Sąd skazał w środę Paula Manaforta, b. szefa sztabu wyborczego Donalda Trumpa, m.in. za utrudnianie działania wymiaru sprawiedliwości na dodatkowe 43 miesiące więzienia. Wkrótce potem nowojorski prokurator wysunął wobec niego nowe zarzuty o przestępstwa stanowe.
8 marca sąd w Alexandrii w stanie Wirginia skazał Manaforta na prawie cztery lata więzienia za przestępstwa finansowe, oszustwa podatkowe i bankowe związane z jego pracą na Ukrainie, toteż w sumie ma on zostać pozbawiony wolności na siedem i pół lat.
Zsumowany wyrok jest jednak znacznie niższy niż oczekiwano. Wyrok w pierwszym procesie miał wynieść od siedmiu do 10 lat więzienia, takie bowiem kary nakładane są na osoby winne przestępstw, jakie udowodniono Manafortowi.
Jak pisze Reuters, powołując się na prawników, wyrok, jaki usłyszał w środę Manafort, jest o 20 lat krótszy od górnego limitu kary nakładanej w podobnych sprawach.
Wkrótce po ogłoszeniu wyroku wydanego w środę przez sąd w Waszyngtonie prokurator okręgowy Manhattanu Cyrus Vance poinformował, że wielka ława przysięgłych postawiła Manafortowi 16 zarzutów o spisek, defraudacje, oszustwa związane z nieruchomościami, fałszowanie dokumentacji biznesowej i inne przestępstwa stanowe - podał dziennik "The Hill".
"W Nowym Jorku nikt nie stoi ponad prawem" - powiedział Vance i podziękował śledczym za przeprowadzenie starannego dochodzenia, które toczyło się od marca 2017 roku.
Jak komentuje AFP, Manafortowi pozostaje nadzieja, że ułaskawi go prezydent, który wysyłał takie sygnały, mawiając, iż "nie wyklucza takiej opcji" i nazywając Manaforta "bardzo dobrym człowiekiem".
"Jednak, chcąc najwyraźniej to uniemożliwić, stan Nowy Jork poinformował, że stawia go w stan oskarżenia" - pisze agencja.
Prezydent nie może bowiem ułaskawić osoby skazanej za przestępstwa stanowe i ma ten przywilej jedynie wobec przestępstw federalnych.
Proces w Waszyngtonie był w znacznej mierze skoncentrowany na działalności Manaforta w latach 2010-2014, kiedy był on politycznym konsultantem Partii Regionów ówczesnego prorosyjskiego prezydenta Ukrainy Wiktora Janukowycza.
Manafort był też oskarżony o utrudnianie działania wymiaru sprawiedliwości oraz próbę wpływania na zeznania świadków, udostępnianie danych pochodzących ze sztabu wyborczego Trumpa powiązanemu z rosyjskim wywiadem Konstantinowi Kilimnikowi, który był partnerem biznesowym Manaforta.
Postępowanie wobec byłego szefa sztabu Trumpa, który od dawna był wpływowym działaczem Partii Republikańskiej, wszczęto z rekomendacji specjalnego prokuratora Roberta Muellera, prowadzącego śledztwo w sprawie Russiagate.
We wrześniu Manafort przyznał się do zarzutu udziału w spisku przeciw USA oraz spisku mającym utrudnić działanie wymiaru sprawiedliwości w ramach układu z zespołem Muellera, który zawarł w nadziei na złagodzenie wyroku. Wkrótce jednak prokurator specjalny oskarżył go o składanie fałszywych zeznań.
Manafort został niedawno objęty kolejnym dochodzeniem, które wszczęła komisja sprawiedliwości Izby Reprezentantów. Dotyczy ono Trumpa, jego rodziny i osób z jego otoczenia, członków gabinetu i pracowników jego firm oraz współpracowników, w tym Manaforta.
Przedmiotem zainteresowania śledczych będą między innymi informacje na temat spotkania Manaforta, syna prezydenta Donalda Juniora oraz doradcy i zięcia Trumpa Jareda Kushnera z rosyjską prawniczką Natalią Weselnicką w Trump Tower, które odbyło się w czerwcu przed wyborami prezydenckimi w 2016 roku.
Weselnicka miała oferować kompromitujące informacje o kandydatce Demokratów w wyborach prezydenckich Hillary Clinton. Trump utrzymywał, że nie wiedział o tym spotkaniu, lecz jego były prawnik powiedział prokuratorom, iż gotów jest zeznać, że prezydent wiedział o nim z wyprzedzeniem. (PAP)
Na zdjęciu: Paul Manafort
fot.JIM LO SCALZO/EPA-EFE/REX/Shutterstock
Reklama