Błyskawiczne, azjatyckie danie, ale pyszne i pełne smaku. Jest to też potrawa dla wielbicieli ostrych smaków, choć moja wersja jest i tak dużo łagodniejsza niż tradycyjna tajska kuchnia.
Curry robię dosyć często, bo nie dość, że sama je uwielbiam, to i mój syn często o nie prosi. A nawet nauczył się je robić sam. To dobitnie świadczy, że nie potrzeba niezwykłych kulinarnych zdolności, ani wiedzy tajemnej.
Dlatego serdecznie polecam: kiedy zechcesz spróbować czegoś nowego lub odświeżyć wspomnienia z dalekich, egzotycznych wakacji. Ach, i koniecznie podaj tajskie curry z ryżem jaśminowym lub basmati i nie zapomnij o dużej ilości napojów pod ręką.
Czas przygotowania: 15 min
Czas gotowania: 20 min
Porcji: 4-6
1 łyżka oleju arachidowego
1 cebula
2 ząbki czosnku
ok. 2 łyżeczki startego, świeżego imbiru
2 szklanki pokrojonej w większą kostkę piersi kurczaka
1 łyżka czerwonej pasty curry
1 puszka mleka kokosowego
1 łyżka sosu rybnego
1 szklanka zielonej, mrożonej fasolki szparagowej
1 czerwona papryczka chilli
1/2 szklanki nerkowców
sok z 1/2 limonki
spora garść świeżych liści kolendry
Olej rozgrzewam w głębokiej patelni, najlepiej typu wok.
Czosnek obieram i bardzo drobno siekam. Cebulę obieram i kroję w piórka. Na rozgrzany olej wrzucam cebulę, czosnek i starty imbir. Mieszam i szybko podsmażam.
Dorzucam pokrojoną pierś kurczaka i smażę aż się lekko zrumieni. Dodaję pastę curry i mieszam, aż pokryje mięso i cebulę.
Dolewam teraz puszkę mleka kokosowego, dodaję sos rybny. Doprowadzam do wrzenia. Zmniejszam płomień do minimum, dodaję fasolkę szparagową, przykrywam całość i duszę ok. 10-15 minut.
Papryczkę chilli siekam (jeśli ktoś nie lubi bardzo ostrych dań, może usunąć pestki ze środka), dodaję do curry. Dodaję również nerkowce, sok z limonki, mieszam i lekko jeszcze podgrzewam.
Curry układam na ugotowanym ryżu, posypuję obficie natką kolendry. Warto poddać obok kawałek limonki.
Smacznego :)
Kasia Marks
Gotowanie nie od razu stało się moją pasją. Byłam za to radosnym konsumentem pierogów babi Anieli. I pewnie byłoby tak do dziś, gdyby nie opakowanie ryżu i pierwsze kotlety ryżowe (okropne). Tak właśnie zaczęły się moje przygody kuchenne. Ziarno (także ryżu) zostało zasiane i od tamtej pory coraz częściej i coraz śmielej poczynałam sobie w kuchni. Przez lata upiekłam wiele ciast i ugotowałam wiele dań. Zakochałam się w kuchni Indii i basenu Morza Śródziemnego. Ale nadal pozostaję bliska polskiej, domowej kuchni, choć chyba moje pierogi nigdy nie dorównają tym babcinym Na co dzień jestem mamą nastolatka i pracuję jako redaktor w serwisie internetowym.
Reklama