działająca w tamtym rejonie fabryka konserw Seidla stanęła na skraju bankructwa. Rozeszła się plotka, że w mięso zaopatrywał ich Karl Denke. Ucieczka ostatniej ofiary Tymczasem nikt by się nie dowiedział, jakiego pochodzenia są produkty w słojach, którymi handlował seryjny morderca, gdyby nie ostatnia niedoszła ofiara. Człowiek ten zdołał uciec swojemu oprawcy. Przełom nastąpił dokładnie 21 grudnia 1924 roku. Niejaki Vincent Olivier, który pojawił się w Ziębicach w poszukiwaniu pracy, trafił do domu Denkego, po tym jak ten zlecił mu napisanie listu i obiecał za to zapłatę. Gospodarz zaczął dyktować pierwsze słowa i chwilę potem zamachnął się motyką, by zadać cios piszącemu. Na szczęście Olivier w tym samym momencie odwrócił głowę w jego kierunku i zorientował się, co się święci. Rzucił się do ucieczki, ale napastnik zdążył zdzielić go ostrym narzędziem po głowie. Wołanie o pomoc usłyszał woźnica i wbiegł do domu, by w korytarzu zastać słaniającego się i broczącego krwią mężczyznę. Na posterunku lokalnej policji nikt nie uwierzył w wersję bezrobotnego biedaka. Denke miałby usiłować go zabić? Niemożliwe. To szanowany mieszkaniec, który udziela się jako organista w miejscowym kościele i pomaga bezdomnym – dziwili się funkcjonariusze i zamiast aresztować Denkego, zamknęli w celi Oliviera za włóczęgostwo. Ponieważ jednak mocno krwawił, wezwali lekarza. Ten stwierdził, że rana na głowie jest głęboka i rzeczywiście wygląda, jakby powstała w wyniku ataku. Nie było wyjścia, trzeba było aresztować gospodarza, który przyjął pod swój dach „niewdzięcznego gościa”. O dziwo, wtedy Denke przyznał, że napadł na Oliviera. Stwierdził jednak, że zrobił to dlatego, że tamten chciał go okraść. Ofiara nie chciała cofnąć oskarżeń, więc podejrzanego pozostawiono w celi. Denke zdał sobie sprawę, że prawdy nie da się dłużej ukryć i jeszcze przed upływem dwóch godzin od zamknięcia popełnił samobójstwo. Powiesił się prawdopodobnie na chustce do nosa. Miał 54 lata. Szelki z ludzkiej skóry Kiedy policjanci zjawili się w domu denata, by dokonać rutynowego zabezpieczenia mienia, dokonali szokującego odkrycia i zrozumieli, że oskarżenia Oliviera były prawdziwe. W środku znaleźli dużą liczbę kości i kawałków ciał, nieraz z fragmentami skóry i włosów. Ewidentnie było widać, że należały do człowieka. Widok sporej wielkości fragmentów pośladków nie pozostawiał złudzeń. Różne naczynia wypełnione były peklowanym mięsem. W jednym z nich porcja była napoczęta. Testy laboratoryjne wykazały, że mięso było pochodzenia ludzkiego. Znaleziono również maszynkę do robienia mydła, paski i szelki wykonane z ludzkiej skóry. Jedne Denke miał na sobie podczas aresztowania. Wykorzystał nawet włosy, by pleść z nich sznurówki. W szafie pełno było ubrań z wieloma śladami krwi. Śledczy natknęli się na kolekcję 351 zębów. W domu potwora z Ziębic były również dokumenty niektórych ofiar. Denke prowadził poza tym rejestr zabitych. Na tej podstawie ówczesnej policji udało się ustalić tożsamość 21 osób. Byli to włóczędzy oraz bezrobotni, którzy jeździli od miasta do miasta w poszukiwaniu pracy. Ostatecznie oszacowano, że Denke zamordował i zapeklował ciała przynajmniej 42 ludzi. Dlaczego? Do dziś tajemnicą pozostaje motywacja ziębickiego zabójcy i kanibala. Prawdopodobnie nie zabijał z pobudek seksualnych. Niemniej jego pierwszą ofiarą była kobieta, Ida Launer, którą uśmiercił w 1903 roku. W dzieciństwie uchodził za tępego ucznia i był trudnym dzieckiem. W wieku 12 lat miał uciec z domu. Po ukończeniu szkoły podstawowej uczył się zawodu u ogrodnika. Kiedy umarli rodzice, farmę przejął brat, jemu dostały się w spadku pieniądze, za które kupił ziemię, ale uprawa roli nie szła mu dobrze i ostatecznie kupił nieruchomość w Ziębicach. Możliwe, że był po prostu opóźnionym w rozwoju człowiekiem, który nie potrafił kierować się względami etycznymi i który w czasach głębokiego kryzysu ekonomicznego znalazł tak makabryczny sposób na zdobywanie jedzenia i zarabianie. Zdziwienie wywołuje fakt, że przez kilkanaście lat Denke mordował ludzi i patroszył ich w swoim domu zupełnie niepostrzeżenie. Co prawda sąsiedzi mieli skarżyć się na częsty odór wydobywający się z jego mieszkania oraz na odgłosy piłowania w środku nocy, ale nikomu nie przyszło do głowy, że mieszkają obok mordercy ludojada. Często dziwili się, że wychodził z domu dźwigając wielkie worki, a wracał z pustymi rękoma. Jak wykazało później śledztwo, kości pozbywał się w pobliskim lesie oraz w szopie obok domu. Współlokatorów zastanawiał również fakt, skąd Denke brał dosyć spore ilości używanej odzieży i obuwia, którymi handlował. Oprócz Oliviera jeszcze dwie inne ofiary zdołały uciec z domu swojego oprawcy. Raz z jego pomieszczeń wypadł młody mężczyzna, który w mieście pobierał nauki czeladnicze. Był cały poplamiony krwią. Pobiegł szybko przed siebie i nigdy już o nim nie słyszano. Kiedy indziej pewien włóczęga poskarżył się sąsiadom Denkego, że ten poprosił go o napisanie listu i chwilę potem zaczął przyduszać łańcuchem. Ofiara okazała się silniejsza od napastnika i uciekła. Nikt nie zgłosił zajścia na policję. Zapomniany seryjny morderca Cicho było o nim, kiedy zabijał, ale również po jego śmierci wstrząsająca historia została szybko zapomniana. Mało kto słyszał o seryjnym mordercy i kanibalu z Dolnego Śląska. Być może stało się to za sprawą samobójstwa Denkego w celi, dzięki czemu władze uniknęły rozgłosu związanego z procesem i egzekucją. Szum medialny na pewno nie pomógłby Niemcom w odzyskaniu nadszarpniętego I wojną światową wizerunku. Niektórzy twierdzą nawet, że za rzekomym odebraniem sobie życia przez potwora z Ziębic stały lokalne władze. Denke przez wiele lat pozostawał jednym z najmniej znanych seryjnych morderców. Aż do momentu, kiedy do jego wstrząsającego życiorysu dokopała się Lucyna Biały z Biblioteki Uniwersyteckiej we Wrocławiu. Trafiła na mrożące krew w żyłach artykuły studiując niemiecką prasę z lat dwudziestych. Dziś postać mordercy ludojada przyciąga do Ziębic rzesze turystów. Sam dom, w którym Karl Denke dokonywał swoich okrutnych mordów – przy ulicy Stawowej 13 – zamieszkuje obecnie rodzina państwa Szczepańskich. Gdy kupowali nieruchomość w 1972 roku, z początku nie mieli pojęcia, że związana jest z nią tak przerażająca historia. Właściciele domu po kanibalu twierdzą, że nie ma w nim duchów. Emilia Sadaj
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama