Od dziecka nie przepadam za kotletami, a już szczerze nie znosiłam kotletów schabowych, mielone – tolerowałam. I tak jakoś zostało mi do dzisiaj. Od lat eksperymentuję z mielonymi, tak by je prawdziwie polubić.
Mięso mielone to w ogóle „wdzięczne tworzywo”. Można je wzbogacić o mnóstwo dodatków: ziół, przypraw korzennych, warzyw surowych i przetworzonych, serów, orzechów, a nawet innych mięs. Ogranicza nas jedynie wyobraźnia.
Dzisiejszy przepis powstał ad hoc. Musiałam zużyć natkę kolendry, więc... wyszły mi kotlety o nieco bałkańskiej proweniencji. Ale zapewniam, że warto się na nie skusić. To takie sprytne połączenie naszej tradycyjnej kuchni z czymś z południa Europy. I jest to naprawdę smaczne połączenie, warte wypróbowania i powtarzania.
1,5 funta mielonego mięsa z łopatki wieprzowej
1 jajko
1 czerstwa kajzerka
2 ząbki czosnku
skórka otarta z 1 cytryny
1 papryczka chilli
1 łyżeczka mielonej kolendry
1 łyżeczka mielonego kuminu
4 łyżki posiekanej natki kolendry
1/2 łyżeczki soli
1/4 łyżeczki mielonego czarnego pieprzu
1/2 opakowania sera halloumi (lub innego sera, np. feta)
1/2 szklanki bułki tartej
1/4 szklanki oleju
czas przygotowania: 30 min
czas smażenia: 15 min
porcje: 4-6
Kajzerkę zalewam ciepłą wodą i odstawiam, aż napęcznieje.
Mielone mięso wkładam do dużej miski, dodaję jajko i wszystkie przyprawy.
Czosnek ścieram na tarce lub przeciskam przez praskę i także dodaję do mięsa.
Papryczkę chilli drobno siekam i dołączam do pozostałych składników, podobnie jak odciśniętą z wody kajzerkę.
Masę mięsną starannie wyrabiam i odstawiam na 10 minut do lodówki.
Ser halloumi odsączam z zalewy i kroję w nieduże paski.
Biorę 3 łyżki masy mięsnej, formuję w placuszek, na środku układam pasek sera i obklejam mięsem, formując kotlet.
Każdy kotlet obtaczam w bułce tartej.
Na patelni rozgrzewam olej, na rozgrzanym układam kotlety i smażę po 2-3 minuty z każdej strony, a następnie przewracam jeszcze raz i dosmażam po kolejne 2 minuty.
Kotlety powinny być intensywnie złote.
Podaję z ziemniakami, mizerią i sałatą.
Kasia Marks
Gotowanie nie od razu stało się moją pasją. Byłam za to radosnym konsumentem pierogów babi Anieli. I pewnie byłoby tak do dziś, gdyby nie opakowanie ryżu i pierwsze kotlety ryżowe (okropne). Tak właśnie zaczęły się moje przygody kuchenne. Ziarno (także ryżu) zostało zasiane i od tamtej pory coraz częściej i coraz śmielej poczynałam sobie w kuchni. Przez lata upiekłam wiele ciast i ugotowałam wiele dań. Zakochałam się w kuchni Indii i basenu Morza Śródziemnego. Ale nadal pozostaję bliska polskiej, domowej kuchni, choć chyba moje pierogi nigdy nie dorównają tym babcinym Na co dzień jestem mamą nastolatka i pracuję jako redaktor w serwisie internetowym.
Reklama