Do krótkich karier urzędników Białego Domu za czasów prezydentury Donalda Trumpa zdążyliśmy się już przyzwyczaić. To jednak była jedna z najszybszych dymisji w historii. Anthony Scaramucci, dyrektor ds. komunikacji Białego Domu spędził na swoim stanowisku zaledwie 10 dni. Paradoksalnie jednak ta krótka kariera może stanowić zapowiedź uspokojenia sytuacji w zachodnim skrzydle prezydenckiej siedziby, gdzie urzęduje personel.
Scaramucci jest byłym finansistą, który przysłużył się Trumpowi, organizując zbiórki funduszy na jego kampanię. Wyleciał niejako na własne życzenie oraz za wiedzą i zgodą samego prezydenta i jego rodziny. Zaledwie kilka dni po objęciu urzędu, w rozmowie z dziennikarzami „New Yorkera” oraz CNN ostro zaatakował innych członków prezydenckiego otoczenia – byłego już szefa personelu Białego Domu Reince’a Priebusa oraz doradcę strategicznego prezydenta Stephena K. Bannona. Z dochodzących z Waszyngtonu plotek wynika, że Scaramucciego nie były także w stanie znieść dwie najbliższe prezydentowi kobiety – Melania Trump i Ivanka Trump, i to mimo tego, że początkowo popierały jego kandydaturę. Szef komunikacji Białego Domu okazał się po prostu zbyt wulgarny i obsceniczny. Oczywiście sam Donald Trump nie stroni od dosadnego słownictwa. Ale to co mogło ujść przed wyborami 2016 roku, nie przystoi już w otoczeniu prezydenta USA.
Opróżnianie stołków
Ale to nie jedyne głośne odejście z Białego Domu w ostatnim czasie. Media doliczyły się już 11 dymisji urzędników wyższego szczebla. Te ostatnie były dość spektakularne. Już samo pojawienie się Scaramucciego doprowadziło do dwóch głośnych odejść. Pierwszego dnia jego urzędowania rezygnację złożył sekretarz prasowy Sean Spicer, nie mogąc pogodzić się z nominacją nowego dyrektora ds. komunikacji. Kilka dni później do dymisji podał się szef personelu Priebus, w reakcji na oskarżenia, że to on jest sprawcą przecieków do mediów. Poza tym kto miałby ochotę pracować z człowiekiem, który nazywa cię publicznie „paranoicznym schizofrenikiem”? A takich właśnie słów użył Scaramucci wobec Priebusa.
Karuzela stanowisk trwa od samego początku urzędowania nowej administracji. Jeszcze w styczniu Donald Trump zwolnił Sally Yates, nominowaną jeszcze przez Baracka Obamę, prokurator generalną. Oficjalnym powodem była odmowa wprowadzenia w życie pierwszego zakazu podróży do USA dla osób z krajów muzułmańskich. Nieoficjalnym – obawy, że Yates może zacząć badać powiązania ówczesnych doradców Trumpa z Rosjanami.
Zaledwie 23 dni spędził na stanowisku głównego doradcy ds. bezpieczeństwa państwa Michael Flynn. Odszedł, gdy wyszło na jaw, że nie powiedział wiceprezydentowi Mike’owi Pence'owi całej prawdy na temat jego kontaktów z ambasadorem Rosji.
Jeszcze bardziej spektakularna była dymisja Jamesa Comeya, dyrektora FBI, który przetrwał 110 dni administracji Trumpa. Według źródeł Białego Domu prezydent nie był zadowolony ze sposobu prowadzenia śledztwa w sprawie prywatnych e-maili Hillary Clinton. Jednak podczas późniejszych przesłuchań w Senacie Comey utrzymywał, że Trump naciskał na zakończenie śledztwa FBI w sprawie rosyjskich kontaktów Flynna. Przyznał się też do przekazania mediom przecieków na temat szczegółów swoich rozmów z prezydentem, co z kolei doprowadziło do wyznaczenia specjalnego prokuratora Roberta Muellera.
Scaramucciego nie były także w stanie znieść dwie najbliższe prezydentowi kobiety – Melania Trump i Ivanka Trump, i to mimo tego, że początkowo popierały jego kandydaturę"
86 dni w administracji wytrzymał Mike Dubke – poprzednik Scaramucciego. Zaczął w marcu i odszedł pod koniec maja powołując się na „liczne problemy osobiste”. Obecnie administracja poszukuje już czwartego z rzędu dyrektora ds. komunikacji. Dużo ciszej odeszli Katie Walsh i Walter Shaub. Pierwsza była zastępczynią szefa personelu Białego Domu, drugi szefem Biura Etyki Rządu. Przykłady można by mnożyć, a częste, szybkie i często podejmowane pod wpływem emocji zmiany mogą świadczyć, że pierwszy zespół sformowany przez prezydenta Donalda Trumpa daleki był od doskonałości.
Generał na ratunek
O zwolnieniu Scaramucciego zdecydował John F. Kelly, nowy szef personelu Białego Domu, a wcześniej czterogwiazdkowy generał piechoty morskiej. „Prezydent uważa, że komentarze Anthony’ego były nieodpowiednie dla osoby piastującej takie stanowisko” – wyjaśnił Kelly. Jego inne pierwsze kroki w zachodnim skrzydle to wprowadzenie elementów dyscypliny w funkcjonowaniu tego, co do tej pory bardziej przypominało próby zarządzania chaosem, a nie podejmowanie decyzji kluczowych dla funkcjonowania największego supermocarstwa świata. Wiele jednak zależeć będzie nie tylko od niego samego, ale od samego prezydenta Tumpa, który nie powinien pomijać raz ustalonych i obowiązujących w Białym Domu procedur. Tymczasem sporo decyzji personalnych podejmowanych było pod wpływem doraźnych emocji.
To wszystko nie znaczy, że w najbliższym czasie karuzela stanowisk się zatrzyma. Nie tak dawno Donald Trump publicznie skrytykował za zbytnią „miękkość” prokuratora generalnego Jeffa Sessionsa; jego dymisja wisi w powietrzu. Wokół Białego Domu krążą plotki o „Rexicie”, czyli rychłym odejściu Rexa Tillersona ze stanowiska sekretarza stanu. Do obsadzenia jest z kolei miejsce po Johnie F. Kellym, który do tej pory był sekretarzem Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego. Wśród faworytów wymienia się dotychczasowych doradców Trumpa – Kellyanne Conway i Jasona Millera, ale Trump już nieraz potrafił zaskakiwać. A sam Kelly będzie porządkował Biały Dom i walczył z przeciekami, wyrzucając osoby podejrzane o kontakty z mediami. Bez żadnej gwarancji, że mu się to uda.
Jolanta Telega
[email protected]