Eksperci zwracają uwagę, że rodzime gatunki, w tym rośliny zapewniające pożywienie i schronienie miejscowym zwierzętom, są przystosowane do okresowych pożarów, stanowiących naturalny element ekosystemu. Nasiona niektórych lokalnych roślin potrzebują ognia, by wykiełkować, a sarny czy świstaki chętnie żerują na świeżych pędach wyrastających po pożarze.
Biolodzy podkreślają też, że większość zwierząt potrafi uciekać lub ukryć się przed płomieniami. Mimo to szybko rozprzestrzeniające się pożary wiążą się ze śmiercią części zwierząt, które nie zdołały w porę przemieścić się w bezpieczniejsze miejsce.
"Bolesną konsekwencją pożaru jest śmierć części dzikich zwierząt" – powiedział Tim Dillingham z kalifornijskiego urzędu ochrony fauny i flory. "Widziałem ptaki, które spadły na ziemię po nawdychaniu się dymu" - dodał.
Po pożarze, niektóre gatunki mogą rywalizować ze sobą o siedliska, szczególnie w rejonie Los Angeles, gdzie urbanizacja znacznie ograniczyła dostępne przestrzenie.
Obawy o przyrodę w Kalifornii rosną ze względu na globalne ocieplenie. W ostatnich latach naukowcy niepokoją się o sztandarowe gatunki roślin tego stanu: drzewo Jozuego, czyli jukkę krótkolistną, czy sekwoję.
W okolicach Los Angeles biolodzy martwią się obecnie o chroniony gatunek – szopika pręgoogonowego z rodziny szopowatych. Ten wielkooki ssak porusza się stosunkowo powoli, łatwiej więc może paść ofiarą płomieni.
Południową Kalifornię pustoszą od wtorku pożary, które spowodowały już śmierć co najmniej 10 osób. Ewakuację nakazano ponad 180 tys. ludzi, a ogień strawił tysiące budynków na obszarze ok. 120 km kw., czyli powierzchni równej San Francisco.(PAP)