Epidemia koronawirusa nie powstrzymała wysyłki paczek ze Stanów Zjednoczonych do Polski. Nie zakłóciła ona nasilonej przed Wielkanocą działalności dużego hurtownika Doma Export, drugi pod względem wielkości Polamer pracuje w zmniejszonym składzie.
Jak wyjaśnił PAP były wieloletni właściciel Doma Export Ludwik Wnękowicz, na rynku polonijnym w USA jest kilkaset punktów przekazujących paczki poprzez hurtowników, którzy obsługują lokalne punkty w zakresie transportu oraz zajmują się wysyłką paczek do krajów docelowych. Największym odbiorcą jest Polska.
Doma to najstarsza, działająca od ponad 60 lat firma wysyłkowa w USA służąca Polonii. Założył ją weteran II wojny światowej pilot Józef Domaniecki.
Według Wnękowicza mimo że PLL LOT zawiesił czasowo regularne przeloty ze względu na koronawirusa, firma znalazła inne możliwości wysyłki drogą lotniczą.
Wiceprezes Doma Export Steve Walker zapewniał PAP, że codziennie drogą morską wysyłany jest kontener i dotychczas nie było zakłóceń. Po krótkich perturbacjach od przyszłego tygodnia przesyłki lotnicze trafiać będą do Polski dwa razy w tygodniu.
„Powiadomiliśmy naszych kurierów i klientów, że nie mamy żadnych przerw w świadczeniu usług. Drogą morską paczki dochodzą w ciągu 3 do 5 tygodni, a lotniczą od 4 do 7 dni roboczych” – sprecyzował.
Terminy w nadzwyczajnych sytuacjach mogą się wydłużyć. „Nie mogę dokładnie określić liczby przesyłek w okresie świątecznym. Sądzę, że jest ich co najmniej kilka tysięcy tygodniowo. Generalnie nie zmieniło się to w porównaniu z innymi latami” – mówił Walker.
Zwrócił uwagę, że na Wschodnim Wybrzeżu firma posiada ok. 200 agentów, a w całych Stanach Zjednoczonych ok. 250. Wysyła paczki do 28 krajów Europejskich.
„Obsługujemy 46 krajów drogą lotniczą i morską, a morską Filipiny. Nasze przesyłki w ramach tzw. Super Express w ciągu czterech dni docierają do 180 krajów” - wyliczył.
Walker wskazał, że firma w okresie epidemii nie zamyka żadnych oddziałów. Wszystkie zatrudnione osoby pracują.
„Najważniejsze jest to, że także w obliczu kryzysu z koronawirusem mamy zasoby pozwalające kontynuować normalną działalność. Nie zawiesiliśmy dostaw drogą lotniczą, co jest bardzo istotne” – podkreślił wiceprezes Doma Export.
Wiceprezes Polameru Wiesława Bochenek powiedziała, że każde z 12 biur firmy w Chicago pozostaje otwarte. Pracują w nieco zmniejszonym składzie.
„Kurierzy pracują bez zmian. Przyjmujemy jak dawniej paczki dla osób prywatnych i wysyłamy je drogą lotniczą i morską. Tylko termin ich dostarczenia może się wydłużyć o dzień lub dwa” – powiedziała w rozmowie z PAP.
W opinii Bochenek w Chicago ludzie boją się wychodzić z domów. Stosują się do zaleceń władz.
„Ze względu na koronawirusa przyjmujemy klientów pojedynczo, żeby się czuli komfortowo, i czyścimy natychmiast wszystko” – przekonywała.
Jak dodała, w związku z epidemią nie wolno wysyłać masek, artykułów dezynfekujących czy rękawiczek.
„Przyjmowanie przesyłek morskich na Wielkanoc skończyliśmy w ubiegłym tygodniu, kiedy nie rozlegał się jeszcze taki alarm. Było ich tylko trochę mniej niż zwykle, co spowodował chyba nie tylko wirus, ale fakt, że Polonia się kurczy” – oceniła wiceprezes Polameru.
Powiadomiła, że w czasie kryzysu firma organizuje odbiór paczek z domów. Klienci mogą wkładać rzeczy przeznaczone do wysyłki np. do worka, a Polamer pakuje je i wysyła.
Pracowniczka oddziału Polamer na Greenpoincie w Nowym Jorku dziwiła się, że w czasie epidemii wszystko przebiega normalnie. „Wydawałoby się, że ludzie powinni raczej siedzieć w domach, niż chodzić z paczkami. Przed świętami jest zresztą zawsze troszeczkę więcej klientów. Nasze paczki wysyłaliśmy drogą morską na początku marca. Teraz są tylko lotnicze” – tłumaczyła.
Zdaniem Elżbiety Kapecki z Polonez Travel Agency na Greenpoincie ludzie wysyłają mniej paczek, bo obawiają się trudności z dostawami w Polsce.
„Terminy przyjmowania przesyłek świątecznych drogą morską już minęły. Z ich wysyłaniem było w miarę dobrze. Teraz przyjmujemy jeszcze przesyłki lotnicze, ale nie zgłasza się wielu ludzi. Wszystko się wyciszyło” – zauważyła.
Z kolei w opinii pracowniczki Polonez Parcel Service w West Springfield Massachusetts nic się za bardzo nie zmieniło. W okresie przedświątecznym ludzie starają się wciąż wysyłać paczki do swoich bliskich w Polsce.
Niektóre z współpracujących z hurtownikami punktów zostały tymczasowo zamknięte z powodu koronawirsua. Należą do nich m.in. Emilia Agency i Anna-Pol na Greenpoincie oraz Wisla Express LLC w New Britain w stanie Connecticut.
Jak powiedziała PAP właścicielka Emilias Agency, Emilia Sroczyńska, chociaż w Polsce można dostać wszystko, ludzie wciąż wysyłają paczki, bo niektóre produkty w USA są lepszej jakości. Wymieniła np. popularne ręczniki papierowe Bounty.
„To niby drobiazg, ale jak przywykło się tutaj do nich, to trochę ich brakuje, a do Polski wraca na stałe bardzo dużo ludzi” – zauważyła właścicielka firmy.
Z Nowego Jorku Andrzej Dobrowolski (PAP)
Reklama