W Stanach Zjednoczonych znów tragiczna doba epidemii. Najnowsze dane Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa w Baltimore wykazują, że w ciągu minionych 24 godzin na Covid-19 zmarło 2569 Amerykanów. To najwyższa odnotowana dotychczas dobowa liczba zgonów.
Dane dotyczą 24 godzin od godz. 2.30 czasu polskiego w nocy ze wtorku na środę. Poprzedni dobowy bilans wyniósł 2228 zgonów. Do czasu danych w nocy ze środy na czwartek był najtragiczniejszym.
Reuters, powołując się na własne obliczenia, szacuje, że ofiar śmiertelnych koronawirusa w USA jest już ponad 30 tys. Uniwersytet Johnsa Hopkinsa podaje niższą liczbę - 28326.
Najwięcej chorych zmarło w stanie Nowy Jork (11620). Następnie w New Jersey (3156), Michigan (1921), Massachusetts (1108) i Luizjanie (1103).
Na ponad 2 miliony przypadków zakażenia koronawirusem na świecie, na USA przypada ponad 635 tys.
W środę w Lansing, stolicy stanu Michigan, gdzie notowane są duże przyrosty zakażeń i zgonów, odbył się protest środowisk konserwatywnych. Manifestowano przeciwko decyzji gubernator Gretchen Whitmer o przedłużeniu nakazu pozostania w domu do końca kwietnia. W samochodowych proteście zatrzymano ruch na drogach w centrum miasta.
Część protestujących wyszła jednak na ulice; wielu z nich nie miało na sobie maseczek. "Otwórzcie Michigan", "Wolność tworzy bezpieczeństwo" - to hasła na niektórych transparentach.
Przyrost zakażeń oraz zgonów udało się ograniczyć na Zachodnim Wybrzeżu. Burmistrz Los Angeles Eric Garcetti wyraził jednak w środę wątpliwość czy do końca roku możliwe będą imprezy masowe na ponad tysiąc osób.
Na środowej konferencji w Białym Domu prezydent Donald Trump ocenił, że szczyt zachorowań jest już za Amerykanami. Zapowiedział, że w czwartek ogłosi wytyczne w jaki sposób stany mają otwierać swoje gospodarki. Proces ten będzie stopniowy i uzależniony od konkretnego stanu. Prezydent uważa, że niektóre z nich otworzyć się mogą jeszcze przed 1 maja.
Podczas konferencji Trump ponowił też krytykę Światowej Organizacji Zdrowia (WHO). "Zajęło im długo zorientowanie się o co chodzi, mam przeczucie, że dokładnie wiedzieli co się dzieje" - stwierdził.
We wtorek Trump ogłosił decyzję o wstrzymaniu płacenia składek na WHO, obwiniając tę organizację o błędy kosztujące życie "wielu ludzi". Pieniądze mają być wstrzymane do czasu wyjaśnienia roli WHO w "niewłaściwym zarządzaniu i ukrywaniu rozprzestrzeniania się koronawirusa" - oświadczył. Wcześniej prezydent USA oskarżał tą oenzetowską agendę o sprzyjanie Chinom.
Prezydent pytany w środę o to czy do pierwszego zakażenia koronawirusem doszło w laboratorium w Wuhan odparł, że "coraz więcej o tym się słyszy". Zapewnił, że władze Stanów Zjednoczonych "prowadzą bardzo dogłębne śledztwo". Podał też w wątpliwość oficjalne chińskie dane dotyczące epidemii.
W wywiadzie dla telewizji Fox News po konferencji prasowej prezydenta, szef amerykańskiej dyplomacji Mike Pompeo stwierdził, że istnieje potrzeba, by "chiński rząd się otworzył" i pomógł wyjaśnić "jak rozprzestrzeniał się wirus".
We wtorek przewodniczący kolegium szefów sztabów sił zbrojnych USA generał Mark Milley oświadczył, że koronawirus prawdopodobnie powstał z przyczyn naturalnych, ale nie ma co do tego pewności.
Dziennik "Washington Post" informował z kolei, że na dwa lata przed epidemią amerykańscy dyplomaci dwukrotnie ostrzegali władze w Waszyngtonie o niewystarczających procedurach bezpieczeństwa w laboratorium w chińskim Wuhan, gdzie rozpoczęła się epidemia. Jak pisze amerykański dziennik, w tym laboratorium przeprowadzano badania nad koronawirusami pochodzącymi od nietoperzy.
Z Waszyngtonu Mateusz Obremski (PAP)
Reklama