Brytyjska premier Theresa May potwierdziła w środę swój sprzeciw wobec przeprowadzenia drugiego referendum ws. wyjścia z UE, ale nie wykluczyła, że grupa posłów może próbować doprowadzić do ponownego głosowania w Izbie Gmin nad takim wnioskiem.
Występując w Izbie Gmin na kilka godzin przed kluczowym szczytem Rady Europejskiej w Brukseli, szefowa rządu odpowiedziała w ten sposób na pytanie przewodniczącego klubu Szkockiej Partii Narodowej (SNP) Iana Blackforda o rządowe stanowisko w tej sprawie.
Polityk spytał, czy w trakcie prowadzonych od tygodnia rządowych rozmów z opozycyjną Partią Pracy nad ewentualnym kompromisowym modelem wyjścia kraju z Unii Europejskiej poruszono temat drugiego referendum w sprawie brexitu.
Na początku tygodnia konserwatywny dziennik "The Telegraph" napisał, że premier miała rozważać doprowadzenie do głosowania nad takim wnioskiem w Izbie Gmin, z zawieszeniem obowiązującej normalnie dyscypliny partyjnej.
"Moje stanowisko wobec drugiego referendum, stanowisko rządu, nie uległo zmianie" - zapewniła May w środę, nawiązując do swych wcześniejszych wypowiedzi, że taki ruch byłby naruszeniem zaufania wyborców, którzy oddali głos w 2016 roku.
Jednak "kiedy dojdziemy do porozumienia, będziemy musieli zapewnić, że odpowiednie prawo przejdzie przez tę izbę" - dodała, wskazując, że "oczywiście mogą pojawić się tacy, którzy będą chcieli naciskać w tej sprawie" w trakcie prac parlamentarnych.
Rządząca Partia Konserwatywna - poza niewielką grupą proeuropejskich posłów - sprzeciwia się organizacji drugiego referendum, a opozycyjna Partia Pracy jest głęboko podzielona w tej sprawie. Jej lider Jeremy Corbyn mówił w przeszłości, że preferowanym scenariuszem jest przegłosowanie autorskiej wersji umowy wyjścia z Unii Europejskiej lub doprowadzenie do przedterminowych wyborów parlamentarnych.
Opcję plebiscytu Corbyn uznał za ostateczność. Przeprowadzone w ostatnich tygodniach sondaże wykazywały jednak, że znaczna część Brytyjczyków zaczyna się przekonywać do takiego scenariusza jako jednego z rozwiązań pozwalających na przełamanie obecnego impasu politycznego ws. brexitu.
Po debacie parlamentarnej May wyruszyła do Brukseli, gdzie weźmie udział w posiedzeniu Rady Europejskiej, próbując przekonać liderów 27 pozostałych państw UE do jednomyślnego wyrażenia zgody na przedłużenie procesu wyjścia W. Brytanii ze Wspólnoty w celu znalezienia nowego modelu, który mógłby liczyć na poparcie większości w Izbie Gmin. Wcześniej brytyjscy deputowani trzykrotnie odrzucili rządową propozycję umowy ws. opuszczenia UE.
W ubiegły piątek brytyjska premier napisała do przewodniczącego Rady Europejskiej Donalda Tuska, prosząc o wydłużenie procesu wyjścia z Unii Europejskiej do 30 czerwca br., z opcją udziału w majowych wyborach do Parlamentu Europejskiego, gdyby Wielkiej Brytanii nie udało się wcześniej sfinalizować umowy ws. opuszczenia Wspólnoty.
May zaznaczyła wówczas, że jej rząd "będzie chciał ustalić harmonogram ratyfikacji, który pozwoli na wyjście ze Wspólnoty przed 23 maja 2019 roku i odwołanie (w Wielkiej Brytanii) wyborów do Parlamentu Europejskiego", ale jednocześnie "będzie kontynuował odpowiedzialne przygotowania do ich organizacji, gdyby to okazało się niemożliwe".
Jak jednak zastrzegła, taki scenariusz "nie leżałby ani w interesie Wielkiej Brytanii, ani Unii Europejskiej".
W wywiadzie dla BBC Radio 4 na kilka godzin przed szczytem Rady Europejskiej minister ds. brexitu Stephen Barclay zapewnił, że członkowie rządu są "zdeterminowani", aby doprowadzić do wyjścia ze Wspólnoty "w najwcześniejszym możliwym terminie".
W razie mało prawdopodobnego braku zgody unijnych liderów na wniosek o opóźnienie brexitu Wielka Brytania stanęłaby wobec konieczności opuszczenia Wspólnoty bez porozumienia, co - jak ostrzegali eksperci - miałoby poważne konsekwencje dla brytyjskiej i europejskiej gospodarki, albo musiałaby się jednostronnie wycofać z decyzji o wyjściu z UE.
Z Londynu Jakub Krupa (PAP)
Na zdjęciu: Theresa May
fot.ANDY RAIN/EPA-EFE/REX/Shutterstock
Reklama