Dzisiaj byłem na wyjątkowych urodzinach. Były to urodziny Misia. Tak, Misia. Właśnie skończył 12 lat. Kilka lat temu kupiłem go w amerykańskim Costco i wysłałem w ogromnej paczce, która kosztowała dwa razy tyle co sam Miś, mojej kilkuletniej siostrzenicy. Miś stał się członkiem rodziny małych dzieci. I w tym roku, sześcioletnia Marysia postanowiła zrobić Misiowi urodziny, bo przecież „Miś to tez człowiek”, mówiła zaskoczonym pomysłem dorosłym. Dziś był torcik i „Sto lat”. Jubilat siedział sobie w fotelu, a dzieci miały radość, że może świętować swój dzień. Dobrze jest czasem móc wejść w świat dziecka, tak bardzo mniej skomplikowany od świata dorosłych. Dziś kolejny raz zrozumiałem słowa, które Pan Jezus powiedział swoim uczniom przy okazji sytuacji, gdy ludzie przynosili do Niego dzieci, żeby je pobłogosławił. Uczniowie zabraniali im tego. Jezus oburzył się i przykazał, aby pozwolili dzieciom przychodzić do Niego. Później powiedział: „Kto nie przyjmie królestwa Bożego jak dziecko, nie wejdzie do niego” (Ewangelia wg św. Marka 10, 13-16). Być jak dziecko, to droga do zrozumienia, na czym polega królestwo Boże. Jeszcze innym razem Jezus mówił: „Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego” (Mt 18, 3). Stać się jak dziecko, to wejść przez bramę do tajemniczego królestwa. A czym ono jest? Jest rzeczywistością najczystszej miłości, w której nie ma podziałów i agresji i potrzeby udowadniania sobie czegokolwiek.
Urodziny Misia stały się w moim domu okazją do tego, żeby usiąść wspólnie przy stole i cieszyć się radością dzieci, nie myśląc o bałaganie, który dzieje się obok, w świecie dorosłych, albo raczej ludzi uważających się za dorosłych, gdyż wiele im nierzadko do prawdziwej dorosłości brakuje. Taka smutna sytuacja ma miejsce praktycznie wszędzie, we wszystkich grupach społecznych. W rodzinach, w kręgach rządowych, państwowych, kościelnych, szkolnych, można by wymieniać by bez końca. Dorośli ludzie, którzy z wyjątkową agresją obrzucają się pełnymi nienawiści stwierdzeniami, epitetami, ale także konkretnymi działaniami. Jakie to wszystko jest tragicznie smutne! I każdy uważa, że ma rację, że wie najlepiej, że staje w obronie prawdy, że jest tolerancyjny. Można być dobrze wykształconym, mieć doktorat, pozycję społeczną i dobrą pracę. Można mieć dużo pieniędzy i przy tym wszystkim być bardzo niedojrzałym człowiekiem. Dojrzałość to nie kwestia przeżytych lat, wykształcenia lub pozycji w społeczeństwie. Wśród bardzo wielu definicji dojrzałości jest ta, która mówi, że polega ona na kierowaniu się w życiu rozsądkiem, mądrością, rozumem i poczuciem odpowiedzialności. Osoba dojrzała umysłowo posiada swobodną umiejętność odpowiadania za swoje słowa, czyny, postępy i zachowania. Okazuje się jednak, że wcale nie jest to takie oczywiste u ludzi dorosłych. A przecież uważają, że wiedzą najlepiej i mają najlepsze rozwiązania na wszystko i wszystkich. Tylko nie na samych siebie.
W Polsce rozpętała się wojna. Bardzo agresywna zresztą, pomiędzy niektórymi hierarchami Kościoła katolickiego i co wrażliwszymi katolikami, a środowiskiem ludzi utożsamiających się LGBT+. Nie mówię, że dotyczy to wszystkich tak z jednej, jak i z drugiej strony. Wielu jest naprawdę uczciwych i wyważonych, dojrzale podchodzących do życia. Ja już nawet przestaję obserwować szczegóły tej walki. Jad nienawiści sączy się z każdej strony. Agresja, która nie przebiera. To już nie jest wzajemne obrażanie się. To jest strzelanie słowami, poniżanie i rzucanie gróźb. Stało się coś bardzo niedobrego. Od jakiegoś czasu nie ma dnia, żeby nie pojawiły się jakieś nowe elementy tej walki. Coraz bardziej brutalne. Jest mi z tym ciężko. Przeczytałem ostatnio taki komentarz: „Od dawna zastanawiam się jak tu nie oszaleć, chwilowo nie mam pomysłu”. Dziękuję Bogu, że w mojej rodzinnej parafii na Górnym Śląsku, gdzie właśnie przebywam na urlopie, ludzie jakby tym zupełnie nie żyli. Spotykamy się w kościele i poza nim. Modlimy się razem, rozmawiamy przy kawie, w sklepie i na ulicy. Jest jeszcze jakoś normalnie. I oby tak zostało. Ludzi w kościele nie ubyło. Z zachowaniami antykościelnymi i antyklerykalnymi się nie spotkałem. Wystarczy jednak zajrzeć na portale społecznościowe. I zaczyna się robić słabo. Czemu ma to służyć?
Wielu bohaterów tej nowej polskiej ideologicznej wojny zachowuje się jak zupełnie niedojrzałe dzieci. Nie chodzi już tylko o kwestię braku odpowiedzialności. Ci ludzie wymachują szabelkami na lewo i prawo, chcąc udowodnić sobie i innym słuszność swoich racji. I cały czas te hasła o „mowie nienawiści”, „braku szacunku i tolerancji dla inności”. Jednych drażni to, innych hasło „tęczowa zaraza”, a nawet mural z kolorowym kogutem. Zwariować można!
A może trzeba by, wcale nie spłycając tematu, popatrzeć czasami na małe dzieci, na ich przeżywanie rzeczywistości? Może warto czasem zorganizować z dziećmi „urodziny misia” i zachować się względem niego jak człowiek, okazując swoje ludzkie uczucia? Może trzeba pozwolić się zaprosić na takie urodziny, nabierając więcej zdrowego dystansu do siebie i świata wokół? Może trzeba w końcu poczytać Ewangelię, a nie tylko udawać, że się ją zna, i tak zwyczajnie podzielić się nią z innymi, bez używania pustych frazesów, a koncentrując się na osobie Pana Jezusa i wreszcie się Nim zachwycić? Czasem wydaje mi się, że za bardzo niektórzy chcą Ewangelię sprowadzić do stwierdzenia, że ponieważ Pan Jezus jest miłosierny, to zamyka oczy na każdy grzech i przebacza, a więc „hulaj duszo”. A przecież to nie tak, bo Pan Jezus szukając grzesznika, nie akceptuje wcale, ani nie toleruje grzechu, gdy jest świadomym i dobrowolnym czynem.
Jak bardzo trzeba dziś ludzi naprawdę dojrzałych, w tym niedojrzałym, zabałaganionym świecie dorosłych! I jak bardzo trzeba stać się jak dziecko, żeby zrozumieć na czym polega Królestwo Boże! „Kto ma uszy, niechaj słucha”.
ks. Łukasz Kleczka
Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. W latach 2011-2018 przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana. Od lipca 2018 r. wikariusz w parafii św. Jana Pawła II w Bayonne, w New Jersey.
fot. arch. autora
Reklama