W roku 1964 brytyjska grupa The Beatles znajdowała się u szczytu swojej popularności. Wszędzie tam, gdzie kwartet ten się pojawiał, oblegany był przez tysiące fanów. Różne kraje zabiegały o to, by John Lennon i spółka zgodzili się na przyjazd i zagranie choćby jednego koncertu. Wiosną tego roku pojawiła się elektryzująca wiadomość, że Brytyjczycy przyjadą do Buenos Aires...
Wielka mistyfikacja
Był jednak jeden mały problem. Członkowie The Beatles znajdowali się wtedy w Londynie, gdzie odpoczywali po serii koncertów. Nie mieli pojęcia o tym, iż w stolicy Argentyny miał odbyć się ich koncert. Mimo to, w lipcu na lotnisku w Buenos Aires wylądował samolot z czwórką młodych ludzi na pokładzie. Witani byli entuzjastycznie przez wielkie tłumy. Przez pewien czas nikt nie wiedział o tym, iż Tom, Vic, Bill i Dave pochodzili z Florydy i grali w zespole The Ardells, występującym przede wszystkim w barach.
Ówczesny menedżer tej grupy, Bob Yorey, postanowił, iż stworzy nową formację, którą nazwie The American Beetles. Zaproponował swoim podopiecznym, by zapuścili sobie włosy i zaczęli się ubierać tak samo jak ich sławni brytyjscy koledzy. Młodzi ludzie natychmiast przystali na ten pomysł. Gitarzysta Bill Ande wspominał wiele lat później: – Staliśmy się pod względem wyglądu wiernymi kopiami The Beatles. Traktowaliśmy to jako żart, choć nasze występy w roli amerykańskiej wersji sławnego kwartetu z Liverpoolu dały nam też zyski finansowe.
Wszystko to zmieniło się z chwilą, gdy impresario Rudy Duclós przypadkowo zobaczył ich koncert w klubie muzycznym w Miami. Pochodził z Argentyny i postanowił, że zorganizuje dla nich serię koncertów w swoim rodzinnym kraju. Gdy jednak zaczął negocjować z argentyńskimi promotorami, nie mówił im, że są to The American Beetles, lecz po prostu The Beatles, w związku z czym zrodziło się kompletnie fałszywe przekonanie, iż w Buenos Aires zjawią się John, Paul, George i Ringo. Podpisano odpowiednie kontrakty i poinformowano media, w wyniku czego liczne dzienniki, takie jak La Prensa i La Crónica obwieściły światu, że w Argentynie pod koniec maja wystąpią The Beatles.
Do dziś nie wiadomo dokładnie, czy prawdziwi Beatlesi zdawali sobie sprawę z tego, co się działo. Całkiem prawdopodobne jest, że wiadomości te do nich dotarły, ale je zignorowali. Być może przyjęli, że nikt nie był w stanie ich skutecznie udawać i że cała mistyfikacja zostanie niemal natychmiast obnażona. Mieli rację, bo tak się właśnie stało.
Przed przylotem do Argentyny czterech facetów z Florydy, Duclós skutecznie przekonał szefów jednego z kanałów argentyńskiej telewizji, by grupa została powitana w specjalnym programie na antenie. Jednak sensacja związana z przyjazdem The Beatles stała się na tyle głośna i potencjalnie intratna, że doszło do bezpardonowej walki między telewizyjnymi kanałami 9 i 13 o prawo do zaprezentowania „gości z Wielkiej Brytanii”. Ostatecznie ta pierwsza stacja wygrała zmagania i fałszywi Brytyjczycy pojawili się przed kamerami.
Zakazane piosenki
Oczywiście wszyscy widzowie natychmiast zrozumieli, że mają do czynienia z jakimś dziwnym żartem. Pojawiły się liczne głosy oburzenia i zdumienia. Mimo to The American Beetles dali kilka koncertów, które przyjęte zostały w dość zróżnicowany sposób. Niektórzy fani rzucali w ich kierunku monetami i kamieniami, inni zaś nie mieli większych obiekcji co do tego, że nie oglądali prawdziwej grupy z Liverpoolu.
Zupełnie inaczej zareagowała argentyńska prasa. Należy pamiętać, iż był to wtedy kraj rządzony przez skrajnie prawicową juntę wojskową, która kontrolowała skrupulatnie wszystkie aspekty życia publicznego. Pod adresem czwórki z Florydy posypały się różne inwektywy, które po pewnym czasie spowodowały, iż grupa stała się bardziej obecna w mediach niż The Beatles. Stacja radiowa Radio Freedom w Buenos Aires wprowadziła zakaz nadawania piosenek The American Beetles, uznając je za „zbyt sugestywnie seksualne”.
Jak można się było spodziewać, próby cenzurowania grupy odnosiły skutki odwrotne od zamierzonych. Każda zakazana piosenka powodowała powstawanie nowych nurtów „podziemnej kultury”, występującej przeciw autorytarnym rządom. Trzeba też wspomnieć o tym, iż wielu młodych Argentyńczyków żyjących w totalitarnym państwie nie wiedziało nawet o istnieniu The Beatles i dla nich czwórka z Florydy była pewnego rodzaju objawieniem.
The American Beetles, niezależnie od jakości ich muzyki, sprowokowali niechcący jedno istotne wydarzenie. W telewizji urugwajskiej wystąpiła pewnego dnia grupa Los Shakers pod wodzą Hugh Fattoruso, która zapoczątkowała rockową rewolucję muzyczną w Ameryce Południowej. Sam Fattoruso przyznał w wywiadzie udzielonym w 1993 roku, że wtedy posiadał tylko bardzo fragmentaryczne informacje o kwartecie z Liverpoolu, a jego inspirację stanowił zespół The American Beetles.
Dlaczego słynna grupa z Wielkiej Brytanii nie zdecydowała się wtedy na koncerty w Ameryce Południowej? Przyczyna jest prosta – takie kraje jak Argentyna, Brazylia czy Peru cierpiały z powodu biedy, a promotorzy i agenci muzyczni nie byli w stanie sprostać wymaganiom finansowym angielskiej kapeli. Jeśli zaś chodzi o The American Beetles, grupa zmieniła nazwę na Razor’s Edge i wydała w 1966 roku jednego singla, który jednak nie zyskał większej popularności. Niedawno dwaj członkowie zespołu, Tom Condra i Dave Hieronymus, zmarli. Bill Ande i Vic Gray pozostają aktywni muzycznie, ale ich kariery z pewnością nigdy już nie zostaną wskrzeszone.
Krzysztof M. Kucharski
Reklama