16 lutego wielu imigrantów, głównie z Meksyku i innych krajów Ameryki Środkowej i Południowej nie poszło do pracy ani po zakupy, nie posłało dzieci do szkół, zamknięte było wiele etnicznych restauracji. Wszystko to, by pokazać Amerykanom, jak ważną rolę w życiu społecznym i gospodarczym pełnią imigranci.
16 lutego w całym kraju organizacje imigranckie zorganizowały pokojowe protesty. W samym Chicago na jeden dzień zamknięto kilkadziesiąt firm, w tym sklepy i restauracje prowadzone przez imigrantów. Organizatorzy namawiali, aby tego dnia nie przychodzić do pracy, nie iść po zakupy, nie brać udziału w wykładach, nie posyłać dzieci do szkół. Imigranci mieli na jeden dzień zrezygnować z codziennych aktywności i w ten sposób uzmysłowić Amerykanom, jak duży jest udział imigrantów w gospodarczym i społecznym funkcjonowaniu miasta, a w szerszej skali – kraju.
Wśród sklepów, których właściciele wyrazili solidarność z protestującymi znalazł się Pete’s Fresh Market, który zamknął tego dnia kilka chicagowskich lokalizacji. Klienci, którzy 16 lutego wybrali się do jednej z kilkudziesięciu etnicznych restauracji, m.in. słynnych Frontera Grill, Topolobampo i Xoco&Fonda Frontera, na drzwiach zamkniętych lokali znajdowali informację o jednodniowym imigranckim proteście.
„Jesteśmy pracownikami, a nie kryminalistami” – głosiło jedno z haseł niesionych na chicagowskim marszu, który w czwartkowe przedpołudnie ruszył z Union Park. Imigranci protestowali przeciwko antyimigracyjnej retoryce Donalda Trumpa i jego planom zaostrzenia polityki imigracyjnej. Podobne protesty przeszły ulicami wielu amerykańskich miast, m.in. Waszyngtonu, Filadelfii, Bostonu i Austin.
(gd)
Reklama