Ponad dwa tysiące strażaków walczy z pożarem w Kalifornii, na północny zachód od Sacramento. Sytuację utrudnia silny wiatr oraz upał w tym regionie.
Lokalne media donoszą, że ogień strawił we wtorek kolejnych 28 tysięcy hektarów. Do akcji wkroczyło już 2100 strażaków, którzy mają do dyspozycji 187 wozów bojowych i 18 helikopterów. Z zagrożonych terenów zostali już ewakuowani mieszkańcy.
Miejscowe służby informują, że walka z ogniem jest niesłychanie trudna i strażakom udało się opanować jedynie niewielki procent palących się terenów. Nieco lepiej jest w okolicach miejscowości Lake, gdzie strażakom udało się ugasić większość płomieni, które wcześniej zdążyły strawić 22 budynki.
Pożar wybuchł w sobotę z nieznanych jeszcze przyczyn. Ogień po raz pierwszy został zauważony w pobliżu miejscowości Yolo i Napa. Jak donosi AFP, lokalne władze są jednak już optymistycznie nastawione do walki z żywiołem, gdyż temperatura powietrza w Kalifornii obniża się i wzrasta wilgotność.
Kalifornia często nękana jest przez silne pożary. Poprzedni miał miejsce w grudniu ub. roku, gdy przez ogień strawione zostało 114 tysięcy hektarów ziemi, zginęły dwie osoby, a ponad tysiąc budynków zostało spalonych.
Grudniowy pożar był przyczyną osuwiska w rejonie Santa Barbara, gdy w styczniu tego roku spalona ziemia nie była w stanie wchłonąć ulewnych deszczów, w wyniku czego potoki błota zabiły 17 osób.
W październiku zeszłego roku na północnym zachodzie Kalifornii szalało kilkanaście pożarów, które zabiły 40 osób, zniszczyły prawie 100 tysięcy hektarów ziemi i spaliły ponad 7 tysięcy budynków. (PAP)
fot.JOHN G. MABANGLO/EPA-EFE/REX/Shutterstock
Zdjęcia: EPA-EFE/REX/Shutterstock
Reklama