Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
niedziela, 22 grudnia 2024 12:41
Reklama KD Market

Polowanie na ciężarne, które chcą urodzić dziecko na amerykańskiej ziemi

Amerykańscy urzędnicy konsularni zajmą się wyszukiwaniem ciężarnych kobiet. Ich zadaniem będzie wyselekcjonowanie i zablokowanie tych, które chcą urodzić dziecko na amerykańskiej ziemi. To kolejny front walki z ,,turystyką urodzeniową”. To nie jest abstrakcyjny problem. Ginekolodzy z Chicago mówią mediom o zamożnych pacjentkach, które przyjeżdżają zza granicy i płacą z własnej kieszeni za urodzenie dziecka. Podobne opowieści można usłyszeć w każdym większym mieście. Pułapki 14. Poprawki Stany Zjednoczone należą do stosunkowo nielicznej grupy 35 państw uznających tzw. prawo ziemi (łac. ius soli). Daje ono prawo do amerykańskiego obywatelstwa niemal każdej osobie urodzonej na terytorium USA. Zasady tej nie można zmienić ustawą Kongresu, bo została zapisana w Konstytucji, a dokładnie w 14. Poprawce. Nawiasem mówiąc przyjęto ją po to, aby uznać prawo do obywatelstwa byłych niewolników po wojnie secesyjnej, a nie w celu przywiązania do ,,amerykańskości” dzieci imigrantów pierwszej generacji. To szczegół nie bez znaczenia, bo przeciwnicy prawa ziemi argumentują od lat, iż obecna interpretacja 14. Poprawki nie jest zgodna z intencjami ustawodawców. Pakiet nie tylko dla dziecka Amerykańskie obywatelstwo jest dla milionów ludzi przedmiotem pożądania. Ciężarne kobiety przyjeżdżają do USA z takich krajów jak Chiny, Rosja, czy Nigeria. To często zorganizowany proceder, na którym bogacą się osoby indywidualne i firmy różnego autoramentu. Ceny ,,usługi” wahają się od kilku tysięcy dolarów, za załatwienie wizy i miejsca porodu, po astronomiczne sumy sięgające 150 tys. dolarów. W ,,pakietach” w wersji luksusowej, oferowanych na różnych zagranicznych stronach internetowych, mieści się wszystko – od załatwienia wizy, przelotu, pokrycia kosztów opieki medycznej w dobrych klinikach, po załatwienie formalności poporodowych z wyrobieniem metryki urodzenia i paszportu USA dla dziecka włącznie. Tego rodzaju usługi są reklamowane jako rodzinna inwestycja na przyszłość – obywatelstwo amerykańskie ma ułatwić tzw. anchor baby dostęp do uniwersytetów w USA, a gdy skończy on 21 lat, sponsorowanie rodziców i możliwość legalnego przeniesienia się do Stanów całej rodziny. Nie wiadomo dokładnie, jaka jest skala procederu tej osobliwej formy zorganizowanej turystyki, opartej na wykorzystaniu zapisu 14. Poprawki do Konstytucji. Center for Immigration Studies, opowiadające się za ścisłą kontrolą imigracji i bliskie ideowo obecnej administracji szacuje rozmiary zjawiska na ok. 33 tysiące urodzeń rocznie. Z kolei Center for Disease Control and Prevention ocenia ten liczbę na ,,zaledwie” 10 tys. dzieci rocznie. Nie brak jednak opinii, że właśnie prawo ziemi jest jednym z głównych powodów masowego napływu nielegalnych imigrantów z południa. W luźnej sukience i przez Hawaje Biały Dom od początku kadencji obecnego prezydenta zamierza ukrócić proceder ,,turystyki urodzeniowej”. Donald Trump nie ukrywa, że chciałby wyłączyć spod obowiązywania 14. Poprawki dzieci nielegalnych imigrantów przebywających w USA oraz osoby, które urodziły się na terytorium Stanów Zjednoczonych w wyniku celowej działalności i zapobiegliwości ich matek-cudzoziemek, które przyjechały do USA na czas rozwiązania ciąży. Jeszcze w 2018 roku prezydent zapowiadał wydanie rozporządzenia wykonawczego (executive order) w tej sprawie. Nie doszło do tego, bo decyzja prezydenta nie wytrzymałaby próby w sądzie. O odwołaniu 14. Poprawki ze względów politycznych nie ma mowy, bo przy obecnych podziałach ideologicznych w USA nie ma żadnych szans na przeprowadzenie skomplikowanej procedury. Zmiana interpretacji zapisów konstytucji także jest skomplikowana i wymagałaby precedensowego orzeczenia Sądu Najwyższego w tej sprawie. Biały Dom jest więc ograniczony jedynie do prowadzenia działań administracyjnych i ścigania ewidentnych przypadków zorganizowanych prób wykorzystywania istniejącego systemu. Tak było w lutym 2019 roku, kiedy Departament Sprawiedliwości przedstawił akty oskarżenia 19 osobom odpowiedzialnym za sprowadzenie do Kalifornii ,,tysięcy” ciężarnych kobiet, pochodzących głównie z Chin. To pierwszy przypadek ścigania organizatorów ,,turystyki urodzeniowej” przez prawo federalne, choć nie oskarżono ich o przestępstwa imigracyjne, ale o oszustwa i pranie pieniędzy. Zarzuty usłyszeli autorzy kampanii marketingowej oferującej dostęp do ,,najatrakcyjniejszego obywatelstwa”, ,,pierwszeństwa zatrudnienia w amerykańskich instytucjach”, ,,lepszego powietrza”, a nawet szansy na ,,otrzymanie emerytalnych świadczeń uzupełniających w przypadku zamieszkania za granicą”. W przypadku tej ,,inicjatywy” ceny wahały się od 15 tys. do 50 tys. dolarów. W zamian kobiety przechodziły szkolenie, jak zachować się podczas wizowego interview, a nawet jak przedłużyć pobyt w USA po wygaśnięciu wizy. Wśród udzielanych instrukcji znalazły się także porady, aby podczas podróży ubierać się w luźne stroje, pozwalające na ukrycie ciąży przed agentami Customs and Border Protection. Wskazany był także przelot do USA z przystankiem na Hawajach, bo tam służby imigracyjne miały być liberalniejsze niż w Los Angeles. Wszystko w gestii konsula Kolejnym krokiem ma być zaostrzenie procedur wizowych. Zarys tych działań opisano w projekcie najnowszej wersji dokumentu Unified Agenda of Federal Regulatory and Deregulatory Actions. ,,Zmiany mają na celu zmniejszenie zagrożeń dla bezpieczeństwa narodowego i ryzyka związanego z egzekwowaniem prawa, w tym aktywności kryminalnej związanej z przemysłem turystyki urodzeniowej” – twierdzą w Departamencie Stanu. Według nowych zapisów przygotowanych w Departamencie Stanu, czyli instytucji odpowiedzialnej za wydawanie wiz w amerykańskich placówkach dyplomatycznych, jeśli urzędnik konsularny poweźmie podejrzenie, że osoba aplikująca o wizę kategorii B (chodzi o wizy turystyczne lub krótkoterminowe wizy biznesowe) zamierza urodzić dziecko w Stanach Zjednoczonych, ma być automatycznie traktowana jako ktoś, kto próbuje pozyskać amerykańskie obywatelstwo dla swojego potomka. ,,Aby oddalić takie podejrzenie, osoba wnioskująca o wizę musi przedstawić urzędnikowi konsularnemu w sposób satysfakcjonujący główną przyczynę wjazdu, inną niż urodzenie dziecka na terytorium USA” – czytamy w dokumencie Departamentu Stanu. W podobnym tonie utrzymane są także zapisy w Foreign Affairs Manual, z których korzystają urzędnicy konsularni decydujący o wydaniu wiz. Krótko mówiąc – będą mogli oni odrzucić wniosek wizowy, jeśli będą podejrzewać, że prawdziwym celem jego złożenia jest uzyskanie obywatelstwa dla nienarodzonego dziecka. Instrukcje nie nakazują jednak urzędnikom zadawania pytań o to, czy wnioskodawczynie są w ciąży, mają zamiar w nią zajść, czy okazania zaświadczenia, iż nie znajdują się w stanie błogosławionym. Jak więc się to wszystko ma odbywać? Nasi pracownicy ,,dysponują wysokimi kwalifikacjami pozwalającymi na odróżnienie fałszu od prawdy” – twierdzi wysoki urzędnik Departamentu Stanu. Góra urodzi mysz? Nie należy jednak liczyć na to, że zaostrzenie procedur wizowych przyniesie natychmiastowe i wymierne efekty w ukróceniu ,,turystyki urodzeniowej”. Jeffrey Gorsky, były doradca prawny urzędu wizowego Departamentu Stanu zwraca uwagę, że wiele osób chcących urodzić dziecko w USA jest już w posiadaniu wizy z prawem wielokrotnego wjazdu. Są też obywatele krajów objętych ruchem bezwizowym (Visa Waiver Program), w tym od niedawna także Polacy. Nie muszą oni przechodzić przez przesłuchania w konsulatach, a zamiar wjazdu zgłaszają jedynie przez internet. ,,Nie od razu Rzym zbudowano – replikuje wysoki urzędnik Departamentu Stanu – już samo uznanie procederu za nielegalny stanowi krok naprzód”. Eksperci przewidują, że za instrukcjami Departamentu Stanu dla urzędników konsularnych pojawią się podobne dla agentów Customs and Border Protection, podlegających Departamentowi Bezpieczeństwa Krajowego. A to oznaczałoby uważne przyglądanie się wszystkim kobietom podczas odpraw granicznych. Już jednak sama zapowiedź podobnych praktyk budzi spore emocje. Sarah Pierce z Migration Policy Institute przypomina, że o ile cudzoziemcy ubiegający się o amerykańskie wizy w konsulatach są skazani na podporządkowanie się decyzji urzędników, to wprowadzenie restrykcji skierowanych przeciwko kobietom ciężarnym przekraczającym granicę USA np. w celach biznesowych lub turystycznych, mogłoby zostać zakwestionowane w sądach jako forma dyskryminacji. Nie mówiąc o tym, że próby zawracania osób w ciąży z portów lotniczych, odbiłyby się negatywnie na wizerunku USA. Jolanta Telega [email protected]
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama