Kiedy w Polsce, czy też w krajach ościennych dzieje się coś złego, potrafimy się zjednoczyć na rzecz potrzebujących, jak prawdopodobnie niewiele innych narodowości i działać, wspierać, pomagać tak, jak tylko potrafimy… Co więcej, potrafimy działać i wspierać nie tylko innych Polaków, ale także obcokrajowców i nie tylko u siebie, ale także poza granicami Polski.
I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie jeden szkopuł, a mianowicie – czar pryska, kiedy kończy się kryzys. Można powiedzieć, że wśród nas znacznie częściej występuje stan wojny niż zjednoczenia i to boli, szczególnie, kiedy nie dotyczy wyłącznie obcych sobie ludzi, ale pojawia się też w rodzinach.
Punkt widzenia i płot
Któż z nas nie zna tego popularnego powiedzenia, że „Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia”. Znamy, aczkolwiek rzadko kiedy zastanawiamy się, o co w nim właściwie chodzi. Weźmy zatem płot, który jest w trakcie malowania. Patrząc na niego od strony malowanej prawdopodobnie powiemy, że wygląda ładnie i świeżo. Kiedy jednak spojrzymy od drugiej strony, która dopiero oczekuje na swoją kolej, szybciej przyjdzie nam do głowy, że płot wymaga odświeżenia. A kiedy ktoś siedzi na płocie…?
Każda strona dostarcza nam różnych wrażeń i przemyśleń. Czy jest zatem możliwe, że tylko jedna osoba ma rację, a cała reszta się myli? – Zdecydowanie nie, ale każda może przedstawiać swój aktualny punkt widzenia.
Dokładnie tak samo jest w wielu różnych sytuacjach. Każdy z nas patrzy na to, co się dzieje nieco mało obiektywnie, żeby nie powiedzieć, że całkiem subiektywnie. Obserwując jakieś zdarzenie, będąc uczestnikiem jakiejś sytuacji, automatycznie przywołujemy wspomnienia, które mogą pomóc nam zrozumieć i poradzić sobie w tym konkretnym momencie, gdy jest taka potrzeba. Oprócz zatem realnego innego położenia, dochodzą różne wspomnienia i „psoty” naszej pamięci, która również kieruje się wcześniejszymi wspomnieniami, skojarzeniami, a niekiedy również kłamstwem powtarzanym wystarczająco wiele razy.
To wszystko sprawia, że ta sama sytuacja może być zupełnie inaczej interpretowana przez różne osoby. Te nasze różnice przede wszystkim powinny pomagać nam poszerzać nasze horyzonty, tymczasem bardzo często są zarzewiem konfliktu, która racja jest ważniejsza i powinna być tą jedyną właściwą obowiązującą. Takie podejście jest niezwykle dobrze widoczne w rodzinie, gdzie rodzice wciąż chcą mieć głos i prawo kształtowania dziecka na swój obraz i podobieństwo. Nasze dzieci natomiast patrzą na świat z zupełnie innej perspektywy i być może widzą coś, czego my nie jesteśmy w stanie dostrzec.
Aby zobaczyć…
Wydaje się bardzo proste zrozumienie tych różnych punktów widzenia, a jednak wcale takie nie jest. Niejedni z nas wciąż dążą do tego, aby ich było na wierzchu, bo wtedy mają poczucie wygranej. Jeżeli jednak chcemy wyłącznie wygrywać, być może powinniśmy zmienić dyscyplinę, a w życiu nauczyć się zauważać i słyszeć. Tak właśnie żyje się znacznie łatwiej i spokojniej, a jednocześnie są to jedne z podstawowych warunków, jakie powinny być spełnione, aby zacząć dogadywać się z naszym dzieckiem – nastolatkiem, a także innymi ludźmi.
Jak się jednak do tego zabrać? Przede wszystkim warto zacząć od zrozumienia, że jedne poglądy bardzo często wcale nie wykluczają drugich, a jedynie są spojrzeniem z nieco innej strony.
Obserwuję niekiedy taką tendencję (idącą zdecydowanie z góry), że jeżeli ktoś ma inną opinię niż my, odrzucamy ją natychmiast, a niekiedy kończy się to nawet „atakiem” personalnym. Traktujemy się jako jedynych mądrych i rozsądnie myślących. Jest to niezwykle przyjemne, szczególnie kiedy mamy poparcie tłumu, a jednocześnie mocno zwodnicze, bo idzie za tym tendencja do wyłapywania wyłącznie tych treści, które będą argumentować nasze stanowisko. W taki sposób zamiast do prawdy, dochodzimy do zamotania się w tendencyjnym spojrzeniu.
Kiedy uda nam się sztuka uszanowania cudzego spojrzenia, warto przyjrzeć mu się z ciekawością. Może być przecież niesamowicie interesującym i rozwijającym dotarcie, czy też wydobycie z drugiej strony argumentów, które sprawiają, że jej opinia różni się od naszej. Aby to sobie ułatwić, warto pamiętać, że z jakiegoś powodu mamy dwoje uszu, a tylko jedne usta… Zamiast więc wciąż przekonywać innych, posłuchajmy, wymieńmy się poglądami.
Byłoby pięknie gdyby Polacy, ale też i inne nacje, potrafiły rozmawiać ze sobą korzystając częściej z ciekawości i otwartości zamiast wymądrzania się. Ciężko mi uwierzyć, że do takiego nastawienia skłonni będą politycy, ale wierzę głęboko, że taka postawa jest zdecydowanie możliwa w rodzinie, w domu. Dbajmy zatem o siebie nawzajem nie tylko w kryzysach, ale i na co dzień!
Iwona Kozłowska
jestem pedagogiem, mediatorem, a także Praktykiem i Masterem Emotion NLP. Od 2006r. pracuję z dziećmi, młodzieżą, a także ich rodzicami, nieustannie poszerzając swój warsztat pracy.
Po godzinach natomiast jestem całkiem zwyczajną mamą, której również zdarza się nadepnąć na rozrzucone klocki, czy też mierzyć się z wyzwaniami pod tytułem: „Nie chcę jeszcze iść się myć!”, lub „Jeszcze tylko 5 minut…”
Moją wielką pasją jest odkrywanie i wspieranie potencjału jaki drzemie w każdym dziecku i w każdym rodzicu. Głęboko wierzę, bo widzę to na swoim przykładzie, że nawet mając dzieci u boku, można realizować swoje marzenia i cele. Jednocześnie, takim podejściem można „zarażać” swoje dziecko, następnie je wspierać, a później wzajemnie się motywować i czerpać ze swoich doświadczeń.
Prowadząc MamoKompas pomagam mamom sprawić, aby ich podróż wychowawcza była przyjemna, ciekawa i wzbogacająca!