Czym byłaby Wielkanoc bez jajek? Nawet nie próbuję sobie tego wyobrażać, bo to po prostu niemożliwe (no chyba, że jest się weganinem). Skoro jednak o jajkach, to warto wymyślić coś nowego. A wiosną nowość ma kolor zielony.
Dlatego też leżąc w pewien niedzielny ranek i planując świąteczne menu, pomyślałam, że fajne byłyby takie faszerowane jaja w kolorze wiosennej zieleni. Ale zaraz, co to ma taki kolor? Groszek! Od pomysłu do realizacji droga nie była długa.
Zaletą przepisu jest prostota, łatwo dostępne składniki i bardzo szybki czas przygotowania. Szast, prast i jajka na świąteczne śniadanie gotowe. Wesołych i smacznych świąt. No i zielonych naturalnie:)
Czas przygotowania: 15 minut
4-6 porcji
Składniki:
6 jaj ugotowanych na twardo
2/3 szklanki zielonego, mrożonego groszku
2 łyżki majonezu
1 łyżeczka wasabi (można zastąpić 2 łyżeczkami chrzanu)
1 łyżka soku z cytryny
1/2 łyżeczki mielonego białego pieprzu (można zastąpić czarnym)
sól
Ugotowane i ostudzone jajka obieram. Kroję wzdłuż na pół i delikatnie wyjmuję żółtka. Białka zostawiam na talerzu.
Przygotowuję miskę z bardzo zimną wodą (można do niej nawet wrzucić kilka kostek lodu) i odstawiam.
Zagotowuję 1 i 1/2 szklanki wody (ale nie tej przygotowanej w misce). Wrzucam zamrożony groszek i gotuję 2-3 minuty. Odcedzam i od razu wrzucam do przygotowanej wcześniej miski z zimną wodą.
W ten sposób zatrzymuję proces gotowania groszku, dzięki temu zachowa piękny, zielony kolor.
Do miski wkładam wydrążone żółtka, ugotowany groszek, dodaję majonez, wasabi i sok z cytryny. Całość blenduję aż otrzymam gładką pastę.
Dodaję pieprz i sól, jeśli masa jest jeszcze za mało słona.
Pastą groszkową nadziewam połówki jajek. Robię to przy pomocy rękawa cukierniczego z końcówką, ale można to zrobić po prostu łyżeczką lub każdym innym sposobem.
Układam ładnie na półmisku. Musicie przyznać, że efekt Was zaskoczył. Mnie też.
Kasia Marks
Gotowanie nie od razu stało się moją pasją. Byłam za to radosnym konsumentem pierogów babi Anieli. I pewnie byłoby tak do dziś, gdyby nie opakowanie ryżu i pierwsze kotlety ryżowe (okropne). Tak właśnie zaczęły się moje przygody kuchenne. Ziarno (także ryżu) zostało zasiane i od tamtej pory coraz częściej i coraz śmielej poczynałam sobie w kuchni. Przez lata upiekłam wiele ciast i ugotowałam wiele dań. Zakochałam się w kuchni Indii i basenu Morza Śródziemnego. Ale nadal pozostaję bliska polskiej, domowej kuchni, choć chyba moje pierogi nigdy nie dorównają tym babcinym Na co dzień jestem mamą nastolatka i pracuję jako redaktor w serwisie internetowym.
Reklama