Tu i ówdzie coraz częściej słychać, że to, co od wielu miesięcy dzieje się w Białym Domu, można porównać do afery Watergate. Jednak w rzeczywistości jest to porównanie mało trafne. Skandal z udziałem Richarda Nixona był niezwykły, a cały dramat toczył się przez wiele miesięcy. Jednak działająca wtedy specjalna komisja do zbadania sprawy miała dość wąsko wyznaczony cel, a w sumie afera zakończyła się rezygnacją Nixona i skazaniem paru osób na łagodne wyroki więzienia.
Dziś jest zupełnie inaczej. Komisja Muellera sporządziła już ponad 30 aktów oskarżenia, kilka osób przyznało się do winy, a Paul Manafort prawdopodobnie spędzi resztę życia za kratkami. Obecne śledztwo ma też wątki, których w czasie Watergate w ogóle nie było. Jednym z najważniejszych są liczne kontakty bliskich Trumpowi ludzi z Rosjanami, którzy posiadają niejasne i podejrzane powiązania z Kremlem i Putinem. A to, że przez pewien czas doradcą d/s bezpieczeństwa narodowego był Michael Flynn, który mógł działać w interesach obcego państwa, jest absolutnie bezprecedensowe w historii USA.
Jeśli dodać do tego wszystkiego narastające podejrzenia o wykorzystywanie przez Trumpa zajmowanego urzędu w celu wzbogacania siebie i rodziny, możliwość prania brudnych pieniędzy przy pomocy zagranicznych banków, potajemne opłacanie kobiet w celu ich „wyciszenia“ oraz nieprawidłowości w działaniu Trump Foundation, Watergate zaczyna wyglądać jak drobna kradzież (zresztą afera zaczęła się od włamania).
Wszyscy z niecierpliwością oczekują na ostateczny raport Muellera, a spekulacji na ten temat nie ma końca. Jednak nawet bez tego raportu roztacza się przed Ameryką niepokojący obraz Białego Domu totalnie uwikłanego w – za przeproszeniem – machlojki. Być może śledztwo specjalnego prokuratora niczego dramatycznie kryminalnego nie wykaże i nikomu więcej nie zostaną postawione formalne zarzuty. Jednak różne dochodzenia, prowadzone przez sądy w co najmniej trzech stanach oraz Dystrykcie Kolumbii, trwać będą zapewne aż do końca obecnej kadencji prezydenta, a być może jeszcze dłużej. Już dziś pojawia się w mediach teza, że ewentualne drugie zwycięstwo Trumpa w wyborach może się dla niego stać kluczem nie tylko do ponownego sukcesu politycznego, ale również do pozostania na wolności, gdyż ewentualne cztery dodatkowe lata prezydentury wystarczą, by potencjalne przestępstwa uległy przedawnieniu.
W każdym razie wcale nie trzeba być prokuratorem specjalnym o wielkim doświadczeniu, by nie dostrzec zbierających się nad obecnym rządem federalnym ciemnych chmur. To, że prędzej czy później z chmur tych spadnie na Amerykę wielka ulewa, wydaje się być faktem przesądzonym. Nie wiadomo tylko, kiedy to się stanie i jakie przyniesie konsekwencje. Wątpię, by była to powtórka z afery Watergate, która miała w sumie dość ograniczony charakter i dotyczyła znacznie mniejszej grupy ludzi.
Andrzej Heyduk
Pochodzi z Wielkopolski, choć od dzieciństwa związany z Wrocławiem. W USA od 1983 roku. Z wykształcenia anglista (Uniwersytet Wrocławski), językoznawca (Lancaster University w Anglii) oraz filozof (University of Illinois). Dziennikarz i felietonista od 1972 roku - publikował m. in. w tygodniku "Wprost", miesięczniku "Scena", gazetach wrocławskich, periodyku "East European Journal", mediach polonijnych, dzienniku "Fort Wayne Journal". Autor słownika pt.: "Leksykon angielskiej terminologii komputerowej" (1991) oraz anglojęzycznej powieści pt.: "The Breslau Conspiracy" (2014).
fot.MICHAEL REYNOLDS/EPA-EFE/REX/Shutterstock
Reklama