Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 22 listopada 2024 15:42
Reklama KD Market

Ukąszenie śmierci

Ta niemal już zapomniana a przecież wciąż niezwykle niebezpieczna choroba występuje obecnie głównie w Afryce i Azji. Największe spustoszenie wścieklizna sieje w Indiach, gdzie z jej powodu co pół godziny umiera człowiek. W krajach rozwiniętych mało kto dziś pamięta, że kiedy pojawią się już symptomy, wścieklizna zawsze prowadzi do śmierci. Na całym świecie tylko kilkanaście osób przeżyło, pomimo ich wystąpienia. Pierwszą z nich była młoda Amerykanka z Wisconsin... Jak podaje Światowa Organizacja Zdrowia, na wściekliznę, czyli wirusową chorobę przenoszoną przez ślinę, umiera co roku ok. 60 tysięcy ludzi, a 15 milionów jest poddawanych leczeniu szczepionkowemu. Dziś wścieklizna w wielu krajach prawie w ogóle nie występuje, a to za sprawą powszechnego szczepienia zwierząt domowych. Mimo to, gdy już do niej dojdzie, jest bardzo groźną chorobą, która może skończyć się śmiercią. Aby nie dopuścić do śmierci, należy poddać się szczepieniu w krótkim czasie od ugryzienia czy innego bezpośredniego kontaktu z dzikim zwierzęciem, które może być wściekłe. Jeśli natomiast dojdzie już do wystąpienia objawów, zarażona osoba umiera w ciągu najbliższych 10 do 12 dni. Dlatego przypadek Jeanny Giese lekarze okrzyknęli cudem. Dziewczyna przeżyła, pomimo iż była już w ostatnim stadium choroby. Protokół Milwaukee albo cud 12 września 2004 roku w miejscowości Fond du Lac w Wisconsin rodzina Giese wybrała się na niedzielną mszę. Po kościele zaczął latać nietoperz. Któryś z wiernych odganiając go kapeluszem uderzył rozpędzone w powietrzu zwierzę, które następnie upadło na ziemię. 15-letnia wówczas Jeanna postanowiła wynieść rannego nietoperza na zewnątrz kościoła. Wtedy ten ugryzł ją w palec u lewej ręki. W domu rodzice zdezynfekowali niewielką ranę, po której wkrótce nie było śladu i wszyscy zapomnieli o całej sprawie. Jeanna wróciła do zajęć dnia codziennego. Jednak po miesiącu od ugryzienia nastolatka zaczęła odczuwać mrowienie w ręce i zaburzenia mowy. Kiedy podczas gry w siatkówkę nie mogła odebrać piłki, ponieważ widziała ją podwójnie, wiedziała, że dzieje się z nią coś złego. W krótkim czasie jej stan pogorszył się na tyle, iż dziewczynę hospitalizowano. Lekarze próbowali różnych terapii, ale żadna z nich nie przynosiła poprawy. Wtedy jej mama przypomniała sobie, że kilka tygodni wcześniej Jeannę ugryzł nietoperz. Testy laboratoryjne potwierdziły, że nastolatka została zarażona wścieklizną. Ponieważ symptomy już wystąpiły, za późno było na tradycyjne leczenie. Wtedy lekarze wpadli na nowatorski pomysł terapii. Poprzez wywołanie śpiączki farmakologicznej chcieli dać młodemu organizmowi czas na wytworzenie własnych przeciwciał. Kluczowe było też, aby nie dopuścić do uszkodzenia mózgu przez wirus wścieklizny. Eksperyment okazał się spektakularnym sukcesem. Po 6 dniach Jeannę wybudzono ze śpiączki. Pierwszy raz w historii medycyny zarażona wścieklizną osoba, której nie podano na czas szczepionki, wyszła cało z tej śmiertelnej choroby. Nastolatkę czekała jeszcze bardzo długa rehabilitacja. Wirus, który atakuje układ nerwowy i mózg, doprowadził ją do takiego stanu, iż Jeanna od nowa musiała uczyć się mówić i chodzić. Ze szpitala wyszła po dwu i pół miesiącach, a wracanie do pełni sił i sprawności zajęło kolejne lata. Dziewczyna skończyła jednak liceum oraz studia wyższe, wyszła za mąż i urodziła bliźnięta. Zastosowana procedura, która uratowała jej życie, tzw. Protokół Milwaukee, nie sprawdził się jednak w przypadku innych zarażonych. Lekarze podejrzewają, że Giese zakaziła się wyjątkowo słabą odmianą wirusa. Według źródeł tylko 14 osób na całym świecie, u których wystąpiły już objawy, przeżyło wściekliznę. Bolesny wodowstręt Nazwa wścieklizna pochodzi od jej najbardziej charakterystycznego objawu, którym jest wściekłość i agresja (od łacińskiego słowa rabies). Oprócz tego chorobie bardzo często towarzyszy hydrofobia, czyli wodowstręt. Próby napicia się wywołują bolesne spazmy gardła i krtani. Wynika to prawdopodobnie z faktu, że wirus namnaża się m.in. w gruczołach ślinowych. Dochodzi do tego w ostatnim stadium choroby. I tak np. w przypadku psów 10 do 12 dni później zwierzę umiera. Dlatego, jeśli pies przeżyje trwającą zwykle 15 dni obserwację, oznacza to, że w momencie ugryzienia kogoś w jego ślinie nie było wirusa wścieklizny i nie mógł zarazić człowieka, którego zaatakował. Do innych symptomów wścieklizny u człowieka należą: mrowienie w miejscu ugryzienia, gorączka, ból głowy, nadmierna ekscytacja, bezsenność, niedowład jakiejś części ciała i drgawki. Z kolei u zakażonego zwierzęcia często obserwuje się zmianę zachowania, nadpobudliwość, ucieczki od właściciela, spożywanie niejadalnych przedmiotów, ślinotok, zez, opadanie żuchwy i wypadanie języka. Co ciekawe od momentu zakażenia do chwili wystąpienia objawów upływa niejednokrotnie bardzo wiele czasu. Generalnie przyjmuje się, że okres inkubacji, czyli utajenia, kiedy choroba jeszcze się nie manifestuje, w przypadku wścieklizny może trwać od miesiąca do nawet roku. Były dwa przypadki chorych w USA, u których objawy wystąpiły dopiero po 4 i 6 latach. Jednak naukowcy podchodzą do tych danych z rezerwą. Wdychanie wirusa wścieklizny Do zarażenia wirusem wścieklizny dochodzi wtedy, gdy chore zwierzę ugryzie lub zadrapie człowieka albo gdy jego ślina będzie miała kontakt z czyimiś oczami, ustami lub nosem. Istnieje poza tym kilka przypadków przeniesienia wścieklizny pomiędzy ludźmi. Za każdym razem do zarażenia doszło przy przeszczepie jakiejś części ciała od zmarłych dawców, u których nie rozpoznano wścieklizny. W ośmiu przypadkach był to transplant rogówki, w trzech pozostałych chodziło o organy wewnętrzne. Wirusem można się również zarazić przebywając np. w jaskini na skutek wdychania oparów odchodów nietoperzy. W przypadku ugryzień lub zadrapań przez wściekłe zwierzę najbardziej niebezpieczne są rany na klatce piersiowej, szyi oraz twarzy. Wtedy prawdopodobieństwo zakażenia jest najwyższe i najszybciej widoczne są symptomy. Dzieje się tak dlatego, że wirus, po dostaniu się do organizmu, poprzez tkankę nerwową usiłuje dotrzeć do istoty szarej mózgu, by tam intensywnie namnażać się. Stamtąd rozprzestrzenia się do tkanek i ślinianek, by móc znów być przenoszonym na kolejny organizm. Poza tym niejednokrotnie zwierzęta zarażają się wirusem zjadając zainfekowaną padlinę, gdzie wirus w dużych ilościach występuje w tkance nerwowej oraz mózgu. Potrafi wytrzymać niskie temperatury i procesy gnilne. Ciąża od ugryzienia Dlatego profilaktycznemu szczepieniu poddawane są osoby, które wykonują sekcje padłych dzikich zwierząt. Popularną szczepionką jest m.in. rabipur. Zwykle jest ona stuprocentowo skuteczna, jeśli pacjent podda się leczeniu w ciągu 10 dni od zarażenia. Najwięcej szczepień ma miejsce w Indiach, około 7 milionów rocznie. To ze względu na duży odsetek bezpańskich psów, które atakują ludzi, głównie dzieci. W niektórych okresach stanowią one aż 70 procent śmiertelnych ofiar wścieklizny. Wysoka śmiertelność w Indiach jest w dużej mierze wynikiem masowej histerii, w fachowej literaturze określanej mianem syndromu psiej ciąży i występuje głównie na terenach wiejskich z przewagą ludności bez wykształcenia. Zjawisko polega na silnym przekonaniu, że na skutek ugryzienia przez psa człowiek zachodzi w ciążę i urodzi szczenięta. Zwłaszcza jeśli pies podczas ataku był podniecony seksualnie, ponieważ, jak tłumaczą hinduscy wieśniacy, w jego ślinie znajdują się plemniki. Syndrom ten dotyka zarówno kobiety, jak i mężczyzn, którzy zamiast udać się do lekarza, szukają pomocy u lokalnych znachorów. Znachorzy w Indiach specjalizują się w „leczeniu” z psiej ciąży na skalę masową. Za pomocą zaklęć i różnych mieszanek ziół doprowadzają do tego, iż płód „usuwa się” z organizmu drogami moczowymi lub przez przewód pokarmowy i to oczywiście w taki sposób, że osoba w ciąży tego nie zauważa. Ofiary syndromu rzekomo słyszą w brzuchu warczenie szczeniąt oraz widzą je wewnątrz siebie podczas przeglądania się w wodzie. Lekarze bezskutecznie walczą z irracjonalnym myśleniem Hindusów. Przyjmuje się, że na syndrom psiej ciąży zapada tysiące ludzi. Gdy już zgłaszają się po profesjonalną pomoc, ponieważ pojawiły się dokuczliwe objawy wścieklizny, na ratunek jest zwykle za późno. Światowy Dzień Wścieklizny obchodzony jest 28 września, w dniu śmierci Louisa Pasteura, twórcy pierwszej szczepionki przeciwko wściekliźnie. Emilia Sadaj
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama