Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 22 listopada 2024 17:26
Reklama KD Market

Sześćdziesiąt sekund

Wydawałoby się, że tak ikoniczny i ogromnej wartości obraz jak „Krzyk” Edvarda Muncha powinien znajdować się w najlepiej zabezpieczonym muzeum na świecie, naszpikowanym elektronicznymi czujnikami i chroniony przez nie mniej czujnych strażników. Nic bardziej mylnego – pierwsza wersja obrazu, która została namalowana w 1893 roku, została skradziona w ciągu sześćdziesięciu sekund. Co zadziwiające, nikt nie wyciągnął lekcji z tego zdarzenia i kradzież drugiej wersji arcydzieła, z 1910 roku, również nie nastręczyła złodziejom żadnych trudności...
Sześćdziesiąt sekund
„Krzyk” Edvarda Muncha

Autor: Adobe Stock

Obsesja Pala

Pal Enger dorastał w Tveita w Oslo, najbardziej niebezpiecznej dzielnicy norweskiej stolicy. Zaczynał od kradzieży słodyczy z lokalnych sklepów, by następnie przejść do okradania sklepów jubilerskich, włamywania się do sejfów i wysadzania bankomatów. Jeden z jego kolegów wspominał, że kiedy Pal miał wybrać się do centrum Oslo, nigdy nie jechał metrem. Zamiast tego kradł samochód jednej z jego ulubionych marek – Porsche, Mercedesa lub BMW.

Jako dziecko miał dwie obsesje. Pierwszą był „Ojciec chrzestny” Francisa Forda Coppoli. W wieku 15 lat wykorzystał zarobione na kradzieżach pieniądze, by polecieć do Nowego Jorku i zobaczyć miejsce, w którym kręcono ten film. Drugą było mroczne dzieło Edvarda Muncha „Krzyk”. Jego kradzież stała się największą obsesją Pala. 

12 lutego 1994 roku cała uwaga norweskiej policji skupiona była na zabezpieczaniu ceremonii otwarcia Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Lillehammer. Oslo pozostało niemal bez policji, co wykorzystało dwóch rabusiów – Pal i drobny złodziejaszek, zwerbowany przez niego do pomocy. Około 6.30 rano przystawili drabinę do ściany Narodowego Muzeum Sztuki. Jeden z nich wspiął się do okna na wysokim parterze, gdzie znajdował się obraz. Drabina jednak zsunęła się i złodziej spadł. Przystawił ją więc ponownie i tym razem bez przeszkód dostał się do okna, wybił szybę i wszedł do środka.

„Krzyk” wisiał na ścianie tuż obok. Z okazji igrzysk został przeniesiony z lepiej zabezpieczonej sali na drugim piętrze do łatwo dostępnego dla turystów pomieszczenia na parterze. Nie był w żaden sposób zabezpieczony. Rabuś miał ze sobą tylko kombinerki – przeciął nimi drut, na którym zawieszono arcydzieło, i zabrał je ze sobą. W miejscu, gdzie poprzednio wisiał „Krzyk”, zostawił kartkę z napisem: „Dziękujemy za tak kiepską ochronę”. Cały napad, który uwieczniła kamera monitoringu, zajął złodziejom około minuty. 

Ochroniarz słyszał alarm, który włączył się po wybiciu okna, ale przyjął, że jest fałszywy i nie wezwał od razu policji. Upłynęło dobre pięć minut, zanim zdecydował się zadzwonić po służby. Do tego czasu ktoś z okolicznych mieszkańców zdążył zawiadomić policję. Kiedy więc ochroniarz wykręcał numer na posterunek, pierwsze radiowozy właśnie zaparkowały przed wejściem do muzeum. Ale rabusie byli już daleko. 

Policja szybko wpadła na trop Pala Engera, ale nie była w stanie powiązać go z kradzieżą. Pala to bardzo bawiło. Kiedy kilka tygodni po napadzie urodził mu się syn, wykupił w gazecie ogłoszenie pisząc, że mały Oscar przyszedł na świat „z krzykiem”. Potrafił również anonimowo zadzwonić na policję i donieść na samego siebie, że ma obraz w bagażniku. Przeszukania nigdy niczego nie wykazały. 

Kiedy nacieszył się już obrazem, postanowił go sprzedać. Jednak nie udało mu się znaleźć kupca na tak znane dzieło, zaproponował więc odkupienie go za milion dolarów Narodowemu Muzeum Sztuki. Władze muzeum gotowe były zapłacić okup, byle tylko odzyskać bezcenne malowidło, ale policja przekonała ich, żeby odmówili rabusiom. Złodziej zwrócił się więc o pomoc do znajomego pasera.

Ten dość szybko umówił się z potencjalnym kupcem. Nie zdawał sobie sprawy, że rzekomy nabywca pracuje dla Scotland Yardu. 7 maja 1994 r. fałszywy kupiec i paser spotkali się w domku na wsi, gdzie miało dojść do transakcji. Kiedy tylko agent upewnił się, że obraz jest prawdziwy, wezwał posiłki. Rabusiów aresztowano a „Krzyk” wrócił na swoje miejsce w muzeum.

W biały dzień

Dziesięć lat po kradzieży oryginalnej wersji „Krzyku” dokonano rabunku drugiej, namalowanej w 1910 roku. Około południa 22 sierpnia 2004 r. zamaskowani mężczyźni weszli do Muzeum Muncha w Oslo. Jeden z nich wymierzył broń w strażników, pracowników i przebywających w środku zwiedzających, po czym kazał im położyć się na podłogę. Tymczasem drugi spokojnie zdjął ze ściany zarówno „Krzyk”, jak i wiszącą tuż obok „Madonnę” Muncha. 

Świadkowie przestępstwa stwierdzili, że nie włączył się żaden alarm, gdy zdejmowano obrazy ze ścian. Francuski producent radiowy François Castang, który był świadkiem zdarzenia, stwierdził: „Wystarczyło mocno pociągnąć za obraz, aby drut, na którym był zawieszony, zerwał się”. Jak widać, poprzednia kradzież niczego nie nauczyła władz kolejnego obiektu.

Policja wszczęła zakrojone na wielką skalę śledztwo w poszukiwania skradzionych arcydzieł. Niemal rok zajęło śledczym zidentyfikowanie rabusiów. Wpadli zupełnie przez przypadek, kiedy dwóch z nich zostało aresztowanych za zupełnie inny napad. W zamian za złagodzenie kary zgodzili się opowiedzieć o napadzie na muzeum i wskazać wspólników.

Aresztowano pozostałą czwórkę, ale żaden ze złodziei nie chciał zdradzić miejsca ukrycia dzieł Muncha. Władze Oslo zaproponowały nawet nagrodę w wysokości 2 milionów koron norweskich dla osoby, która je zwróci, ale to również nie przyniosło rezultatu. Obawiano się, że bezcenne dzieła bezpowrotnie zaginęły. 

Dopiero 31 sierpnia 2006 r. norweska policja ogłosiła, że odzyskano zarówno „Krzyk”, jak i „Madonnę”. Nie ujawniono żadnych szczegółów. Obrazy były w dużo lepszym stanie niż przypuszczano. Nosiły niewielkie ślady zaniedbania, które udało się usunąć. Zanim jednak ponownie wystawiono je w galerii, przez dziewięć miesięcy pracowano w muzeum nad nowoczesnym systemem zabezpieczeń, by chronić bezcenne dzieła przed zakusami kolejnych złodziei.

Maggie Sawicka


Podziel się
Oceń

Reklama