"Pan Doktor i Bóg" – przyjaciele o ostatnim przywódcy powstania w Getcie
Napisał list do prezydenta Stanów Zjednoczonych z prośbą o interwencję na Bałkanach, poruszył niebo i ziemię, żeby ratować lekarkę, którą strony tego konfliktu oskarżyły o zdradę. Nie znosił przy tym patosu...
- 04/09/2012 04:54 PM
Napisał list do prezydenta Stanów Zjednoczonych z prośbą o interwencję na Bałkanach, poruszył niebo i ziemię, żeby ratować lekarkę, którą strony tego konfliktu oskarżyły o zdradę. Nie znosił przy tym patosu, nie chciał być chwalony. Do polskich księgarni na początku kwietnia trafiła książka pokazująca sylwetkę ostatniego przywódcy powstania w Getcie Warszawskim, Marka Edelmana, „Pan Doktor i Bóg”.
Chociaż na rynku nie brakuje publikacji na ten temat, w tej pozycji autorkom - Magdalenie A. Olczak i Violetcie Ozminkowskiej, udało się porozmawiać z przyjaciółmi Doktora. Z tych pasjonujących opowieści wyłonił się nieznany dotąd obraz, który zadziwi niejednego czytelnika.
- Przed napisaniem tej książki Marek Edelman wydawał nam się postacią z pomnika, bohaterem, któremu daleko do codziennego życia – opowiada Magdalena A. Olczak współautorka książki „Pan Doktor i Bóg”. Tymczasem okazało się, że przyjaciele Doktora (tak zwracała się do niego znacząca część znajomych) kategorycznie zaprzeczali takiemu postrzeganiu Marka Edelmana.
- Irena Jaros, towarzyszka jego codziennej krzątaniny powiedziała mi po chwili rozmowy: Skończcie z tym bohaterem. On jadł, bawił się i kochał jak zwykli ludzie – dodaje Magdalena A. Olczak.
O Marku Edelmanie codziennym, takim jakim zapamiętali go przyjaciele, którzy spędzali z nim czas w jego mieszkaniu na Zelwerowicza w Łodzi opowiada właśnie książka „Pan Doktor i Bóg”. Nie brakuje w niej wspomnień o przyjęciach, które organizował Doktor, o tym, jak na kogoś nakrzyczał, jak pocieszał stosując terapię wódczaną. Autorkom udało się porozmawiać z osobami, które dzieliły z nim łódzkie życie przez dziesięciolecia.
- Był postacią niejednoznaczną. Z jednej strony szorstki, bardzo ostry w słowach, niecierpliwy. Z drugiej wrażliwy na krzywdę innych ludzi, zawsze gotowy stanąć w obronie słabszych, zabiegających o dobro dzieci – mówi Magdalena A. Olczak. Wspomina, że ta sama osoba wspominając Edelmana, potrafiła opowiedzieć historię o tym, jaki był wspaniały, a zaraz potem przypomnieć sobie, jak bardzo się złościł, krzyczał.
„Marek stał na parterze; od tego, żeby stać na trzydziestym piętrze i wymachiwać sztandarem byli inni. Dlatego nie można rozdzielać go na Marka prywatnego, Marka publicznego, Marka lekarza czy Marka bałaganiarza, bo to wszystko była jedna całość. Bardzo często pojawiali się ludzie, którzy chcieli zrobić z niego święty obrazek i tym z przyjemnością robił na złość, bo uważał, że chęć posiadania świętego obrazka jest czymś złym. Dorosły człowiek nie ma świętych obrazków, a jeżeli je ma, to Doktor uważał, że trzeba mu je odebrać, bo to jest złe dla niego i dla innych” – opowiada w książce o Marku Edelmanie jeden z jego przyjaciół.
Autorki zbierając materiał do książki rozmawiały z kilkunastoma osobami, m.in. z synem, Aleksandrem Edelmanem, Ireną Jaros, Sewerynem Blumsztajnem, Józefem Wancerem, Konstantym Gebertem, Janiną Ochojską, Aleksandrem Smolarem, Markiem Czekalskim oraz z lekarzami, pacjentami, pielęgniarkami ze Szpitala im. Pirogowa w Łodzi, sąsiadami, znajomymi z opozycji.
"Pan Doktor i Bóg" - wkrótce także do nabycia w polonijnych księgarniach.
inf.wł.
Reklama