Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 15 listopada 2024 02:19
Reklama KD Market

W Senacie finał postępowania ws. impeachmentu Trumpa

Senat USA rozpoczyna we wtorek wysłuchanie stron w procesie parlamentarnym prezydenta Donalda Trumpa oskarżonego przez Izbę Reprezentantów o nadużycie władzy i obstrukcję śledztwa w tej sprawie, co zdaniem oskarżycieli zasługuje na impeachment. Do zdjęcia prezydenta z urzędu trzeba minimum 2/3 głosów, co w praktyce oznacza, że niemal na pewno do tego nie dojdzie, gdyż Partia Republikańska (GOP) ma większość w wyższej izbie Kongresu, a prawie wszyscy senatorowie republikańscy sygnalizują gotowość głosowania za oczyszczeniem Trumpa z zarzutów. Od przebiegu rozprawy w Senacie zależy jednak, czy oskarżającym Trumpa Demokratom uda się przekonać opinię publiczną, że spodziewany a priori wyrok uniewinniający jest niesprawiedliwy, bo motywowany głównie partyjnym interesem sojuszników prezydenta z Partii Republikańskiej. Obradom procesowym przewodniczy prezes Sądu Najwyższego John Roberts. Rolę prokuratorów odegrają tzw. menadżerowie impeachmentu, czyli siedmioro demokratycznych członków Izby Reprezentantów wyznaczonych przez przewodniczącą izby, Nancy Pelosi, z szefami komisji wymiaru sprawiedliwości i komisji ds. wywiadu: Jerroldem Nadlerem i Adamem Shiffem włącznie. Na ławach obrony Trumpa zasiada dziewięć osób: siedmioro radców prawnych Białego Domu i dwóch prominentnych prawników z zewnątrz: były specjalny prokurator z impeachmentu prezydenta Billa Clintona (1993-2001), Kenneth Starr i słynny adwokat oraz profesor prawa z Uniwersyetetu Harvarda Alan Dershovitz. Stu senatorów – 53 Republikanów i 47 Demokratów – odegrają w tym procesie rolę ławy przysięgłych. Przed posiedzeniem obie strony przysłały na Kapitol dokumenty prawne ujawniające ich planowaną taktykę. Demokratyczni menadżerowie impeachmentu będą dowodzić, że rażącym nadużyciem władzy przez Trumpa była próba zmuszenia ukraińskiego prezydenta Wołodymyra Zełenskiego do ogłoszenia śledztwa w sprawie domniemanej korupcji byłego wiceprezydenta Joe Bidena przez grożenie wstrzymaniem amerykańskiej pomocy wojskowej dla Ukrainy. Biden, którego syn Hunter był zatrudniony w ukraińskiej firmie Burisma, oskarżanej o nielegalne praktyki, jest prawdopodobnym rywalem Trumpa w tegorocznych wyborach prezydenckich. Zarzut wobec Trumpa opiera się na tym, że pomoc dla zaprzyjaźnionego, walczącego z Rosją kraju uzależniał on od wsparcia jego prywatnych interesów w walce o reelekcję. W materiale przesłanym do Senatu przez Biały Dom argumentuje się, że zachowanie prezydenta nie kwalifikuje się do impeachmentu, gdyż miał on prawo wstrzymać pomoc dla Ukrainy z powodu korupcji szerzącej się w tym kraju. A jeśli nawet uznać, że postąpił nielegalnie (a amerykański odpowiednik NIK, czyli General Accounting Office, orzekł, że Trump naruszył prawo, zamrażając pomoc zatwierdzoną przez Kongres), to "nadużycie władzy" nie spełnia kryteriów usunięcia prezydenta z urzędu. Senatorowie obrońcy prezydenta powtórzyli te argumenty, występując w niedzielę w telewizji, a Dershovitz powołał się na precedensowe orzeczenie sędziego SN Benjamina Curtisa w czasie impeachmentu prezydenta Andrew Johnsona w 1867 r., który zawyrokował, że czyn wymagający usunięcia urzędującego prezydenta ze stanowiska musi być przestępstwem w rozumieniu kodeksu karnego, a "nadużycie władzy" nim nie jest - jak argumentował prawnik z Uniwersytetu Harvarda. Demokraci polemizowali z taką opinią, a Shiff – były prokurator, który jako przewodniczący komisji ds. wywiadu prowadził śledztwo w sprawie działań podwładnych Trumpa na Ukrainie – uznał ją za "absurdalną". Zgadzają się z nim liczni eksperci, których zdaniem czyn nadający się do impeachmentu wcale nie musi być przestępstwem sensu stricto - tak jak niektóre przestępstwa karalne w kodeksie nie są uważane za tak groźne, by usuwać prezydenta. Dominuje pogląd, że kryteria impeachmentu, określone w uchwalonej ponad 230 lat temu konstytucji USA raczej ogólnikowo, bo w świetle ustawy zasadniczej na pozbawienie prezydenta władzy zasługują: "zdrada stanu, przekupstwo i inne poważne zbrodnie i wykroczenia", są w istocie arbitralne, tym bardziej że decyduje o nich nie sąd, a Kongres, czyli politycy. Prezydent Gerald Ford powiedział kiedyś, że czyn kwalifikujący się do impeachmentu to ten, "który zostanie za taki uznany przez Izbę Reprezentantów". Wielu prawników konstytucjonalistów argumentuje jednak, że intencją autorów konstytucji Stanów Zjednoczonych było stworzenie mechanizmu zdjęcia z urzędu prezydenta, który nadużywa władzy, narażając interesy kraju dla swej prywatnej korzyści, co właśnie zrobił – zdaniem krytyków – Trump. Na procesie w Senacie demokratyczni oskarżyciele Trumpa będą się starali powołać nowych świadków, tzn. najbliższych jego współpracowników, takich jak były doradca ds. bezpieczeństwa narodowego John Bolton, którzy mogliby potwierdzić, że naciski na Zełenskiego wywierano na wyraźne polecenie prezydenta. Ich zeznania miałyby większą wagę – albo siłę przekonywania opinii - niż relacje dotychczasowych świadków, głównie dyplomatów i urzędników administracji średniego szczebla. Demokraci usiłowali ich wezwać już w czasie śledztwa prowadzonego przez komisje ds. wywiadu, ale spotkali się z odmową i nie próbowali wymusić ich zeznań na drodze sądowej, obawiając się przedłużania procedury impeachmentu w obliczu zbliżających się wyborów. Taktyka ta jest krytykowana. Reguły procedury procesu uchwala Senat zwykłą większością głosów, co oznacza, że Demokratom wystarczy przeciągnąć na swoją stronę tylko troje republikańskich senatorów, żeby powołano dodatkowych świadków. Senatorowie GOP: Mitt Romney, Susan Collins i Lisa Murkowski podobno skłaniają się do tego rozwiązania. Demokraci liczą, że składane pod przysięgą zeznania Boltona i innych, np. szefa kancelarii prezydenta, Micka Mulvanaya, ukażą Trumpa w jeszcze gorszym świetle, co zaszkodzi mu przed listopadowymi wyborami. Biały Dom daje jednak do zrozumienia, że jeśli Senat pozwoli na świadków oskarżenia, będzie musiał dopuścić również ewentualnych świadków obrony. Republikanie wskazują tu na Bidena i jego syna, a także sygnalistę, anonimowego analityka CIA, który jako pierwszy ujawnił cały skandal. Wniosek taki poprą prawdopodobnie nawet republikańscy senatorowie godzący się na świadków oskarżenia. Oczekiwano początkowo, że proces potrwa około 2 tygodni, ale spory na temat świadków i inne, których nie można wykluczyć na procesie, mogą go przeciągnąć na dłużej. Tymczasem 3 lutego zaczynają się prawybory w Partii Demokratycznej, w których o nominację prezydencką stara się troje kandydatów, którzy są jednocześnie senatorami: Bernie Sanders, Elizabeth Warren i Amy Klobuchar. A 4 lutego Trump ma wygłosić w Kongresie doroczne orędzie o stanie państwa. Gdyby w tym czasie proces w Senacie nadal się toczył, byłaby to sytuacja kłopotliwa i bezprecedensowa w dziejach Ameryki. Tomasz Zalewski (PAP)
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama