Sprawa Elżbiety Plackowskiej. Szaleństwo czy zemsta na mężu?
Zemsta rozgoryczonej żony, czy atak szaleństwa chorej kobiety? Po ujawnieniu makabrycznych szczegółów zbrodni trudno uwierzyć, aby mogła dokonać jej zdrowa osoba. Prokuratura utrzymuje jednak...
- 11/03/2012 05:14 PM
Zemsta nieszczęśliwej i rozgoryczonej żony, czy atak szaleństwa chorej psychicznie kobiety? Po ujawnieniu makabrycznych szczegółów zbrodni trudno uwierzyć, aby mogła dokonać jej w pełni poczytalna osoba. Prokuratura szykując już jednak linię oskarżenia utrzymuje, że 40-letnia Polka pochodząca z Białegostoku zasztyletowała dwoje dzieci i psy, aby "odegrać się" na mężu. I tę wersję powtarzają z uporem amerykańskie media.
Policjanci z Naperville, którzy znaleźli zwłoki dwójki dzieci przyznają, że nie widzieli dotąd bardziej makabrycznej zbrodni. Odcisnęła ona na ich psychice tak głębokie piętno, że zorganizowano dla nich spotkania z psychologiem.
Na łóżku w sypialni na piętrze "szeregówki" przy Quinn Court w Naperville leżało zmasakrowane ciało 7-letniego Justina Plackowskiego. Chłopcu zadano ponad sto ciosów nożem i poderżnięto gardło. Na podłodze znaleziono zakrwawione złoki 5-letniej Olivii Dworakowski. Dziewczynce zdano ponad 50 ciosów. Na parterze leżały ciała dwóch psów. Zwierzęta także zostały zasztyletowane.
Do zbrodni doszło w domu należącym do Marty Dworakowskiej. Pod jej nieobecność Olivią opiekowała się Elżbieta Plackowska, matka dwóch synów, w tym 7-letniego Justina.
Czytaj więcej na temat sprawy Elżbiety Plackowskiej.
Mąż kobiety mówi, że od kilku tygodni zachowywała się ona dziwnie: była w depresji, mówiła o "wyganianiu diabła", słyszała głosy i miała problemy z alkoholem.
O tym, że dźgając dzieci nożem "wyrzucała z nich diabła" wkrótce po zatrzymaniu umazana krwią Elżbieta Plackowska powiedziała przesłuchującym ją policjantom. Przyznała, że zabrała dzieci do kościoła aby wspólnie z nimi się modlić. Sama poszła do spowiedzi. Przed śmiercią powiedziała zaś synowi, że "niebawem będzie w niebie".
W toku wielogodzinnych przesłuchań pojawiło się wiele innych motywów zbrodni. Kobieta powiedziała m.in. że jej mąż jest kierowcą i często nie ma go w domu. Żaliła się, że w większości sama wychowuje syna i musi zajmować się sprzątaniem, co „uwłacza jej godności”. Plackowska miała powiedzieć, że zabijając dziecko chciała sprawić mężowi ból, bo była nieszczęśliwa w małżeństwie.
I to właśnie taką wersję prokuratura DuPage nagłośniła w mediach: zbrodni dokonała rozgoryczona żona, nie chora psychicznie kobieta. Małą Olivię zabiła, bo dziewczynka była świadkiem morderstwa Justina.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że prokuraturą powoduje nie chęć dotarcia do prawdy i ustalenia co popchnęło Plackowską do dokonania okrutnej zbrodni, ale przygotowanie skutecznej linii oskarżenia na sądowy proces. Taką wersję z uporem i sporą dozą bezmyślności przedstawiają także amerykańskie media.
Doprawdy nie trzeba mieć doktoratu z psychologii klinicznej, aby dostrzec, że wersja prokuratury w zderzeniu z faktami bierze w przysłowiowy łeb. Dlaczego na miejsce zbrodni kobieta wybrała cudzy dom, a nie zabiła syna podczas jednej z licznych nieobecności męża, na które skarżyła się policjantom? Dlaczego porwała się na zbrodnię przy świadkach (5-letniej Oliwii)? Co z jej opowieściami o „demonicznych głosach” i „wypędzaniu szatan”? I jaki związek miały z jej nieszczęśliwym małżeństwem cudze psy, które także zasztyletowała?
I najważniejsze pytanie: czy zdrowa psychicznie matka jest w stanie zadać swemu dziecku sto ciosów nożem? Jeżeli próbuje "wygonić z niego diabła", to zapewne tak.
Magdalena Pantelis
Reklama