Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
niedziela, 22 grudnia 2024 13:02
Reklama KD Market

Restrykcjami w imigrantów

Polityka imigracyjna Stanów Zjednoczonych od początku kadencji Donalda Trumpa budzi gorące emocje i jest komentowana na całym świecie. W 2019 roku, podobnie jak w dwóch poprzednich latach nie było praktycznie tygodnia, w którym by nie wybuchały kolejne kontrowersje. Były także decyzje podejmowane po cichu, o których media mówiły stosunkowo mało, albo informowano o nich w suchych komunikatach, przechodząc nad sprawą do porządku dziennego. W czasie, gdy opinia publiczna skupiała się na losach rozdzielanych na granicy rodzin, dzieciach w ośrodkach odosobnienia i panujących tam warunkach, czy groźbach strzelania do imigrantów na granicy, administracja wprowadzała kolejne, często niewielkie zmiany w obowiązujących przepisach i procedurach. Choć nie przebiły się na pierwsze strony gazet, były częścią konsekwentnie prowadzonej restrykcyjnej polityki wobec imigrantów. Można tu mówić o taktyce salami, polegającej na stosowaniu drobnych i dyskretnych działań, które są niezauważalne, ale nieuchronnie prowadzą do założonego celu. Ponieważ przełom roku zawsze sprzyja remanentom, amerykańskim dziennikarzom udało się przygotować listę działań, które przemknęły niezauważone, bądź nie poświęcono im wystarczającej uwagi. Kontrola mediów społecznościowych Jeszcze w 2018 Departament Bezpieczeństwa Krajowego (Department of Homeland Security – DHS) ogłosił plany monitorowania mediów społecznościowych kandydatów na legalnych imigrantów i obywateli. Konsekwentnie w formularzach pojawiły się rubryki, w których petenci musieli podać swoje adresy w mediach społecznościowych – na Facebooku, Twitterze, Instagramie, YouTube, itp. W ten sposób służby imigracyjne są w stanie monitorować wpisy i komentarze imigrantów. Od urzędników zależy teraz ich interpretacja i szukanie uzasadnienia dla oddalenia wniosku. Biorąc pod uwagę, że kandydaci na imigrantów z reguły zamieszczają wpisy w swoich ojczystych językach, o pomyłki i fałszywe interpretacje nietrudno. W 2019 roku spore emocje w mediach etnicznych w USA wywołało ujawnienie wewnętrznej instrukcji United States Citizenship and Immigration Services zalecającej urzędnikom korzystanie w tym celu z serwisu tłumaczeniowego Google. A ten jak wiadomo do doskonałych nie należy i nie zastąpi żywego człowieka. Według DHS osoby, które przejdą pozytywnie procedurę naturalizacji nie są już więcej monitorowane. Jednak zapis ich aktywności przed złożeniem przysięgi obywatelskiej pozostanie w archiwach służb imigracyjnych. Ten pomijany szczegół może stanowić powód do niepokoju, bo obecna administracja zaczęła także majstrować przy procedurach denaturalizacyjnych. Niekonsekwencje w starych wpisach w mediach społecznościowych mogą zostać uznane po latach jako próba oszustwa imigracyjnego. Łatwiej stracić obywatelstwo Jeszcze do niedawna przejście przez proces naturalizacji i złożenie przysięgi obywatelskiej w praktyce oznaczało koniec kontaktów z władzami imigracyjnymi. Przypadki pozbawiania obywatelstwa należały do absolutnych wyjątków. Dość powiedzieć, że w latach 2004-2016 denaturalizowano średnio 40 osób rocznie. Według raportu Amerykańskiej Unii Swobód Obywatelskich (American Civil Liberties Union – ACLU) administracja od trzech lat prowadzi ,,kampanię denaturalizacyjną”. Służby federalne zostały wyczulone na poszukiwanie niekonsekwencji oraz nieścisłości we wnioskach o przyznanie obywatelstwa i aktywnościach życiowych, co może prowadzić do pozbawienia obywatelstwa i deportacji. Niech nas nie zwiedzie, że w latach 2017 i 2018 denaturalizowano mniej niż 100 osób rocznie. W 2019 roku przejrzano już ponad 700 tysięcy spraw i podjęto dezyzje o przeprowadzeniu śledztw w 887 przypadkach. Według administracji ,,pozbawianie obywatelstwa będzie odgrywać ważną rolę w zabezpieczaniu integralności systemu imigracyjnego”. W tegorocznym budżecie przeznaczono na ten cel dodatkowe 200 milionów dolarów. Ofiary przemocy domowej bez azylu Już drugi rok z rzędu ofiary ,,prywatnych” przestępstw w swoich krajach urodzenia nie mogą uzyskać statusu uchodźcy w Stanach Zjednoczonych. Arbitralną decyzję w tej sprawie podjął ówczesny prokurator generalny Jeff Sessions, notabene wbrew międzynarodowemu prawu azylowemu. Zmiana przepisów dotknęła przede wszystkim kobiety, które uciekły ze swoich krajów szukając schronienia przed aktami przemocy domowej lub prześladowaniami związanymi z kulturową dominacją mężczyzn. Jak oświadczył Sessions fakt, że rządy ich krajów nie są w stanie zapewnić im ochrony i skutecznie ścigać prześladowców, nie może stanowić powodu do przyznania im azylu. Ograniczenia w TPS Niewiele mediów odnotowało, że po przejściu nad Bahamami katastrofalnego huraganu Dorian Stany Zjednoczone nie przyznały obywatelom tego kraju prawa do Temporary Protected Status (TPS). W przeszłości w przypadku szczególnie groźnych klęsk żywiołowych i katastrof humanitarnych oraz konfliktów zbrojnych, USA pozwalały na tymczasowy pobyt mieszkańcom dotkniętych regionów. Administracja Trumpa zrezygnowała z tej polityki, a wcześniej próbowała bez rozgłosu zamknąć programy dla kilku krajów: Sudanu, Nikaragui, Haiti oraz Salwadoru. Decyzję w tej sprawie zablokowano w sądach, a status osób z TPS przedłużono do 2021 roku. Administracja próbowała też zamknąć program dla Hondurasu oraz Nepalu, ale i w tym przypadku udało się powstrzymać deportacje. Wojna z uboższymi imigrantami Biały Dom od początku nie ukrywał, że chce, aby do USA przyjeżdżali przede wszystkim ludzie zamożni, posiadający środki do życia. W ubiegłym roku pojawiały się różne pomysły. Niektóre, takie jak wymóg aby kandydaci do imigracji do USA posiadali środki na wykupienie ubezpieczenia zdrowotnego, udało się zablokować w sądach. Od października 2019 roku zaczął jednak obowiązywać przepis o ,,public charge”, czyli obciążeniu publicznym. Urzędnik imigracyjny będzie mógł oddalić podanie o zieloną kartę, jeśli uzna, że petent będzie stanowił ciężar dla systemu opieki społecznej. Relacjonując te zmiany większość mediów skupiła się na rozszerzonej liście świadczeń, z których imigranci nie powinni korzystać (m.in. Medicare, Medicaid, food stamps oraz federalne subsydia mieszkaniowe). Uwadze większości umknęło jednak, że kompetencje urzędników USCIS znacznie się poszerzyły. Na podstawie takich czynników jak wiek, stan zdrowia, wykształcenie, czy stan oszczędności mają ocenić, czy petent nie będzie stanowić obciążenia publicznego. Jeśli będą mieć wątpliwości – wydadzą decyzję odmowną. Cichy cios w Dreamersów Bez rozgłosu administracja Trumpa postanowiła uderzyć w uczestników programu Deferred Action for Childhood Arrivals (DACA), oferującego ochronę przed deportacjami osobom, które zostały wwiezione do USA jak nieletnie. Immigrations and Customs Enforcement (ICE) zaczął rozsyłać do niektórych uczestników programu listy o ponownym otwarciu procedur deportacyjnych. Według informacji przesłanej przez ICE do mediów ma to stopniowo dotyczyć wszystkich spraw, które zostały zamknięte administracyjnie. Jest ich w sumie 350 tysięcy, choć nie wiadomo, ilu dokładnie dotyczy Dreamersów (jak nazywa się uczestników DACA). W kontekście toczącej się w Sądzie Najwyższym sprawy, dotyczącej legalności całego programu, wygląda to naprawdę groźnie. Według prawników imigracyjnych ICE może się w ten sposób przygotowywać do deportacji Dreamersów w przypadku zakończenia programu przez Sąd Najwyższy. To, czego nie wiemy ,,Wśród zmian wprowadzonych przez administrację Trumpa dotyczących prawa i procedur imigracyjnych największym wyzwaniem stały się te, o których administracja nie informuje” – pisze portal internetowy Quartz. Trudno się z tym nie zgodzić. Na najbardziej drastyczne zmiany można się przygotować i podjąć w porozumieniu z prawnikami racjonalne działania. Gorzej, jeśli nie wiemy, jakimi przesłankami kierują się urzędnicy. A to zdarza się coraz częściej. Jako przykład podaje się tzw. credible fear interviews, czyli wstępne przesłuchania na granicy USA przeprowadzane gdy imigrant informuje agentów U.S. Customs and Border Protection o tym, iż obawia się powrotu do domu. Do lipca 2019 r. przez tę procedurę przechodziło pozytywnie 97 proc. potencjalnych azylantów, którym pozwalano na wypełnienie wniosku o azyl. Po lipcu było to tylko 10 proc. Najczęstszym sposobem odmowy był brak wystąpienia z wnioskiem o azyl w pierwszym kraju uważanym za bezpieczny, czyli najczęściej w Meksyku. Ale nowe zasady nigdy nie doczekały się formalnej publikacji, co sprawia, że azylanci nie mają szans na przygotowanie się na taką rozmowę. A ta urzędnicza ,,szara strefa” jest dużo większa i dotyczy szerszej gamy spraw – ostrzegają prawnicy imigracyjni. Jolanta Telega [email protected] Na zdjęciu: Imigranci na granicy amerykańsko-meksykańskiej w Matamoros i Brownsville fot. Abraham Pineda Jácome/EPA-EFE/Shutterstock
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama