To najgorsza statystyka od czasów Wielkiej Depresji z lat trzydziestych. Na ulicach Nowego Jorku mieszka nawet do 50 tys. bezdomych. Ponad 11 tys. z nich jest chora psychicznie.
Eksperci biją na alarm. Takich statystyk Wielkie Jabłko nie miało od blisko stu lat. Statystyki poszybowały w górę wraz z obcięciem przez władze metropolii programów dofinansowujących najbiedniejszych. Jednak, jak twierdzą analitycy, zapewnienie 20 tys. dzieci noclegowni kosztuje miasto znacznie więcej niż stałe dofinansowania ubogich.
Częścią problemu jest także stan psychiczny bezdomych. Według D.J. Jaffe'a, dyrektora Mental Illness Policy Organization, aż 11 tys. z nich powinna byc pod stałą opieką psychiatryczną. Ponad 3 tys. bezdomnych może zagrażac otoczeniu.
"Pozostawieni bez leczenia, są zdolni do najgorszych aktów. Niebezpieczeństwo polega na tym, że oni nawet nie wiedzą, jak bardzo są chorzy" - mówi D.J. Jaffe i ostrzega szeczególnie przed osobami, które mówią do siebie, latem noszą duża ilośc ubrań i żywią się pozostałościami w śmietnikach.
Według organizacji miejskich zajmujących się bezdomymi władze powinny konsekwentniej egzekwowac prawo z 1999 roku pozwalające na przymusowe leczenie najcięższych przypadków.
Zjawisko bezdomności, charakterystyczne dla każdej amerykańskiej metropolii, w Nowym Jorku przybrało jednak skalę poważnego problemu. Przedstawiciele Department of Homeless Services twierdzą, że trudno podac dokładną liczbę osób mieszkających na ulicy. Zestawienia są robione jedynie w opaciu o dane z noclegowni, które podają liczbę osób korzystających z ich serwisów w ciągu roku, ale przyznają, że znaczna (choc trudna do określenia) jest liczba bezdomych, którzy nigdy do schronisk nie trafiają.
Od chwili objęcia stnowiska burmistrza miasta przez Mike Bloomberga, czyli od roku 2001, liczba bezdomych w Nowym Jorku wzrosła z 31 tys. do 50 tysięcy.
W mieście działa ponad 80 noclegowni.
tz
Reklama