Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 22 listopada 2024 19:24
Reklama KD Market

Wizy na niby. Do Europy za 7 euro

Informacja o tym, że już za dwa lata Amerykanie podróżujący do Europy będą potrzebowali wiz, okazała się informacyjną kaczką, wynikającą przede wszystkim z ignorancji żurnalistów. Ale na tym się nie skończyło. Gdy dziennikarze już zaczynali pomstować na europejską biurokrację okazało się, że Stany Zjednoczone już od dekady stosują podobne procedury wobec osób korzystających z dobrodziejstwa ruchu bezwizowego w ramach programu Electronic System for Travel Authorization (ESTA). Informacja o tym, że już za dwa lata Amerykanie podróżujący do Europy będą potrzebowali wiz, okazała się informacyjną kaczką, wynikającą przede wszystkim z ignorancji żurnalistów. Ale na tym się nie skończyło. Gdy dziennikarze już zaczynali pomstować na europejską biurokrację okazało się, że Stany Zjednoczone już od dekady stosują podobne procedury wobec osób korzystających z dobrodziejstwa ruchu bezwizowego w ramach programu Electronic System for Travel Authorization (ESTA). Sprawdzić przed przyjazdem “Europejczycy wprowadzają wizy dla Amerykanów!” – takie tytuły pojawiły się w miniony piątek na paskach informacyjnych kanałów telewizyjnych i na stronach internetowych najpoważniejszych mediów. Panika mediów trwała zaledwie kilka godzin, bo szybko okazało się, że nie o wizy chodzi, tylko o konieczność internetowej rejestracji w European Travel Information and Authorization System (ETIAS) przed planowaną podróżą. Co więcej – informacja na ten temat znajduje się w przestrzeni publicznej od ubiegłego roku, bo w lipcu 2018 roku Parlament Europejski ostatecznie zaakceptował ETIAS kierując się przede wszystkim względami bezpieczeństwa. Dziennikarzy mogło zmylić nazwanie programu “ETIAS Visa for Europe”, ale już pierwszy rzut oka wystarczył aby zrozumieć, że nie o wizy tutaj chodziło. “Zarówno w przypadku ESTA jak i przyszłego ETIAS nie chodzi o wizy. Chodzi tylko o wcześniejsze sprawdzenie osób korzystających z ruchu bezwizowego” – zapewnia przedstawicielstwo UE w USA. Także amerykański Departament Stanu potwierdził, że nie chodzi o obowiązek wizowy, ale o zezwolenie na wjazd na określone terytorium. Europejska super-strefa Obowiązek rejestracji dotyczyć będzie osób podróżujących z amerykańskim paszportem do krajów strefy Schengen, czyli tam, gdzie nie obowiązują wewnętrzne granice. To grupa państw, zrzeszająca obecnie 26 państw (w tym Polskę) na Starym Kontynencie, w większości należących do Unii Europejskiej. W większości, bo do strefy Schengen nie należą Irlandia, Cypr, Bułgaria, Rumunia, Chorwacja oraz wychodząca z UE Wielka Brytania. W strefie znajdują się z kolei kraje nie należące do UE – Islandia, Norwegia, Szwajcaria i Liechtenstein. Dodajmy, że Rumuni i Bułgarzy bardzo chcieliby już należeć do Schengen, ale wciąż nie spełniają podstawowych kryteriów, a Irlandczykom, Cypryjczykom i Brytyjczykom zupełnie się doń nie spieszy. Wewnętrzne kontrole graniczne we wspólnej strefie można wprowadzić jedynie w wyjątkowych okolicznościach, np. przy organizacji imprez masowych, albo po wprowadzeniu stanu wyjątkowego na terytorium państwa członkowskiego. Czym w praktyce jest strefa Schengen, przekonałam się niedawno na przejściu granicznym w Świecku, obserwując tysiące ciężarówek i aut osobowych przejeżdżających nieprzerwanie przez granicę polsko-niemiecką. Zatrzymanie ruchu, choćby dla pobieżnej kontroli, spowodowałoby, że korki sięgałyby z jednej strony do Berlina, a z drugiej do Nowego Tomyśla, jeśli nie do Poznania. Podobnie dzieje się na innych dawnych przejściach granicznych między krajami Starego Kontynentu, np. Belgią i Francją, Włochami i Austrią, Niemcami i Danią itd. itp. – nieprzerwany sznur pojazdów przemieszczających się bez żadnych ograniczeń. To samo dotyczy ruchu kolejowego, morskiego czy lotniczego. Trudno sobie nawet wyobrazić ekonomiczne skutki zatrzymania tej machiny. ETIAS to nie kara Aby chronić wewnętrzny krwiobieg gospodarczy, trzeba zabezpieczyć zewnętrzne granice strefy Schengen – twierdzą Europejczycy. Obostrzenia, jakie wejdą w życie od 2021 roku, nie są szykaną wobec Amerykanów, choć niektóre media w USA zaczęły już iść w tym kierunku. ETIAS, jako nowy standard, ma objąć obywateli wszystkich krajów, którym zezwolono na ruch bezwizowy w obrębie strefy Schengen. Jest ich obecnie aż 61. W tej grupie znajdą się m.in. Brazylijczycy, Kanadyjczycy, Nowozelandczycy, a także obywatele Singapuru. Izraela czy Mauritiusa. W tym kontekście Stany Zjednoczone traktowane są, jako “państwo trzecie”, dopuszczone do ruchu bezwizowego. “Chodzi o zabezpieczenie się przed problemami związanymi z nielegalną imigracją i terroryzmem” – czytamy w oficjalnym komunikacie. Aby wylecieć z USA do jednego z krajów strefy Schengen, trzeba będzie począwszy od 2021 posiadać ważny paszport, a do tego kartę kredytową oraz adres e-mailowy. We wniosku wypełnianym drogą elektroniczną trzeba będzie podać swoje dane personalne, w tym datę urodzenia. Osoba zostanie sprawdzona w kilku bazach danych i w większości przypadków decyzja pozytywna zostanie podjęta w ciągu kilku minut. W przypadku decyzji odmownej, wnioskodawca powinien dowiedzieć się o jej powodach. Uzyskane pozwolenie ważne będzie przez trzy lata i to niezależnie od liczby podróży za ocean. Przepisy o konieczności uzyskania zezwolenia nie dotyczą nieletnich. Cena za zarejestrowanie się wyniesie 7 euro i zostanie pobrana z karty kredytowej. Podróżujący będą mogli przebywać w strefie Schengen nie dłużej niż przez 90 dni w okresie nieprzekraczającym 180 dni. Za to będą mogli przekraczać granice Schengen nieograniczoną liczbę razy i przemieszczać się wewnątrz strefy według własnego uznania. Osoba, która otrzyma drogą elektroniczną odmowę wjazdu, będzie mogła odwołać się od tej decyzji. Do obowiązków przewoźnika należeć będzie sprawdzenie, czy podróżny posiada ważny status ETIAS. To samo sprawdzi także funkcjonariusz na granicy strefy Schengen. ESTA, czyli kłopoty bezwizowców Dziś Amerykanin, aby polecieć do jednego z krajów UE na okres do 90 dni, kupuje bilet, wyjmuje paszport z szuflady i jedzie na lotnisko, nie zastanawiając się nad tym, że dla Francuza, Niemca, czy Holendra podróżującego w odwrotnym kierunku (także w ruchu bezwizowym!) jest to bardziej skomplikowane. Stany Zjednoczone już od dawna stosują wobec Europejczyków niemal identyczne procedury co ETIAS. Nazywa się to Electronic System for Travel Authorization czyli ESTA. O tym systemie pisałam już kilkakrotnie na łamach “Dziennika Związkowego” analizując plusy i minusy wejścia Polski do Visa Waiver Program. Polacy niewiele wiedzą o ESTA, bo ich uwagę pochłania przede wszystkim problem zniesienia obowiązku wizowego przez Stany Zjednoczone. W tym kontekście ESTA wydaje się muzyką przyszłości. ESTA obowiązuje obywateli 36 krajów zakwalifikowanych przez Amerykanów do Visa Waiver Program. O zezwolenie na przyjazd należy wystąpić najpóźniej na 72 godziny przed wylotem. Status trzeba odnawiać co dwa lata i wiąże się to z nieco większymi kosztami niż zapowiedziane opłaty w ETIAS. Opłatę 14 dolarów muszą więc wnosić osoby z paszportami krajów-uczestników Visa Waiver Program, czyli m.in. Słowacy, Czesi, Litwini, Węgrzy, Łotysze, Estończycy czy Niemcy. Opłata pozostaje co prawda niewygórowana, ale dziesięć lat temu musiała denerwować Europejczyków, bo była kolejnym kamyczkiem wrzuconym do ogródka rosnących utrudnień. Wcześniej musiano się pogodzić z zaostrzonymi procedurami granicznymi – włącznie z wykonywaną na przejściu granicznym pamiątkową fotografią i odciskami palców, które trafiły i trafiają do federalnych baz danych. Wprowadzenie przed 10 laty systemu ESTA wywołało zrozumiałe emocje w Europie. Bruksela zwróciła swojemu transatlantyckiemu partnerowi uwagę, że opłata stanowi dodatkowe administracyjne i finansowe utrudnienie oraz stanowi zaprzeczenie zasady łagodzenia rygorów podróżowania przez ocean. Jeszcze bardziej dosadny był Steve Lott, ówczesny rzecznik prasowy IATA – globalnej organizacji zrzeszającej przewoźników powietrznych: „Jeśli zapraszasz przyjaciela na obiad, nie bierzesz od niego pieniędzy w chwili przepuszczania go przez drzwi” – powiedział. Powrót do symetrii? Dziś z istnieniem ESTA już się pogodzono i coraz więcej krajów wprowadza wymóg wstępnej rejestracji w internecie. W przypadku systemów europejskiego i amerykańskiego doszukać się można wielu analogii. W obu wypadkach chodzi o poprawę bezpieczeństwa na granicach, walkę z terroryzmem i nielegalną imigracją. Służy temu wstępne przesianie danych osobowych podróżujących przez różne bazy danych. “Będziemy wiedzieli o tym, kto wjeżdża do Europy, zanim to osoba w ogóle tu przyjedzie” – twierdzi prezydent Unii Europejskiej Jean-Claude Juncker. Optymizm nieco na wyrost, skoro istnienie ESTA nie poprawiło w sposób znaczący wiedzy Amerykanów na ten temat. Zarówno ESTA jak i ETIAS dotyczyć będą osób przyjeżdżających na okres nie dłuższy niż 90 dni w celach turystycznych lub biznesowych. Ci, którzy chcą zostać przez dłuższy okres czasu, np. aby podjąć studia lub legalną pracę, będą musieli starać się o regularne wizy. Warto jeszcze raz przypomnieć: wjazd na podstawie ESTA upoważnia jedynie do trzymiesięcznego pobytu, w ściśle określonym celu. Statusu tego nie można zmienić (w odróżnieniu od wizy turystycznej B1-B2). Uzyskanie wizy studenckiej czy pracowniczej związane jest z koniecznością wyjazdu z USA i dopełnienia odpowiednich procedur w amerykańskich placówkach konsularnych. Trudno więc uznać ESTA jako narzędzie, (a raczej wytrych) aby zatrzymać się w USA przed dłuższy okres czasu. ESTA i ETIAS a sprawa polska Co to oznacza dla Polaków mieszkających w USA i Amerykanów polskiego pochodzenia, chcących odwiedzić ojczyznę przodków? Informacje o wprowadzaniu ETIAS przez Europejczyków powinny jednocześnie uświadomić Polakom fakt istnienia ESTA i ograniczeń związanych z uczestnictwem w ruchu bezwizowym. Oczywiście dla krajów włączonych do obu programów, proces ubiegania się o prawo wyjazdu jest łatwiejszy, krótszy i tańszy. Polacy udający się dziś do USA, muszą starać się o wizę, ale płacą ponad 100 dolarów za spotkanie z urzędnikiem konsularnym, od którego zależy decyzja o przyznaniu wizy. W razie odmowy konsulat opłaty nie zwraca. Jeśli Amerykanie włączą Polskę do Visa Waiver Program, to nadal będzie obowiązywał system rejestracji online oraz sprawdzania osób chcących wyjechać do USA. Amerykańskie bazy danych mogą bezlitośnie wskazywać na różne imigracyjne grzeszki z przeszłości, co skutkować może decyzjami odmownymi wobec tych, którzy uznają, że teraz można już wszystko. Wówczas jedyną opcją pozostanie staranie się o wizę. W ostatnim roku budżetowym wskaźnik odmów wiz dla obywateli RP spadł do poziomu 3,9 proc., jesteśmy więc o krok od zejścia poniżej magicznego progu 3 proc., co powinno uruchomić procedurę włączenia Polski do Visa Waiver Program. Przypomnijmy, że jesteśmy jedynym krajem strefy Schengen objętym w USA obowiązkiem wizowym. Pozostałe kraje UE – Bułgaria, Rumunia, Cypr i Chorwacja – także cieszą się pełnym wsparciem Unii Europejskiej w walce o zniesienie wiz do Stanów Zjednoczonych. Z kolei osoby z amerykańskim paszportem chcące podróżować do Polski po 1 stycznia 2021 roku będą musiały rejestrować się w internecie przed wyjazdem, aby – najczęściej w ciągu kilku minut – dowiedzieć się, czy mogą polecieć. W najkorzystniejszej sytuacji mogą się znaleźć “dwupaszportowcy”, czyli osoby z podwójnym obywatelstwem, bo tych lokalne prawo będzie zawsze traktować jako swoich obywateli, więc będą zawsze “u siebie”. Oczywiście jeśli na przejściach granicznych nie pomylą paszportów. Niewykluczony jest dziś scenariusz, że mniej więcej w podobnym czasie Polacy zaczną korzystać z ESTA przy wyjazdach do USA, a Amerykanie podróżujący do Europy z ETIAS. Mimo biurokratycznych obostrzeń, nie byłby to najgorszy ze scenariuszy. Jolanta Telega [email protected]   fot.STEPHANIE LECOCQ/EPA-EFE/REX/Shutterstock/Wikipedia
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama