Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 22 listopada 2024 21:02
Reklama KD Market

Polskie matki amerykańskich żołnierzy

Polskie matki amerykańskich żołnierzy
fot.CJ Gunther/EPA
/a> fot.CJ Gunther/EPA


W ostatni poniedziałek maja w Stanach Zjednoczonych obchodzony jest Dzień Pamięci Narodowej. W tym dniu oddajemy hołd amerykańskim żołnierzom, którzy polegli oraz wyrażamy wdzięczność dla pozostających w służbie czynnej. Są wśród nich żołnierze z polskich imigracyjnych rodzin. O swoich żołnierzach opowiadają nam matki, mieszkanki chicagowskiej aglomeracji.

Danuta Kowalik, matka poległego w 2003 r. w Iraku żołnierza piechoty morskiej Jakuba Kowalika, w świąteczny poniedziałek weźmie udział w polowej mszy na cmentarzu Maryhill, którą jak co roku odprawi biskup oddelegowany przez archidiecezję chicagowską, a następnie w uroczystościach zorganizowanych przez polonijne harcerstwo. Wcześniej, w sobotę będzie uczestniczyła w dorocznym śniadaniu wydanym przez burmistrza Rahma Emanuela dla rodzin poległych żołnierzy, należących do organizacji Gold Star Families i uhonorowanych pamiątkowym proporcem ze złotą gwiazdą. Odbędzie się też ceremonia na Daley Plaza. – Na tych wszystkich uroczystościach będą obecni wysocy rangą przedstawiciele wojska oraz lokalne władze. Proporce z gwiazdą otrzymają kolejne rodziny poległych żołnierzy – mówi nam matka poległego Jakuba Kowalika.

/a> Danuta Kowalik, Jakub Kowalik i jego pogrzeb fot.arch. Danuty Kowalik


Kolejna rocznica

Danuta Kowalik była już na cmentarzu Maryhill 12 maja, by odwiedzić grób Jakuba, posprzątać, zapalić znicze, położyć kwiaty i pomodlić się za zmarłego syna. Tego dnia przypadała czternasta rocznica jego śmierci. Poległ mając zaledwie 21 lat i pośmiertnie otrzymał obywatelstwo USA. Matka żołnierza, jak zwykle, umówiła się przy grobie ze swoim drugim synem, Pawłem. Najpierw rozmawiała w myślach z Kubą, a potem z Pawłem wspominali życie w Ameryce i wcześniejsze – w Polsce. – Pamiętam nasze wyjazdy na wakacje w Polsce. I co chłopcy wyprawiali, gdy mieszkaliśmy w Dąbrowie Tarnowskiej, jak świeciłam oczami jako dyrektorka poradni zawodowej, razem z ich ojcem nauczycielem, bo synowie narozrabiali – opowiada.

Ból pozostanie

Do USA przyjechała z synami, gdy Kuba miał 10 lat, do męża, który już tu mieszkał. Jakub zawsze chciał być żołnierzem, interesował się samolotami i bronią. Jako uczeń liceum Main East High School w Park Ridge, często mówił o karierze w wojskowości. Marzył, żeby zostać pilotem, ale okazało się, że nie może być lotnikiem z powodu wady wzroku, więc zdecydował się na oddziały marines. Do piechoty morskiej zaciągnął się, zanim skończył 18 lat i potrzebna była mu zgoda matki. Później, gdy był już pełnoletni, sam podpisał dokumenty rekrutacyjne. Wybrał specjalizację mechanika czołgów i amfibii. – To go zawsze bardzo interesowało. Potrafił siedzieć godzinami i coś naprawiać, albo rozłożyć i złożyć silnik. Był cierpliwy, oddany i sumienny. Starszy syn podsuwał mu różne rzeczy do zreperowania. Kuba miał nie tylko talent, ale i ogromną wiedzę z różnych dziedzin – wspomina Danuta Kowalik.
Po ataku terrorystycznym 9/11 matka próbowała wyperswadować synowi, żeby nie szedł do wojska, bo na świecie robi się bardzo niebezpiecznie, ale tamte wydarzenia tylko utwierdziły Jakuba w przekonaniu, że powinien zostać żołnierzem. – Mój syn był wielkim patriotą amerykańskim – podkreśla matka i dodaje: – Oddałabym wszystko, co mam, by spędzić z nim choć jedną minutę na rok. To wciąż bardzo boli... i będzie bolało – dodaje przez łzy.

Żywe pamiątki

W Main East High School jest specjalny pokój z pamiątkami po Jakubie. W Skokie przy szkole Madison – gdzie pracowała Danuta w 2003 r. – posadzone zostało drzewko upamiętniające żołnierza, które dziś sięga już dachu budynku. Są też dzieci, które dostały po nim imiona. – W marcu najbliższemu przyjacielowi mojego Jakuba urodził się syn. Chłopczyk dostał imię mojego syna. Przepłakałam cały dzień. Wcześniej kilkoro innych przyjaciół mojego syna wybrało to imię dla swoich dzieci. Ale jest też chłopiec z amerykańskiej rodziny w Missouri, która dowiedziała się o moim synu z internetu i dziecku dała na imię „Jakub”, w polskiej pisowni – podkreśla Danuta.

Kariera w Air Force

Elżbieta Glinka – wierząca w wojnę defensywną, absolutnie przeciwna bezpodstawnym napaściom na inne kraje – ma córkę Ewę Glinkę-Henry, służącą w siłach powietrznych Stanów Zjednoczonych. Piętnaście lat temu sprzeciwiała się wstąpieniu do wojska wówczas 19-letniej córki. Dobrze pamięta swój strach, gdy postanowiła wstąpić do Air Force. – Kiedy Ewa zdecydowała o pójściu do wojska, nie było już wątpliwości, że USA napadnie na Irak, zatem mój straszliwy niepokój był w pełni uzasadniony. Córka nawet nie zdawała sobie sprawy z potężnego strachu i bólu, jaki zadała mi swoją decyzją, co skrzętnie przed nią ukrywałam, by nie sprawiać jej przykrości. Z chwilą, kiedy podpisała "listę" nie miałam już nic do powiedzenia – konstatuje.

Dziś matka podziwia Ewę i cieszy się z jej sukcesów. Ewa Glinka-Henry robi wojskową karierę. Służąc w lotnictwie skończyła studia z tytułem magistra psychologii i planuje kontynuowanie nauki. Pracuje w służbach szkoleniowych w bazach amerykańskich i natowskich na całym świecie. Jest spełniona nie tylko zawodowo, ale też jako kobieta, kochająca żona i matka.

Według Elżbiety, trzeba pogodzić się z wyborami, jakich dokonują nasze dzieci. – Nie ma innego wyjścia. Trzeba zaakceptować i poprzeć decyzję, żeby z dzieckiem nie mieć żadnych konfliktów, żeby się na nas nie obraziło – mówi.

Czekając na telefon z Mosulu

Jolanta Kaczmarska-Waltos, matka Pawła Waltosa, żołnierza służb specjalnych USA, uważa, że jeśli wojsko jest prawdziwą pasją młodego człowieka, to trzeba go wspierać w wyborze wojskowej kariery. – Gdy młodzi ludzie nie mają poparcia rodziców, bardzo im to przeszkadza w wykonywaniu trudnych zdań, których się podjęli – stwierdza.
Rodzina Jolanty ma wojskowe tradycje. Żołnierzem był dziadek, a brat pilotem w wojsku polskim. Urodzony w USA Paweł przejawiał zainteresowanie wojskiem już jako chłopiec, ale Jolanta miała nadzieję, że zdolności plastyczne syna wezmą górę, a po skończeniu liceum zdecyduje się on na karierę grafika komputerowego. Jednak wygrało marzenie z dzieciństwa i Paweł został żołnierzem jednostek specjalnych armii amerykańskiej.

/a> Jolanta Kaczmarska-Waltos z synem Pawłem fot.arch. Jolanty Kaczmarskiej-Waltos


Kaczmarska-Waltos zgodziła się pod warunkiem, że syn najpierw skończy college. W 2015 r. Paweł zgłosił się do wojska, a następnie przeszedł szkolenia oraz trudny kurs dla spadochroniarzy. Następnie został przydzielony do jednostki powietrzno-desantowej, która w lutym została wysłana do zachodniego Mosulu, gdzie toczą się ciężkie walki i jest niebezpiecznie. Mimo że Jolanta jest dumna ze swego syna i popiera jego decyzje, to jednak trudno jej zaakceptować zadanie, które otrzymał. – Wiemy, że w zachodnim Mosulu Państwo Islamskie broni się mocno, bo chce przetrwać, ale wojska koalicji próbują zdusić ostatni bastion islamistów – mówi.
Jolanta ciągle myśli o synu i codziennie czeka na jego telefon. Niestety czasem zdarza się, że Paweł nie dzwoni przez kilka tygodni. – I to jest dla mnie bardzo trudne. Ale gdy Paweł zadzwoni, rozkwitam. W przetrwaniu trudnych chwili pomaga mi nawał zajęć i pośpiech dnia codziennego – konstatuje Jolanta Kaczmarska-Waltos.

Świąteczny weekend

Jolanta Kaczmarska-Waltos nie wie, jak jej syn będzie spędzał świąteczny weekend Dnia Pamięci. Elżbieta Glinka mówi nam, że córka pojedzie z rodziną na miniwakcje. Danuta Kowalik, która obchody ma szczegółowo zaplanowane, stwierdza: – Długi weekend Memorial Day to dla większości ludzi wypoczynek, dlatego się cieszą. Dla nas, dla mnie i dla Pawła, nie jest to trzydniowy wypoczynek, ale okres zadumy i wspomnień. Jest to smutne i radosne zarazem, bittersweet, jak mówią Amerykanie.

Alicja Otap

[email protected]

3

3

2 2

2 2

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama