Po raz kolejny okazało się, że jestem komunistą. Podłym neobolszewikiem, który obraca się wśród przyjaźni i kolaboruje z czerwoną zarazą. A przynajmniej sympatyzuje z tymi, których władza lży i od komunistów wyzywa. Poczułem tę przynależność po fali nienawiści i oszczerstw, jaka zalała media i internet po rozpoczęciu strajku przez nauczycieli w Polsce. To, czy strajk ten powodowany jest polityką, to sprawa drugorzędna. Większość strajków jest z nią związana i większość uderza we władze. Nie twierdzę też, że nauczycielskie pensje i towarzyszące im upokorzenie jest winą PiS-u. To efekt dziesięcioleci zaniedbań, a winę rozłożyć można na wszystkie rządy po 1989 roku.
Ale uderzyła mnie ta retoryka, że strajk nauczycieli to w istocie komunistyczny desant na powstającą z kolan Polskę. Pomyślałem o mojej babci, która była nauczycielką w latach 60. ubiegłego wieku. Jestem pewien, że prowadzała dzieci na pierwszomajowe pochody i pomagała dziewczynkom wiązać czerwone wstążki we włosach. Była dobrym człowiekiem i dam sobie rękę uciąć, że za swoimi dziećmi poszłaby w ogień. Po prostu przyszło jej żyć w takich czasach i w takim miejscu świata. Pomyślałem też o moich rówieśnikach, o moich kolegach i koleżankach z tarnowskiego liceum. Jest wśród nich kilkoro nauczycieli. Podziwiam ich za zapał, bo ja go tyle nie miałem. Wyjechałem. Zwiałem, jak szczur z tonącego okrętu i wiodę spokojne życie w Ameryce. Oni zostali i w imię idei klepią biedę. Tacy to z nich komuniści.
Pomyślałem też o Polsce. Ostatnio mam tych myśli więcej, a to za sprawą mojego przyjaciela z czasów młodości, z którym nawiązałem kontakt po 25 latach. Rozmawiamy ze sobą co środę. Po przyjacielsku, jakby wcale nie minęło te ćwierć wieku. Jak komunista z komunistą. W liceum ciągał mnie ze sobą na demonstracje KPN-u, na których krzyczeliśmy o konieczności lustracji. On krzyczał głośniej, bo zawsze był idealistą. Wolnomyślicielem, a przy okazji człowiekiem głęboko wrażliwym i wierzącym. Po liceum nasze drogi się rozeszły. On skończył prawo i zatrudnił się w dużej spółce skarbu państwa. Pracuje tam do dzisiaj. Pracował za AWS, za SLD, za pierwszego PiS-u i za PO, bo to dobry fachowiec i sumienny pracownik. Wywalili go na zbitą twarz dwa lata temu, ale nie poddał się. Podał pracodawcę do sądu i wygrał, choć była to podobno potyczka Dawida z Goliatem. Nie mieli wyjścia – przywrócili go do pracy. I zaszczuwają człowieka codziennie, piszą donosy do partyjnych dygnitarzy, czekają na najmniejszą choćby wpadkę. Ale to jeszcze nic. Od kiedy beneficjenci Dobrej Zmiany musieli zatrudnić go z powrotem, z bezsilności wzięli się za jego rodzinę. W przeciągu kilku miesięcy posady w państwowych instytucjach i urzędach straciły cztery osoby z najbliższej rodziny mojego przyjaciela. Byle tylko go złamać. Pachnie znajomo?
Ci, którzy wskazują palcem i głośno krzyczą o neokomunistycznym spisku, w najlepsze budują system oparty na starych sprawdzonych komunistycznych wzorcach. Że nie pałują na ulicach i nie wtrącają ludzi do więzień? Nie muszą. Wystarczy, że trzymają ludzi na ekonomicznej smyczy. W każdej chwili mogą ją przykrócić. Zwolnić, dać wilczy bilet, wziąć się za członków rodziny. Napisać donos do wojewódzkiej centrali. Dodajmy do tego nieznośną propagandę sukcesu, to powtarzanie w kółko, że cały świat, a przynajmniej zgniła Europa zazdrości Polsce wzrostu gospodarczego, poziomu bezpieczeństwa, powrotu do wartości i w ogóle wszystkiego. Dołóżmy nachalną medialną propagandę, przez całą dobę opluwającą opozycję i mówiącą Polakom, że wszystko zawdzięczają jednej jedynie polskiej partii. Wspomnijmy o obrzucaniu błotem intelektualistów, niechęci do „wykształciuchów” i podlizywaniu się masom. O napuszczaniu na siebie całych grup społecznych i zbijaniu na tym politycznego kapitału. O zmienianiu historii i przepisywaniu podręczników, o gumkowaniu z nich postaci niewygodnych i zastępowaniu ich pasującymi do obecnej narracji. I jeszcze o potrzebie wroga, który tylko czyha, żeby dokonać najazdu albo kolejnego rozbioru Polski. To islamscy uchodźcy, Żydzi, Niemcy, homoseksualiści, kacykowie z Eurokołchozu, rowerzyści i wegetarianie. I nie zapomnijmy, że w obecnym systemie liczy się przede wszystkim ślepa lojalność. Mierny, ale wierny. Lojalnym krzywda się nie stanie, dopóki pozostaną lojalni. Myślę o tym wszystkim i powraca do mnie natarczywe pytanie.
Kto tu tak naprawdę jest komunistą?
Grzegorz Dziedzic
rocznik 1974, urodzony w Lublinie tarnowiak. Człowiek wielu talentów i kilku zawodów, m.in. płytkarz, terapeuta uzależnień i dziennikarz. W Stanach Zjednoczonych od 18 lat. Od 2014 r. kieruje w “Dzienniku Związkowym” sekcją miejską. Pasjonat Chicago i historii chicagowskiej Polonii. Obecnie pracuje nad kryminałem historycznym, którego akcja dzieje się w polskim Chicago.
fot.Darek Delmanowicz/EPA-EFE/REX/Shutterstock
Reklama