Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 16 listopada 2024 13:00
Reklama KD Market

Smutek impeachmentu

Przewodnicząca Izby Reprezentantów Nancy Pelosi wytacza najcięższe armaty przeciwko urzędującemu prezydentowi, rozpoczynając procedurę oskarżenia parlamentarnego Donalda Trumpa. Zdaniem demokratów zwrócenie się do przywódcy innego kraju o pomoc w pokonaniu przeciwnika w nadchodzących wyborach może stanowić powód do pozbawienia prezydenta stanowiska. Biały Dom sięga po broń podobnego kalibru, mówiąc o próbie zamachu stanu. Prezydent Donald Trump mobilizuje przy tym swoich zwolenników i zbiera mnóstwo pieniędzy – już na przyszłoroczne wybory. W zasadzie może być pewien, iż układ sił w Senacie nie pozwoli na odebranie mu stanowiska. Mamy otwartą polityczną wojnę, w której w walce o przyszłoroczne zwycięstwo nie będzie przebierać się w środkach. Najsmutniejszy w tym wszystkim jest brak refleksji, co stanie się potem, gdy wsiąknie krew i osiądzie kurz batalii toczonych z Konstytucją na ustach. Polacy przyswoili sobie słowo impeachment dwie dekady temu, podczas słynnej afery rozporkowej. Teraz wróciło ono na medialne czołówki ze wszystkimi konsekwencjami. Kongres decydując się na oskarżenie prezydenta sięgnął po opcję nuklearną i chce zdjąć z urzędu prezydenta wybranego trzy lata temu w wyborach, nad którymi też zaciążył cień manipulacji ze strony państw trzecich. Do tej pory czterokrotnie próbowano pozbawić prezydenta urzędu. Warto pamiętać, że Kongresowi nigdy nie udało się odsunąć od władzy gospodarza Białego Domu. Mimo to każdy przypadek impeachmentu jest tak odmienny, że wpłynęliśmy na zupełnie nieznane wody. Choćby dlatego, że w ostatnich dwóch przypadkach – Nixona i Clintona – w grę wchodzili prezydenci piastujący urząd drugą już kadencję. Teraz Kongres chce pozbawić urzędu kogoś, kto w przyszłym roku chce się ubiegać o reelekcję. Impeachment jest przede wszystkim procedurą wykorzystywaną do usuwania urzędników federalnych, głównie sędziów. W sumie Kongres okazał się skuteczny w zaledwie 19 przypadkach. W tym liczba “upolowanych” prezydentów: 0. Andrew Johnson i Bill Clinton przeszli całą procedurę impeachmentu i zostali uwolnieni od zarzutów. Zajęło to odpowiednio 3 i 4 miesiące. W przypadku Clintona wynik głosowania w Kongresie był od początku przesądzony, jego przeciwnikom chodziło jedynie o polityczną “zadymę” ze skandalem obyczajowym w tle. To właśnie afera rozporkowa znacznie obniżyła wagę impeachmentu, choć raport specjalnego prokuratora Kennetha Starra czytała wówczas z niezdrowymi wypiekami na twarzy cała Ameryka. A na dodatek z pół świata, bo fragmenty dokumentu na gwałt tłumaczono na różne języki, z polskim włącznie. Przestrzeń publiczna wypełniła się semantycznymi dywagacjami na temat definicji seksu, w tym seksu oralnego, co zepchnęło na drugi plan istotę problemu – czy prezydent rzeczywiście dopuścił się krzywoprzysięstwa i nadużycia władzy. Kongres – zgodnie z przewidywaniami – oczyścił Clintona z zarzutów i dziś można się tylko zastanawiać, jak skandal z Moniką Lewinsky wpłynął na wynik wyborów prezydenckich w 2000 roku i na porażkę wyborczą Ala Gore’a. Richard Nixon pół roku po rozpoczęciu impeachmentu zdążył złożyć rezygnację i odejść jeszcze przed zamknięciem procedury, a potem został szybko ułaskawiony przed swojego zastępcę i następcę Geralda Forda. Wówczas jednak doszło do czegoś, co dziś trudno sobie wyobrazić – Partia Republikańska zdystansowała się od swojego prezydenta. Czasów Jacksona nikt już nie pamięta, ale w pozostałych przypadkach mieliśmy za każdym razem do czynienia z polityczną medialną jatką. Biorąc pod uwagę wciąż pogłębiające się podziały i brutalny wpływ mediów społecznościowych na język debaty publicznej, impeachment Donalda Trumpa będzie jeszcze gorszy. Mamy przed sobą kilka miesięcy taplania się w politycznym błocie. Tym wyborcom – zarówno demokratom, republikanom, jak i niezależnym – którym wydawało się, że niewiele gorszego może się już zdarzyć podczas obecnej, chaotycznej prezydentury, los zagrał na nosie. Może. I będzie niestety. Amerykańska demokracja wielokrotnie pokazywała, że potrafi wyjść obronną ręką z poważnych politycznych zawirowań. Ale mam graniczące z pewnością przeczucie, że po całej awanturze z impeachmentem jako społeczeństwo ockniemy się jeszcze bardziej pokiereszowani i podzieleni. I to w tym wszystkim najsmutniejsze. Tomasz Deptuła

Dziennikarz, publicysta, ekspert ds. komunikacji społecznej. Przez ponad 25 lat korespondent polskich mediów w Nowym Jorku i redaktor “Nowego Dziennika”. Obecnie zastępca szefa Centrum Badań nad Bezpieczeństwem w Warszawie.

  fot.ERIK LESSER/EPA-EFE/Shutterstock
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama