Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 16 listopada 2024 09:32
Reklama KD Market

O sztuce dialogu słów kilka

Jestem w trakcie głoszenia adwentowych rekolekcji dla Polaków w parafiach na Wschodnim Wybrzeżu. To bardzo ważna część mojej posługi jako księdza i zakonnika. Zawsze staram się dzielić Słowem Bożym, które dotyka też mojego życia. Tematy rodzą się same. Życie jest naprawdę bardzo bogate w pytania i sprawy, nad którymi należy się zatrzymać i zastanowić. Z religijnego punktu widzenia takim tematem jest wiara w Boga, relacja z Nim, modlitwa. Są jednak inne ważne kwestie, takie jak postawa człowieka wierzącego wobec innych, bycie Kościołem, jakim Kościołem. Tematy, które przynosi codzienność. Mam takie dobre wrażenie, że ludzie, którzy przychodzą na rekolekcje nie tylko aktywnie słuchają, ale przede wszystkim chcą słuchać. Choć staram się mobilizować ich bardziej jeszcze do tego, by na usłyszane słowo odpowiedzieli. Marzą mi się dialogi, na przykład w formie katechezy dorosłych lub temu podobnych spotkań. Wymiana myśli, która nie zawsze jest łatwa, domagająca się przygotowania i skupienia. Otwartość na różne poglądy i opcje. Tego niestety często nam brakuje. Albo się boimy rozmawiać, a wtedy wolimy przyjmować oczywiste tezy, albo uciekamy przed konfrontacją, szczelnie się obwarowując. Wiele lat temu stałem na krakowskim Rynku. Przechodziło dwóch mężczyzn w średnim wieku. Wyglądali na pracowników naukowych jakiejś uczelni. Rozmawiali żywo. Dotarły do mnie słowa: „Wiesz, problemem jest to, kiedy owieczki w kościele zaczynają słuchać i zadawać pytania, na które nie dostaną odpowiedzi”. To mi wystarczyło, by chcieć inaczej, choć z czasem ciągle jakbym się tego wciąż bał. Ktoś właśnie umieścił taki wpis na swoim profilu społecznościowym: „Obrzydliwy jest ten portal coraz bardziej. Dlaczego tyle narodu ma nieustanną potrzebę wylewania bluzgów na wszystko i wszystkich, z którymi się nie zgadzają. Ze względu na osobistą higienę psychiczną będę banował. Po co ja mam się truć?”. Ten mądry człowiek, będący zresztą księdzem katolickim i profesorem, ma rację. To jest obrzydliwe. Brakuje nam zdolności krytycznego spojrzenia na samych siebie. Za to kochamy oskarżać się wzajemnie, nie pozwalamy na głoszenie odmiennych poglądów, mając w ogóle paraliżujący lęk przed odmiennością i jakąkolwiek innością. Skąd się to bierze? To ciągłe, chorobliwe wręcz, wylewanie trucizny wokół siebie? Wydaje mi się, że problem jest w nas. Niezgoda na samych siebie nie pozwala zgadzać się na innych. Nie dostrzegając dobra w sobie, trudno widzieć je w innych. Za to wydobywanie na światło słabości innych ludzi, ocenianie, a nawet osądzanie innych, to przychodzi stosunkowo prosto, gdyż bijąc innych, bijemy samych siebie. Być może jest nam wtedy lżej, ale czy to jest właściwa droga? W takich sytuacjach wychodzi na wierzch także bezrefleksyjność. Faktem jest, że coraz mniej się czyta. Najczęstszym powodem jest brak czasu lub najzwyklejsze lenistwo. Łatwiej tracić czas na portalach społecznościowych, często podglądając innych, niż przeznaczyć go, „zmarnować” na lekturę lub refleksję. Niestety, kiedy brakuje treści, trudno jest rzeczowo o czymkolwiek dyskutować, a nawet zwyczajnie rozmawiać. Łatwiej jest wtedy zająć się plotkami o innych i oskarżeniami. A wtedy też rodzą się postawy prawdziwie „rycerskie”, w obronie wartości, idei, opcji politycznych, itd. Szkoda tylko wielka, że nie w obronie ludzi, którym chciałoby się zamknąć buzię, zanim ją w ogóle otworzą. Dialog jest sztuką. Nie każdy tej sztuki się nauczył w życiu, choć każdy ma szansę, a nawet nie jest na nią nigdy za późno. Trzeba tylko pamiętać, że w dialogu ważne jest nie tylko mówienie, które może stać się monologiem, ile ważne jest słuchanie. A w słuchaniu trzeba pamiętać, że ten drugi nie jest mną. Może inaczej czuć, myśleć, wyrażać się. Słuchając nie oceniam, a przyjmuję to, co ktoś chce mi zakomunikować, powiedzieć. W odpowiedzi mogę się z czymś zgadzać, ale nie muszę. Mogę rozpocząć dyskusję, która może doprowadzić do bardzo interesujących wniosków. I może się okazać, że się czegoś nauczyłem dzięki tej rozmowie. Nie panując jednak nad emocjami, dopuszczając do głosu pieniactwo, skazuję całą rozmowę na przegraną, raniąc i mojego rozmówcę i samego siebie. Nawet kiedy głoszę Słowo Boże w kościele, nie robię tego po to, żeby wszystkich od razu przekonać. Sztuką jest stawiać pytania otwarte, w których jest miejsce na refleksję i rozbudowaną odpowiedź. Zdając sobie sprawę z tego, że podobnie jak siewca, głosząc sieję ziarno. Muszę dać mu czas na wzrost. Dać czas, to bardzo ważne. Nie mogę też zapominać, że dobre ziarno będzie wzrastać, a obok pojawią się chwasty. Pan Jezus radzi, by z selekcją poczekać do żniwa. Jeśli jednak nerwowo oczekuję, że zmiana ma się dokonać natychmiast i jeśli uważam, że tylko i wyłącznie ja sam mam najlepsze rozwiązania i monopol na prawdę, to mogę się bardzo mylić, wyrządzając wiele krzywdy drugiemu i w ogóle wokół siebie. A może też krzywdzę wtedy samego siebie!? Wciąż odkrywam, jak cudownie jest, że Bóg daje mi czas, nie oczekując, że miana dokona się w tej samej chwili. On jest bardzo cierpliwy. Słucha wszystkiego, co Mu mówię, a co bardzo często nie jest takim, jakim powinno być w rzeczywistości. Bo choć pragnę czynić dobro, to wciąż czynię zło, którego nie chcę, jak by to ujął św. Paweł. Czemu więc tak szybko o tym zapominam? Odbierając innym prawo do tego, co w moim życiu niepostrzeżenie stało się normą? ks. Łukasz Kleczka Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. W latach 2011-2018 przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana. Od lipca 2018 r. wikariusz w parafii św. Jana Pawła II w Bayonne, w New Jersey.   fot. Pexels.com
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama