Cytowany przez Reutera przedstawiciel Białego Domu oświadczył we wtorek, że warto zapytać Rosję o to, co wie na temat ataku chemicznego w Syrii, gdyż rosyjscy wojskowi ściśle współpracują z syryjskimi siłami rządowymi.
Według niego Rosja w myśl znanego wzoru starała się zdjąć z prezydenta Syrii Baszara el-Asada odpowiedzialność za ten atak, ale brak jakichkolwiek dowodów dla poparcia rosyjskiej tezy, iż użycie przez siły syryjskie broni chemicznej było wymysłem.
"Ilość znajdujących się w naszej dyspozycji danych z różnych miejsc jest zbyt duża, by jakakolwiek instytucja wywiadowcza zdołała je sfabrykować w tak krótkim okresie czasu" - powiedział przedstawiciel Białego Domu. Jesteśmy mocno przekonani, że ataku tego nie dokonali terroryści ani rebelianci - dodał.
USA wystrzeliły w piątek łącznie 59 pocisków manewrujących Tomahawk na syryjską bazę lotniczą Al-Szajrat. Był to zarządzony przez prezydenta Donalda Trumpa odwet za dokonany w ubiegły wtorek z tej bazy atak bronią chemiczną na miasto Chan Szajchun w syryjskiej prowincji Idlib. Użyty gaz uśmiercił tam 86 osób, w tym 30 dzieci.
Rosja i Syria twierdzą, że przeciwko Chan Szajchun nie użyto broni chemicznej, a ofiary zatrucia to efekt trafienia w rebeliancki skład gazów bojowych. (PAP)
Reklama