NATO i USA nie miałyby "żadnej obrony" przed najnowszym rosyjskim pociskiem manewrującym, gdyby rozmieszczono go w większych ilościach - poinformowały w środę amerykańskie media, cytując szefa Dowództwa Strategicznego USA (STRATCOM), generała Johna Hytena.
"Pojedynczy bazujący na lądzie pocisk manewrujący nie stanowi istotnego zagrożenia dla Stanów Zjednoczonych lub naszych sojuszników", ale "oznacza początek rozmieszczania struktury, która może stać się zagrożeniem w przyszłości" - powiedział Hyten w trakcie wtorkowego przesłuchania w komisji sił zbrojnych Senatu USA.
Ostrzegł jednocześnie, że w zasięgu nowego pocisku znajduje się większość kontynentu europejskiego i "nie mamy przed nim obrony, szczególnie w odniesieniu do naszych europejskich sojuszników".
"Niepokoi to nas i zamierzamy się z tym uporać" - zadeklarował Hyten, wskazując na konieczność utrzymania amerykańskiego potencjału odstraszania nuklearnego, gdyż USA "skutecznie działały wobec Rosji tylko z pozycji siły".
Powołując się na przedstawicieli administracji USA, dziennik "New York Times" poinformował w lutym, że Rosja ma dwa bataliony pocisków manewrujących SSC-8 - lądowej wersji bazujących na okrętach podwodnych pocisków SSN-21 Sampson. Jeden z tych batalionów stacjonuje nadal na poligonie rakietowym Kapustin Jar koło Wołgogradu, a drugi przeniesiono stamtąd w grudniu do położonej gdzie indziej bazy operacyjnej. Liczebności pocisków w obu batalionach gazeta nie podała.
Występując przed senacką komisją Hyten przypomniał, że rozmieszczając te pociski Rosja złamała zawarty w 1987 roku z USA układ o likwidacji rakiet średniego zasięgu (INF), który całkowicie wyeliminował z uzbrojenia stacjonujące na lądzie rakiety balistyczne i pociski manewrujące o zasięgu od 500 do 5,5 tys. kilometrów.
STRATCOM podlega całość bojowego potencjału nuklearnego sił zbrojnych USA, prowadzenie wojskowych operacji kosmicznych oraz obrona przeciwrakietowa. (PAP)
Reklama