Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 27 września 2024 16:35
Reklama KD Market
Reklama

Wybory w USA a sprawa polska

Prezydenckie wybory w Stanach Zjednoczonych budzą umiarkowane zainteresowanie w kraju nad Wisłą. Choć w mediach mówi się o nich sporo, to nie jest to jednak temat numer jeden w polskich domach...
Prezydenckie wybory w Stanach Zjednoczonych budzą umiarkowane zainteresowanie w kraju nad Wisłą. Choć w mediach mówi się o nich sporo, to nie jest to jednak temat numer jeden w polskich domach. Dlaczego? Bo nauczeni doświadczeniami ostatnich lat Polacy ostrożnie podchodzą do zwycięstwa któregokolwiek z kandydatów. Przed czterema laty ogólnoświatowy entuzjazm związany z wyborem Baracka Obamy dotarł nawet do Polski. Dzięki mocno europejskiej retoryce Obama swoimi słynnymi wystąpieniami chociażby w Berlinie „kupił” wówczas nie tylko Niemców. Dało się wyczuć przychylność dla kandydata Partii Demokratycznej jaka cechowała wówczas polityczne elity Zachodu i całą europejską społeczność. Dziś też wspomniani notable i mieszkańcy starego kontynentu pozostają „niebiescy”, jednak coraz więcej mówi się o tym, czego obecnemu gospodarzowi Białego Domu nie udało się dokonać. Zwiększenie długu publicznego, pompowanie pieniędzy w nieefektywne sektory gospodarki, czy osłabienie pozycji USA na świecie to najczęściej słyszane zarzuty wysuwane przez przeciwników prezydenta. - Po Obamie spodziewano się czegoś innego. Przed czterema laty wydawał się być kimś więcej niż tylko kolejnym prezydentem USA. Dziś widzimy, że to chyba genialny PR sprawił, że wielu postrzegało go jako kogoś tak bardzo wyjątkowego. Jego czar wciąż działa, ale bez wątpienia mocno się już zużył – mówi Marta, studentka anglistyki. W sondażu przeprowadzonym przez amerykański instytut badania opinii publicznej YouGov aż 90% europejczyków deklaruje, że zagłosowałoby na Baracka Obamę. Wyjaśnić tak dobry wynik obecnego prezydenta nie jest trudno, jeśli spojrzy się na to, w jakich krajach sondaż został przeprowadzony. Dania, Finlandia, Francja, Niemcy, Norwegii i Wielka Brytania. Społeczeństwa tych z państw dalekie są zazwyczaj od prawicowych poglądów. Prawica w wydaniu amerykańskim wydaję im się ona szczególnie niebezpieczna. Innym z powodów dużego poparcia dla Obamy jest po prostu większa wiedza Europejczyków o Obamie jako polityku. Romney to postać w Europie wciąż bardzo zagadkowa, często postrzegana nie przez pryzmat swoich politycznych dokonać a np. życia prywatnego. Nie trudno też odnieść wrażenie, że dla mieszkańców starego kontynentu amerykański system wyborczy jest dość skomplikowany i zgłębianie jego meandrów to raczej zabawa politycznych „geeków” niż coś, co zaprząta myśli przeciętnego Kowalskiego. Potwierdza to Andrzej Kohut z krakowskiej Radiofonii– autor audycji Stan Wyjątkowy poświęconej USA. - Nie rozumiemy skomplikowanego systemu głosowania, nie wiemy kto to elektor, czym są swing states, ba - niektórzy nie znają nawet nazwiska kontrkandydata Obamy. Inne badania opinii publicznej, przeprowadzone przez German Marshall Found również dają Barackowi Obamie pewne zwycięstwo wśród Europejczyków. Kandydat demokratów cieszy się w tym sondażu nim 76% poparciem. Podobnie jak sondaż YouGov ten także nie może być uznany za w pełni miarodajny. Po macoszemu potraktowano w nim chociażby Europę Wschodnią, gdzie nie są tak silne wpływy Unii Europejskiej i nastawionych prodemokratycznie elit. Warto podkreślić, że w sondażu German Marshall Found w Polsce wynik Mitta Romneya wypada powyżej średniej. Co więcej, w Polsce notuje on najlepszy rezultat wśród wszystkich państw biorących udział w ankiecie. To z pewnością efekt wizyty kandydata partii republikańskiej w naszym kraju. Na tle pozostałych miejsc, które odwiedził Romney, w Polsce zaprezentował się najlepiej. Spotkania na najwyższym szczeblu, choć raczej kurtuazyjne pokazały byłego gubernatora Massachusetts w korzystnym świetle. Główną tego zasługą był już sam fakt wyboru Polski jako punktu podróży do Europy. Polityk GOP zyskał przy tym również sympatię prawej strony sceny politycznej. Romney miał mimo wszystko za mało czasu by dać się poznać zwykłym obywatelom. Stąd też i w Polsce Obama dystansuje go w sondażu o kilka długości. Ani Europa, ani tym bardziej Polska nie były żadnym znaczącym tematem zakończonej właśnie kampanii wyborczej. Europejska polityka zagraniczna nie w hierarchii amerykańskich priorytetów, zajmuje bowiem odległe miejsce. Dlatego też w debatach próżno było szukać europejskich wątków. Jeśli już pojawiały się one, to wyłącznie w kontekście nie dopuszczenia do sytuacji jaka ma miejsce w niektórych krajach Europy jak Grecja czy Hiszpania. Po drugie nie trudno zauważyć zdecydowany zwrot działań administracji Obamy w ostatnich latach ku Azji. To tam koncentrują się dyplomatyczne zabiegi Białego Domu, głównie ze względu na strategiczny charakter jaki ów rejon ma dla USA. Stany Zjednoczone wolą „dogadywać się” w konkretnych sprawach z najsilniejszymi graczami na arenie międzynarodowej, pomijając struktury Unii Europejskiej. W relacjach dwustronnych chęć współpracy wydaję się być o wiele większa po stronie europejskiej niż amerykańskiej. Mimo to europejscy decydenci wolą by ten status quo został zachowany. Wybór Romneya według nich mógłby zachwiać stabilnością szeroko pojętych więzi transatlantyckich. Ameryka wobec kryzysu ekonomicznego w Europie szuka swego rodzaju odcięcia się od problemów dawnego najistotniejszego sojusznika. Niejako zgodnie z hasłem wyborczym Baracka Obamy, USA chcą iść do przodu, niekoniecznie oglądając się na tych, którzy zmagają się ze swoimi problemami natury finansowej. Na tle Europy sytuacja polskiego społeczeństwa w kontekście wyborów amerykańskich jest szczególna. Jak powszechnie wiadomo Polska jest jednym nieliczny krajów w Unii Europejskiej nie objętych programem ruchu bezwizowego do Stanów Zjednoczonych. Świadomość, że prezydent USA nie gra w tej sprawie większej roli jest coraz większa, mimo wszystko jednak każdy gospodarz Białego Domu jest postrzegany w znacznej mierze przez pryzmat problemu wiz - Ameryka wciąż stanowi dla Polaków symbol ziemi obiecanej, a pytanie o zniesienie wiz jest pytaniem o to, czy raj zostanie otwarty – zauważa Andrzej Kohut. Kwestia wiz była podnoszona kilkakrotnie przez ostatnie cztery lata. Obama zapewniał, że popiera dążenia strony polskiej, że robi co w jego mocy ale sprawa nie posuwa się tak jakby tego oczekiwano nad Wisłą. W ostatniej rozmowie z prezydentem Komorowskim 44. prezydent USA powiedział, że jest to „sprawa do załatwienia”. Jak zwykle w takich przypadkach droga do wspomnianego załatwienia jest bardzo kręta. Nowa kadencja nie daje gwarancji ani przyspieszenia ani spowolnienia tego procesu. To kto zasiądzie w Białym Domu na „otwarcie raju” dla Polaków, nie będzie miał wpływu. Niezależnie od wyniku wtorkowych wyborów w Polsce nie ma oczekiwania na znaczącą zmianę w stosunkach ze Stanami Zjednoczonymi. Nastawienie Obamy wobec Europy nie ulegnie zmianie i o przełomie na linii Waszyngton-Warszawa raczej nie będziemy słyszeć w najbliższym czasie. Nawet w przypadku triumfu Romneya. To, że raz wspomniał o Polsce w debacie prezydenckiej tak naprawdę niewiele znaczy. Czasy gdy to Europa wraz z USA wspólnie dyktowały warunki na świecie odchodzą w zapomnienie. Lojalny sojusznik jakim jest Polska, w nadziei na gwarancje własnego bezpieczeństwa, pozostanie lojalnym sojusznikiem. Czasami dość przeczulonym, ale nie stawiającym agresywnych żądań. Otwartym pozostaje pytanie czy usłyszymy więcej konkretów w najbardziej interesujących Polskę sprawach, takich jak bezpieczeństwo międzynarodowe czy wizy. Gdy euforia po zwycięstwie jednego bądź drugiego kandydata opadnie, przyjdzie czas zderzenie tych oczekiwań z rzeczywistością. Maciej Głaczyński Czytaj więcej o WYBORACH PREZYDENCKICH W USA  

Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama