Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 15 listopada 2024 04:22
Reklama KD Market

Zniesienie loterii wizowej, punkty za wykształcenie i angielski. Reforma imigracyjna prezydenta Trumpa

  Ogromne zaległości w urzędach imigracyjnych, lawina decyzji odmownych przy przyznawaniu wiz i prawa azylu, wzrost liczby obław w miejscach pracy – to tylko niektóre przejawy prowadzonej przez obecną administrację polityki imigracyjnej. Teraz prezydent Donald Trump zapowiada działania konstruktywne – plan reformy, który oprze system imigracyjny na bardziej racjonalnych zasadach, jak punkty za wykształcenie i angielski. Kryteria merytoryczne Biały Dom uchylił rąbka tajemnicy jeszcze przed zapowiadanym na czwartek oficjalnym wystąpieniem prezydenta Trumpa w tej sprawie. Reforma systemu imigracyjnego miałaby się oprzeć przede wszystkim na zastosowaniu kryteriów merytorycznych wobec przyjmowanych na stałe cudzoziemców, kosztem łączenia rodzin i dywersyfikacji. Kryteriami decydującymi o możliwości osiedlenia się w USA na stałe miałyby być takie czynniki jak umiejętności, wykształcenie, posiadanie oferty pracy, wiek czy znajomość angielskiego. Projekt administracji miałby opierać się na systemie punktowym, preferującym przede wszystkim kwalifikacje, a nie powiązania rodzinne. Likwidacji uległyby także krytykowane nieprzerwanie przez Trumpa loterie wizowe, które w przeszłości dały szansę na zrealizowanie American Dream tysiącom Polaków. Zaostrzeniu miałyby ulec natomiast procedury azylowe, co miałoby ukrócić napływ imigrantów z Ameryki Środkowej nad południową granicę z Meksykiem. Jak w Kanadzie? Proponowane zmiany nie są wielką niespodzianką, bo obóz Trumpa od dłuższego czasu zapowiadał wprowadzenie systemu opartego na kryteriach merytorycznych na wzór systemu obowiązującego w Kanadzie, czy w Australii. Biały Dom konsekwentnie krytykował ,,imigrację łańcuchową” (ang. chain immigration) polegającą na sprowadzaniu do USA i legalizowaniu pobytu kolejnych członków rodzin. W chwili obecnej aż 66 proc. zielonych kart przyznawanych jest w ramach tzw. sponsorowania rodzinnego. Tylko 12 proc. osób otrzymuje wizy stałego pobytu dzięki posiadanym kwalifikacjom. Ten ostatni odsetek ma – według nowego planu – wzrosnąć do 57 procent, spadnie natomiast radykalnie możliwość łączenia rodzin. Co z nielegalnymi? Przedstawione dotąd propozycje nie odnoszą się jednak do losów milionów imigrantów mieszkających już w USA bez ważnych dokumentów, m.in. do tzw. Dreamersów, czyli osób przywiezionych do Stanów jako małe dzieci i nieznających innej ojczyzny poza Ameryką, korzystających obecnie z programu DACA. Status nielegalnych imigrantów niewiele, by się więc zmienił – w dalszym ciągu groziłaby im deportacja, a Dreamersów czekałaby niekończąca się sądowa batalia o legalność DACA. Para w wyborczy gwizdek? Pozostaje zadać pytanie o realne szanse powodzenia planu Trumpa. O reformie systemu imigracyjnego i przesunięciu środka ciężkości w stronę kryteriów merytorycznych mówi się na Kapitolu od prawie 30 lat. Niewiele z tego wychodziło nawet w czasach, gdy podziały polityczne nie były tak głębokie jak teraz. Obecnie szanse prezydenta na przekonanie do swoich pomysłów demokratów są niemal zerowe. Zresztą już pierwsze reakcje polityków z lewej strony były zdecydowanie krytyczne.  Co więcej także wielu Republikanów dość sceptycznie reaguje na pomysły wychodzące z Białego Domu. Najbardziej prawdopodobny jest więc scenariusz, że aż do wyborów prezydenckich w listopadzie przyszłego roku nie doczekamy się żadnych poważniejszych zmian w prawie imigracyjnym. Choć na pewno ,,konstruktywna” propozycja zmian w prawie imigracyjnym zostanie użyta w przedwyborczych debatach jako dowód złej woli demokratów. Obrzydzanie Ameryki Będziemy za to mieli do czynienia z dalszą kontynuacją polityki ,,dokręcania śruby”, czyli utrudniania życia imigrantom (nie tylko nielegalnym), której przykłady mamy na każdym kroku. Według danych Immigration and Customs Enforcement (ICE) w 2018 roku liczba ,,nalotów” na miejsca pracy wzrosła aż o 400 proc. w porównaniu z rokiem poprzednim. Ta polityka jest nadal kontynuowana. W ubiegłym miesiącu w Teksasie w jednej tylko akcji w CVE Technology Group na przedmieściach Dallas ICE potrafiło zatrzymać naraz 280 osób, ustanawiając swoisty rekord w tej dekadzie. Oprócz ICE, które podlega Departamentowi Bezpieczeństwa Krajowego (DHS) oddzielne kontrole pracodawców zapowiada także Departament Pracy. W innej agencji podlegającej DHS – US Citizenship and Immigration Services można mówić już o kryzysie. Tak przynajmniej twierdzi ponad 80 kongresmenów z Partii Demokratycznej, powołując się na napływające dane, świadczące o gigantycznych zaległościach w rozpatrywaniu spraw. Według członków Kongresu ,,cierpią na tym zarówno rodziny jak i biznesy, które są uzależnione od czasowego rozpatrywania wniosków”. Organizacje broniące imigrantów oskarżają administrację o celowe opóźnianie rozpatrywania wniosków i to nie tylko w przypadku azylantów przekraczających południową granicę. Efekty tej polityki też są wymierne. Według danych Marshall Project, w 2018 roku liczba osób, które dobrowolnie zrezygnowały z sądowej walki o swoje prawa i poprosiły o tzw. voluntary departure, czyli możliwość opuszczenia USA bez deportacji podwoiła się w stosunku do roku poprzedniego osiągając najwyższy poziom od siedmiu lat. To dane, z których administracja może się tylko cieszyć – coraz więcej imigrantów bierze pod uwagę możliwość opuszczenia Stanów Zjednoczonych  zamiast narażać się na długotrwałą batalię sądową bez gwarancji końcowego sukcesu. Voluntary departure daje przynajmniej nadzieję na legalny powrót do USA, podczas gdy deportacja oznacza konieczność wieloletniego oczekiwania na taką możliwość. I też bez gwarancji sukcesu. Wielu analityków uważa, że ogłaszane przez administrację projekty zmniejszenia zaległości i skrócenia kolejek w sądach imigracyjnych przyniosły skutek odwrotny od zamierzonego. ,,Zderzenie rosnącej liczby spraw w sądach ze zmniejszającymi się możliwościami zatwierdzania i priorytetyzacji spraw zaowocował chaosem, kolejnymi zaległościami i frustracją samych sędziów” – twierdzi Martha Ruch prawniczka pracująca na rzecz  organizacji Asian-American Advancing Justice. Wszystkie te zjawiska nie wróżą dobrze imigrantom. Wygląda na to, że na długo przed wyborami 2020 roku sprawa reformy imigracyjnej stała się pierwszoplanowym polem politycznego sporu. Oznacza to, że osiągnięcie dwupartyjnego konsensusu stało się praktycznie niemożliwe. Jolanta Telega j.telega@związkowy.com   fot.SHAWN THEW/EPA-EFE/REX/Shutterstock
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama