Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
poniedziałek, 7 października 2024 02:28
Reklama KD Market

Niewiedza kosztowała mnie trzy tysiące dolarów

Niewiedza kosztowała mnie trzy tysiące dolarów
fot.123RF/Google

Polka oszukana przez fałszywego agenta Social Security

Smutną tradycją w naszej redakcji jest to, że od czasu do czasu przychodzi do nas osoba poszkodowana przez oszustów. Polscy imigranci, emeryci, osoby ze słabą znajomością języka angielskiego – często o mały włos nie tracą oszczędności swojego życia. Nieraz w porę orientują się, że coś jest nie tak, a nieraz wpadają jak śliwka w kompot, tak jak było w przypadku Moniki. 53-letnia Polka sama siebie określa mianem „szarej myszki”. Od lat pracuje jako niania, nie wychyla się, nie udziela, nie ma kart kredytowych i nigdy nie przekonała się do mediów społecznościowych. W Stanach mieszka od ponad dwudziestu lat i – jak twierdzi – po angielsku mówi i rozumie dość dobrze. Fakt, że nie używa serwisów społecznościowych nie oznacza jednak, że nie posługuje się internetem. Od lat korzysta z popularnego serwisu internetowego łączącego nianie z pracodawcami. Działalność przestępcza Moniki? Był poniedziałek 25 lutego. Monika zaczynała właśnie drugi tydzień nowej pracy u zamożnej rodziny prawników na przedmieściach, gdy zadzwonił telefon. Rozmówca przedstawił się jako przedstawiciel Administracji Social Security, który dzwoni z centrali rządowej agencji w Teksasie. Od słowa do słowa poinformował kobietę, że w Teksasie znaleziono samochód, w którym były narkotyki, pieniądze i… jej numer Social Security. W związku z tym może być pociągnięta do odpowiedzialności za działalność przestępczą, choć “administracja wie, że jej numer na pewno został przez kogoś skradziony”. Tylko raz i tylko przez chwilę Monika zawahała się co do wiarygodności tej historii. – Wówczas mężczyzna od razu się zirytował i zaproponował, bym sprawdziła numer, z którego dzwoni. Tak też zrobiłam i z przerażeniem odkryłam, że figuruje on jako numer administracji Social Security w Teksasie: 1-866-964-6229 – relacjonuje Polka. Kobietą zawładnął strach:  – Jak to ja odpowiedzialna za działalność przestępczą? Poczułam skręt żołądka. Kaucja płatna kartą Google Dalej „agent” poinstruował, że aby “oczyścić się” z odpowiedzialności, Monika musi wpłacić sumę trzech tysięcy dolarów na poczet kaucji na okres 24 godzin. W przeciwnym razie znajdzie się w tarapatach, a urzędnicy „doskonale wiedzą, gdzie mieszka i pracuje”. Monika nie miała co do tego wątpliwości, gdy mężczyzna zaczął rzucać nazwiskami jej dawnych znajomych z Chicago, w tym rodzonego brata, który dziesięć lat temu wyjechał do Europy. Pracodawczyni zorientowała się, że coś jest nie tak, lecz mężczyzna zabronił Monice z kimkolwiek rozmawiać. Pod pretekstem bardzo pilnej sprawy wyszła z pracy, pojechała do banku – cały czas z fałszywym agentem na linii – i wybrała trzy tysiące dolarów w gotówce. Następnie pojechała do wskazanego przez rozmówcę supermarketu Food 4 Less przy Cicero i North w Chicago, gdzie zgodnie z żądaniem mężczyzny zakupiła kilka kart podarunkowych Google Play. – Zdrapałam numery na odwrocie i podyktowałam mu je – Monika wyciąga z kieszeni i pokazuje nam sześć kart Google o wartości 500 dolarów każda. Pamięta też, że w prześwicie świadomości przemknęło jej przez myśl, „po co przedstawicielowi Social Security karty Google Play?” – Nawet go o to zapytałam, wówczas jego głos się zmienił, nawet się roześmiał, odpowiadając coś w stylu „bo są wspaniałą rzeczą”. Gdy skończyłam dyktować mu numery, przeprosił za bycie niesympatycznym i życzył mi miłego dnia. Wyciek numeru – Ten mężczyzna wspominał coś o tym, że następnego dnia inny oficer Social Security przywiezie mi gotówkę z powrotem do domu, lecz gdy tylko odłożyłam słuchawkę po dwóch-trzech godzinach na telefonie, wiedziałam już, że zostałam oszukana – opowiada Monika, która choć rozżalona stratą pieniędzy, jest zdeterminowana, by ostrzec przed pułapką swoich rodaków. Gdy wróciła pełna świadomość i racjonalne myślenie, jeszcze tego samego dnia pojechała na policję i złożyła raport. Detektyw, z którym rozmawiała na komisariacie w Chicago, nawet nie był zaskoczony. Słyszał już o podobnych przypadkach. Zgodnie z przypuszczeniami dowiedziała się, że szanse na odzyskanie pieniędzy są praktycznie żadne. Funkcjonariusz zaproponował jej wykupienie w niezależnych agencjach usługi ochrony danych. Im wyższy poziom ochrony, a tym samym miesięczna opłata, tym większa szansa na dotarcie do oszustów. Monika ma jednak na ten temat swoją teorię: – Coś jest nie tak, skoro państwo nie potrafi należycie chronić takich ważnych danych. Zastanawiając się potem, w jaki sposób mógł „wyciec” jej numer Social Security, skoro nie ma pożyczek i kart kredytowych, Monika doszła do wniosku, że jedynym miejscem, gdzie ostatnio użyła swojego numeru, była wspomniana popularna strona internetowa pośrednicząca w pracach dla niań. Nowy pracodawca zapłacił za sprawdzenie danych swojej nowej niani, a Monika została przekierowana na inną stronę – specjalnego serwisu zajmującego się tylko sprawdzaniem danych potencjalnych pracowników, gdzie wpisała swój numer Social Security i prawa jazdy. Napisała więc do administratorów strony, a później odwiedziła ich chicagowską siedzibę, lecz nikt z agencji nie wyszedł jej na spotkanie, ani też do tej pory nie odpowiedział na wiadomość w sprawie bezpieczeństwa danych. – Nie mam żadnych dowodów, że to przez nich nastąpił wyciek danych. Żołądek skręcony z wątrobą Jednak czy oszust faktycznie znał numer Social Security Moniki czy tylko sprawiał takie wrażenie? A może miał tylko jego część, a to ona podyktowała mu go w całości? Monika nie jest pewna, kto pierwszy podał cały numer, ale pamięta, że on się zgadzał. – Byłam w ogromnym stresie i strachu, wręcz w fizycznym bólu, a żołądek miałam skręcony z wątrobą. Ja nie byłam sobą. Byłam jak w transie – relacjonuje Polka. – Sparaliżowanie strachem do punktu, że ktoś zupełnie zatraca zdrowy rozsądek i bezwiednie wykonuje tylko polecenia jest możliwe – mówi nam psycholog Katarzyna Pilewicz. – Zastraszona osoba wpada w rodzaj transu, w którym wyłączone jest racjonalne myślenie, świadomość jest uśpiona i robi się rzeczy pod wpływem silnej sugestii. Nie wszyscy dają się w ten sposób zmanipulować, ale w tym przypadku oszust najwyraźniej dodatkowo trafił na bardzo podatny grunt. Mądra Polka po szkodzie Oszustwo „na Social Security” nie jest nowe, co jakiś czas przybiera tylko nowe formy. W lutym Federalna Komisja Handlu wraz z Better Business Bureau na region Chicago i północnego Illinois po raz kolejny ostrzegała konsumentów przed telefonami od fałszywych przedstawicieli Administracji Social Security, którzy co roku w sezonie podatkowym zwiększają swoje wysiłki w celu kradzieży numerów, a potem wykorzystywania ich do składania fałszywych zeznań podatkowych. Po incydencie nasza Czytelniczka zgłosiła też incydent do Administracji Social Security, która obiecała założyć na numer Moniki specjalny PIN w celu ochrony. Steve Bernas, który w naszej gazecie prowadzi rubrykę BBB, po raz kolejny przypomina, że Administracja Social Security nigdy nie telefonuje do konsumentów i nie weryfikuje ich numerów ubezpieczenia społecznego. W przypadku agencji rządowych pierwszą i oficjalną formą komunikacji z konsumentem jest zawsze korespondencja pocztowa. Biuro ubezpieczeń społecznych nigdy nie żąda płatności i nie grozi odebraniem świadczeń. Bernas podpowiada również, by nie sugerować się nazwą wyświetloną na identyfikatorze rozmówcy. Dzisiejsze zdobycze technologii umożliwiają oszustom nawet fałszowanie nazwy wyświetlonej na identyfikatorze. Również Google na swojej stronie ostrzega przed oszustwem z wykorzystaniem kart Google Play. Firma przypomina, że kartami tymi można płacić tylko za produkty dostępne na Google Play – muzykę, aplikacje itp. Oszuści dobrze wiedzą również, że karty te nie podlegają zwrotom. Jeżeli raz podasz oszustom numer z odwrotu karty, wyczyszczą jej wartość jeszcze zanim zdążysz zgłosić incydent firmie lub na policję. Monika, która prosiła nas o niepublikowanie jej prawdziwego imienia, postanowiła, że zamiast obwiniać się za własną głupotę, skoncentruje się na nagłośnieniu historii i ostrzeżeniu swoich rodaków. – Gdyby ktoś opowiadałby mi tę historię, to bym nie uwierzyła. Jednak ona wydarzyła się naprawdę, a ja przez niewiedzę dałam się nabrać. Bycie na bieżąco, znajomość podstawowych praw i zasad funkcjonowania w tym kraju to bezcenna wiedza. Choć niektórzy muszą zapłacić za nią trzy tysiące dolarów. Joanna Marszałek [email protected] fot.123RF/Google

Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama