Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 22 listopada 2024 18:10
Reklama KD Market

Niski, ale wielki

Jest najpopularniejszym niskorosłym aktorem, choć tylko raz zagrał rolę karła. O tym, by grać w teatrze, filmach i serialach, marzył całe życie, ale początkowo nie mógł znaleźć interesujących go ról ani nawet własnego agenta. Świat filmowy docenił go za rolę w „The Station Agent” a świat pokochał za kreację Tyriona Lannistera w kultowym serialu „Game of Thrones”. Peter Dinklage jeszcze nie powiedział ostatniego słowa...
Niski, ale wielki
Peter Dinklage

Autor: Peter Dinklage/Instagram/Wikipedia

Zdany na siebie

Zadebiutował jako 26-latek. W czerwcu tego roku skończył 55 lat. W roku przyszłym świętować będzie 20-lecie ślubu z Eriką Schmidt, reżyserką teatralną, z którą ma dwójkę dzieci. Żyje w miasteczku pod Nowym Jorkiem, z dala od błysku fleszy. Jest też w dobrym, stabilnym miejscu zawodowo – gra w teatrze oraz filmach kinowych i telewizyjnych. O tym, że jest inny, świadczy tylko jego wzrost – 135 centymetrów.

Od urodzenia Peter cierpi na androplazję, chorobę powodującą zaburzenie rozwoju kości. Jego rodzice, John Carl, sprzedawca ubezpieczeń, i Diane, nauczycielka muzyki, nie spodziewali się, że ich kolejny syn urodzi się z taką przypadłością. Nikt w rodzinie nie cierpiał na karłowatość, a szansa na urodzenie się z nią wynosi 1:25000. Ale stało się i 11 czerwca 1969 roku w Morristown w New Jersey przyszedł na świat Peter.

Choć Dinklage’owie szybko zorientowali się, że syn jest chory, nigdy nie przyznawali mu specjalnych przywilejów. Jeśli chciał sięgnąć po coś, co leżało na wyższej półce, sam musiał sobie z tym poradzić. Nie interweniowali też, kiedy rówieśnicy dokuczali chłopakowi przy byle okazji. Fakt, że nie trzymali go pod kloszem, spowodował, iż Peter nauczył się dawać sobie radę w życiu. Musiał.

Być jak Malkovich

Dinklage dość wcześnie zaczął przygodę z aktorstwem. Wraz z o dwa lata starszym bratem Jonathanem (obecnie cenionym skrzypkiem) wystawiali spektakle dla rodziny i sąsiadów. Były to musicale „z najgłośniejszymi piosenkami, jakie mogli znaleźć”. Z puszek po tuńczykach zmajstrowali perkusję i zaprezentowali nawet własną wersję albumu The Who „Qadrophenia”. Wkrótce jedna z nauczycielek dostrzegła talent Petera i powierzyła mu główną rolę w szkolnym przedstawieniu. Wtedy Peter pomyślał, że w tym zawodzie znalazłby dla siebie miejsce. A kiedy jako piętnastolatek zobaczył spektakl „True West” z Johnem Malkovichem, wiedział już, że chce robić to co on. 

Krok po kroku dążył do celu. Ukończył Bennigton Collage w Vermoncie i wyjechał do Nowego Jorku, gdzie wraz z przyjacielem zamierzał otworzyć teatr. Mimo że miał dyplom z aktorstwa, nie mógł znaleźć pracy. Początkowo, aby opłacić czynsz, wraz z kumplem wynajmowali swoje mieszkanie na imprezy. Mimo iż trzęsło się ono za każdym razem, gdy przez pobliski most przejeżdżał pociąg, lokal cieszył się niezłym wzięciem. Do pierwszej zimy, kiedy okazało się, że nie działa ogrzewanie.

Aby mie

na czynsz, Dinklage poszedł do „normalnej” pracy. Został analitykiem danych i choć nienawidził tego zajęcia, dało mu ono stabilność finansową. Przez krótki czas dorabiał też w sklepie z płytami. Muzyka to druga w kolejności pasja aktora. Całe swoje nastoletnie życie był fanem punk rocka, a w latach 90. śpiewał w punkowo-rockowo-folkowej kapeli Whizzy. To wtedy nabawił się blizny zaczynającej się na karku i kończącej przy brwiach. W trakcie koncertu, kiedy pod wpływem alkoholu nadmiernie szalał na scenie, kolega z zespołu niechcący go kopnął. Peter tak niefortunnie spadł ze sceny, że ślad tego wydarzenia nosi do dziś. 

To nie żart

Mimo imprezowego stylu życia Dinklage nie zapomniał o aktorstwie. Wciąż szukał ról dla siebie, ale był wymagający. Nie chciał takich, w których miał grać elfy, niziołki czy krasnoludki, a tak zazwyczaj są szufladkowane osoby z karłowatością. Agenci aktorscy nie chcieli się z nim spotykać, a co dopiero reprezentować. Jednak wierność sobie i pracowitość w końcu się opłaciły. W 1995 roku Peter dostał rolę w „Living in Oblivion”. Ten niskobudżetowy debiut Toma DiCillo okazał się objawieniem festiwalu w Sundance. Dinklage wcielił się w postać aktora sfrustrowanego tym, że… Hollywood nie ma ciekawych ról dla karłów. To nie jest żart! 

Rola była niewielka i poza kilkoma epizodami później długo nic się nie działo. Do czasu, kiedy w 2003 roku na jego życiowej drodze pojawił się Tom McCarthy, autor oscarowego „Spotlight”. Zaproponował on Dinklage’owi główną rolę w „Station Agent”. Tytułowy dróżnik jest entuzjastą pociągów, który zajmuje się opuszczoną stacją kolejową w małym miasteczku. Jest przekonany, że będzie tam żył tak jak lubi – w izolacji, z dala od ludzi. Na miejscu okazuje się, że samotny wcale nie będzie.

Film zebrał świetne recenzje, a sam Peter mógł się cieszyć z kilku wyróżnień, w tym nominacji do prestiżowej Screen Actors Guild Award. Choć tym razem przegrał – w konkurencji z Johnnym Deppem i Seanem Pennem – jego kariera zaczęła nabierać rozpędu. W 2006 roku zagrał w „Find Me Guilty” Sidneya Lumeta, potem w komedii „Death at the Funeral”, następnie w „The Chronicles of Narnia: Prince Caspian” – to był ten jedyny raz, kiedy zgodził się zagrać skrzata.

Tylko on mógł to zagrać

Aż w 2011 roku nastąpił wielki boom. Powiedzieć, że rola Tyriona Lannistera w serialu „Game of Thrones” odmieniła życie aktora, to jakby nie powiedzieć nic. Kandydaturę Dinklage’a podsunęła twórcom Lena Headey, wcielająca się w postać jego serialowej siostry, Cersei. Aktorzy spotkali się kilka lat wcześniej na planie pilota serialu „Ultra”. Potem okazało się, że Dinklage nie był pierwszym kandydatem do zagrania tej postaci. Był jedynym!

„Gdyby nie przyjął naszej propozycji… O rany… nie wiem, co byśmy zrobili” – wyznał George R.R. Martin, autor książkowego pierwowzoru. A scenarzysta David Benioff dodał: „Kiedy przeczytałem książki Martina, uznałem, że Tyrion to jeden z najwspanialszych bohaterów literatury. (…) Błyskotliwy, zgryźliwy, napalony, lubiący popić, z bałaganem w głowie. Tylko jeden aktor mógł go zagrać”. 

Tyrion okazał się jednym z najbardziej ukochanych przez fanów bohaterów kultowego serialu. Swoje uznanie dla kreacji Dinklage’a wyraziła też branża, nagradzając go Złotym Globem i czterema statuetkami Emmy. Co ciekawe, sam aktor nie jest fanem powieści. W programie „David Letterman Show” zdradził, że pogubił się przy czytaniu tych książek i do dziś ich nie skończył.

„Pewnie moja postać zostanie zabita za to, co powiedziałem” – zażartował na koniec rozmowy. Tak się nie stało, ale w 2019 roku po prostu zakończono emisję serialu. Mimo popularności i finansowej stabilizacji, jaki zapewniła Dinklage’owi ta seria, on sam uznał, iż to był idealny moment. W jednym z wywiadów powiedział: „Seriale czasami emitowane są zbyt długo, co prowadzi do absurdalnych rozwiązań w scenariuszach”.

Brak sił na ekscesy 

Udział w serialu „Game of Thrones” nie zablokował mu innych propozycji. Dinklage zagrał m.in. w oscarowym „Three Billboards Outside Ebbing, Missouri”, w blockbusterach „X-Men: Days of Future Past” czy „Avengers: Infinity War”. Coraz częściej dubbinguje też gry i animacje – ostatnio użyczył głosu Scourge’owi w „Transformers: Rise of the Best”. 

Aktor zawodowo lubi płodozmian, ale prywatnie jest bardziej stały w uczuciach. W 2005 roku w Las Vegas wziął cywilny ślub z Ericą Schmidt, scenarzystką i reżyserką teatralną. Para ma dwójkę dzieci. Wiadomo, że córka urodzona w 2011 roku ma na imię Zelig. Peter do tej pory jednak nie zdradził mediom imienia syna urodzonego w roku 2017. 

Dinklage jest wegetarianinem, uwielbia zwierzęta (prywatnie ma labradora) i wiedzie żywot domatora. Nie chce być bohaterem kolorowej prasy. „Noce spędzam siedząc, czytając książki, pijąc herbatę i wyprowadzając psa. Tak wygląda moje ekscytujące życie” – wyznał dziennikarzowi magazynu „Esquire”. Cóż, jak się można wyszaleć na planie, to potem nie ma siły na ekscesy.

Małgorzata Matuszewska


Podziel się
Oceń

Reklama