Od razu uprzedzam tych, którzy po zobaczeniu składnika głównego, zwątpili w to ciasto. Fasoli nie czuć nic a nic. Co więcej, takie brownie smakuje chyba jeszcze lepiej niż prawdziwe. Jest należycie ciężkie, wilgotne i mocno czekoladowe. Właśnie dokładnie takie, jak powinno być brownie.
Kiedy pierwszy raz wypróbowywałam ten przepis, miałam wątpliwości. Jakoś tak dziwnie. Niby w brownie nie ma zbyt dużo mąki, ale jest cukier, masło, no i czekolada. A tutaj fasola, banan, płatki owsiane… Herezja.
Mam nadzieję, że jednak dacie się namówić. Prawie wszystkie składniki lądują w blenderze. Zrobienie ciasta trwa mniej więcej 3 minuty, ale już nie 6. Pieczesz kwadrans i do tego szybka polewa. A potem jesz… częstujesz… Oh, wow! (P.S. nie przyznawaj się, że ciasto zawiera fasolę, zaskocz gości po pełnych zachwytu westchnieniach).
Czas przygotowania: 5 min
Czas pieczenia: 15 min
Czas studzenia: 30 min
Składniki:
1 puszka czerwonej fasoli, odsączona z zalewy
1 bardzo dojrzały banan (taki, no wiesz, prawie czarny)
3 łyżki syropu klonowego albo z agawy (może być też miód, ale lejący)
1/4 szklanki oleju kokosowego (musi być płynny)
2 łyżki kakao
1/2 szklanki płatków owsianych
1 łyżeczka ekstraktu waniliowego
1/2 szklanki posiekanych pekanów albo orzechów włoskich
Polewa:
1 tabliczka gorzkiej czekolady (bez cukru, są takie)
3 łyżki śmietanki 30-proc.
Piekarnik nagrzewam do 350 stopni F. Przygotowuję foremkę 8×8 cali (taką typową dla brownie).
Wszystkie składniki, oprócz orzechów, wkładam do blendera i miksuję, aż ciasto będzie gładkie. Orzechy siekam i dodaję do ciasta, mieszam. Przelewam do formy i wyrównuję powierzchnię.
Wkładam do nagrzanego piekarnika na 15 minut. Wyjmuję i studzę.
Składniki polewy wkładam do miseczki i podgrzewam w mikrofali 1,5 min, mieszając co 30 sekund. Jeśli nie masz/nie lubisz mikrofalówki – zagotuj śmietankę i wrzuć czekoladę. Zdejmij z ognia i mieszaj, dopóki czekolada się nie rozpuści.
Polej brownie (nie wyjmuj z formy) i wstaw do lodówki na jakieś 30 minut.
Kasia Marks
Gotowanie nie od razu stało się moją pasją. Byłam za to radosnym konsumentem pierogów babi Anieli. I pewnie byłoby tak do dziś, gdyby nie opakowanie ryżu i pierwsze kotlety ryżowe (okropne). Tak właśnie zaczęły się moje przygody kuchenne. Ziarno (także ryżu) zostało zasiane i od tamtej pory coraz częściej i coraz śmielej poczynałam sobie w kuchni. Przez lata upiekłam wiele ciast i ugotowałam wiele dań. Zakochałam się w kuchni Indii i basenu Morza Śródziemnego. Ale nadal pozostaję bliska polskiej, domowej kuchni, choć chyba moje pierogi nigdy nie dorównają tym babcinym Na co dzień jestem mamą nastolatka i pracuję jako redaktor w serwisie internetowym.
Reklama