Małgorzata Rostecka jako jedyna z tłumu gapiów wbiegła do płonącego budynku i wyciągnęła z niego na wpółprzytomnego 62-letniego sąsiada. Małgorzata Rostecka nie uważa się za bohaterkę, mówi że działała instynktownie.
Osiedle Barrington Lakes w podmiejskim Hoffman Estates to duży kompleks – 790 apartamentów. 21 marca, zaraz po godz. 19.00 Małgorzata Rostecka z ośmioletnią córką Emilką wracały od sąsiadki. – Zauważyłam, że z jednego z mieszkań wydobywa się dym. Na początku pomyślałam, że to może para z pralni, ale poczułam swąd spalenizny, a córka powiedziała, że chyba się pali. Momentalnie z budynku zaczęły wydobywać się kłęby gęstego dymu. Powiedziałam Emilii, żeby biegła do sąsiadki i dzwoniła na 911, a sama pobiegłam w stronę płonącego budynku – opowiada nam Małgorzata Rostecka.
Przed budynkiem zaczęli zbierać się gapie, mieszkańcy sąsiednich budynków. Było tam kilku mężczyzn, ale żaden nie podchodził bliżej, stali tylko i nagrywali wszystko telefonami komórkowymi. – Zapytałam, czy mieszkają w płonącym budynku, ale zaprzeczyli. Przez szklane drzwi widziałam, jak we wnętrzu buchają czerwone i pomarańczowe płomienie. Nagle coś mnie tknęło, chyba instynkt i pobiegłam w stronę pożaru – mówi Rostecka.
Drzwi frontowe były uchylone, w budynku było mnóstwo dymu, ogłuszająco wył alarm przeciwpożarowy. – Wbiegłam do środka i na korytarzu, pod ścianą zauważyłam mężczyznę, który nie mógł się podnieść. Miał problemy z oddychaniem, a ręce i twarz miał tak poparzone, że płatami schodziła z nich skóra.
Polka kazała mężczyźnie chwycić ją za szyję, zaparła się i zdołała podnieść rannego. – Byliśmy twarzą w twarz, a on nie był w stanie iść, ciągnęłam go, a on powtarzał, że nie da rady, że nie może iść. Powiedziałam do niego: „Chwyć mnie, trzymaj się mnie i idziemy stąd”. Dosłownie dwie sekundy po tym, jak minęliśmy drzwi jego mieszkania, w którym wybuchł pożar, nastąpiła eksplozja, poleciało szkło.
Powiedziałam do niego: „Chwyć mnie, trzymaj się mnie i idziemy stąd”. Dosłownie dwie sekundy po tym, jak minęliśmy drzwi jego mieszkania, w którym wybuchł pożar, nastąpiła eksplozja, poleciało szkło"
Wyszli na zewnątrz. Ktoś z tłumu podszedł do nich i nakrył kurtką rannego, który był w samym podkoszulku. Nikt nie zaoferował pomocy, nie podał ręki, nikt nie pomógł Małgorzacie dźwigać półprzytomnego mężczyzny. Dopiero na parkingu podeszli do nich strażacy, którzy przyjechali gasić ogień. Uratowany rozpłakał się, trzymając za rękę swoją wybawczynię powtarzał, że Małgorzata „jest jego aniołem”. W tym czasie przyjechał ambulans. – Zapytał mnie jeszcze o mój numer telefonu, więc pobiegłam po kawałek papieru i coś do pisania, ale gdy wróciłam, karetka już odjechała – relacjonuje przebieg wydarzeń nasza rodaczka.
Poparzonego mężczyznę, 62-letniego Afroamerykanina, Michaela Pate'a przetransportowano najpierw do St. Alexius Medical Center, a stamtąd na oddział poparzeń szpitala Uniwersytetu Loyola w Maywood. Ma poparzenia rąk i twarzy. Polka, oprócz nadpalonych włosów, wyszła z płomieni bez szwanku.
Małgorzata Rostecka nie czuje się jak bohaterka, mówi że na jej miejscu każdy zrobiłby to samo. Powtarza, że działała instynktownie, a podczas akcji ratowania 62-latka miała w głowie tylko jedną myśl, że „nie zostawi tego mężczyzny w płonącym budynku, że musi wyciągnąć go na zewnątrz”.
Kiedy strażacy ugasili pożar, Małgorzata Rostecka poszła do swojego mieszkania i dopiero tam adrenalina puściła, a ona zaczęła się trząść. Po północy poszła pod prysznic i rozpłakała się z emocji.
Rostecka jest z zawodu pomocą pielęgniarską, ale obecnie pracuje w polskich delikatesach Krystyna's Deli w Schaumburgu. Jak mówi, pomaganie innym to jej zawód, ale przede wszystkim cecha osobowości i wewnętrzna potrzeba. – Od zawsze pomagałam ludziom, chorym, biednym, potrzebującym. Uczę takiej postawy moje córki, na przykład na święta gotujemy potrawy dla bezdomnych.
Nazajutrz po pożarze, 12-letnia córka Rostowskiej wpadła na pomysł, aby zorganizować internetową zbiórkę pieniędzy dla uratowanego z pożaru mężczyzny, który w płomieniach stracił wszystko oprócz życia, które zawdzięcza sąsiadce, przypadkowej bohaterce, 39-letniej Polce, Małgorzacie Rosteckiej.
Grzegorz Dziedzic
[email protected]
Zdjęcia z archiwum Małgorzaty Rosteckiej, pexels.com