Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 29 listopada 2024 12:37
Reklama KD Market

Bezdomność nie zna granic

Bezdomność nie zna granic
fot.Arleen NG/EPA
/a> fot.Arleen NG/EPA


 

Wyobraź sobie, że szef przestaje ci płacić. Tracisz mieszkanie i pracę. Lądujesz na ulicy i wmawiasz sobie, że to tylko chwilowy kryzys. Właśnie zostałeś bezdomnym. Wróciłbyś do Polski, ale nie masz jak, do kogo ani z czym. W Chicago możesz liczyć na pomoc, ale tylko doraźną. A potrzebna jest systemowa. Nowa inicjatywa Senatu RP pozwala mieć nadzieję na jej wprowadzenie.

Podczas wrześniowej wizyty w Chicago marszałek Senatu RP Stanisław Karczewski spotkał się m.in. z polonijnymi dziennikarzami. Odnosząc się do pytania o możliwości pomocy socjalnej dla Polaków w Chicago, jak choćby pomoc w finansowaniu ośrodków walczących z uzależnieniami i polonijną bezdomnością, marszałek okazał powściągliwość. – W opracowanym niedawno programie alokacji środków istnieje punkt dotyczący pomocy socjalnej. Myślę, że pomoc w sprawach społecznych powinna należeć do lokalnych amerykańskich i polonijnych organizacji, które w swoich statutach mają wpisaną pomoc społeczną czy filantropijną. Tutaj upatrywałbym duże pole do popisu dla organizacji polonijnych. Należy pamiętać, że Polska jest krajem rozwijającym się, ale wciąż na dorobku. W związku z tym w wyjątkowych, indywidualnych przypadkach jesteśmy gotowi pomóc, ale podkreślam, że Polski nie stać na otoczenie opieką socjalną wszystkich Polaków na świecie. Jadąc do pięknego budynku konsulatu, mijałem ludzi bezdomnych mieszkających pod mostem. Pomyślałem, że być może są wśród nich Polacy. To niewątpliwie poważny problem, o którym należy rozmawiać i szukać rozwiązań. Natomiast nie liczyłbym na wymierną finansową pomoc ze strony polskiej. Wsparcie finansowe i organizacyjne powinno leżeć po stronie organizacji polonijnych.

W ostatnich dniach dla polonijnych bezdomnych pojawiła się jednak iskierka nadziei. Z okazji obchodzonego 23 listopada Dnia Pracownika Socjalnego w Senacie RP doszło do spotkania parlamentarzystów z przedstawicielami organizacji zajmujących się pomocą bezdomnym Polakom za granicą. Skupiono się co prawda na problemie polskiej bezdomności w miastach europejskich, takich jak Londyn, Berlin czy Paryż, w których liczba bezdomnych Polaków liczona jest w tysiącach. Dyrektor Biura Polonijnego Kancelarii Senatu Romuald Łanczkowski poinformował, że od przyszłego roku pomoc bezdomnym Polakom za granicą może być sfinansowana z budżetu Kancelarii Senatu. Postanowiliśmy dowiedzieć się, czy bezdomni Polacy w Chicago mogą liczyć na tę pomoc, czy znowu zwycięży przekonanie, że w tak rozwiniętym kraju jak Stany Zjednoczone pomoc dla bezdomnych rodaków powinna pozostać wyłącznie w gestii samej Polonii.

Sami sobie

Adriana Porowska z Misji Karmelitańskiej, polskiej organizacji zajmującej się pomocą bezdomnym Polakom m.in. w Londynie, mówi: – Jestem przekonana, że państwo polskie ma do nadrobienia bardzo wiele zaległości. Problem bezdomności dotyczy wszystkich krajów na świecie, nie tylko Europy. Brak dostępu do podstawowych usług powoduje utrzymywanie bezdomnych „na powierzchni” i zapewnienie im interwencyjnej pomocy, ale nie wyciąganie ich z ulicy. Nie znam skali problemu w Stanach, ale ta w Europie mnie przeraża.

/a> fot.Justin Lane/EPA


Zdaniem Porowskiej rządy państw, na terenie których znajdują się bezdomni Polacy, nie mają interesu w niesieniu im systemowej pomocy, obejmującej całościowo wychodzenie z bezdomności. Zamiast niej bezdomni otrzymują pozorną pomoc, latami przebywają na ulicy, gdzie często zapijają się na śmierć. – Zanim umrą, korzystają wielokrotnie z pomocy lekarzy, policji, służb socjalnych i wielu innych. Nigdy nie zaczynają pracować i płacić podatków. Wegetują i nikt nie czuje się odpowiedzialny, by im pomóc.

Dorota Lewandowska, dyrektor schroniska dla bezdomnych mężczyzn „Punkt zwrotny” przy Zrzeszeniu Polsko-Amerykańskim w Chicago, przyznaje, że problem jest poważny i na przestrzeni wielu lat niewiele się zmieniło: – Żadna polonijna organizacja nie wspiera nas w pracy z bezdomnymi Polakami.

Lewandowska przyznaje, że pomoc bezdomnym w powrocie do Polski bardzo by się przydała, ale musiałaby składać się z kilku części. Po pierwsze, trzeba do bezdomnego dotrzeć. Środki federalne są bardzo skromne i pozwalają Zrzeszeniu Polsko-Amerykańskiemu na zatrudnienie tylko jednej osoby pracującej na ulicach Chicago, w dodatku na pół etatu. – Gdyby udało się zatrudnić jeszcze dwie, trzy osoby, opłacane z tych środków, szansa na dotarcie do bezdomnych i na wymierną pomoc byłaby większa – mówi.

Druga sprawa to pomoc paszportowa i sfinansowanie przelotu do Polski. – Jeśli bezdomni mogliby dostać w konsulacie tzw. wkładki paszportowe, dzięki którym będą mogli przekroczyć granicę i wykupi im się bilet w jedną stronę, jest szansa, że będą chcieli wrócić. Gdyby jeszcze wracali do jakiegoś ośrodka, pod konkretny adres, ich szanse na wyjście z bezdomności byłyby większe niż w Chicago. Trzecia kwestia wydaje się najistotniejsza. Często bezdomny nie ma do czego w Polsce wracać.

Lewandowska tłumaczy, że niezbędne jest stworzenie w Polsce ośrodka dla bezdomnych Polaków powracających z emigracji, gdzie mogliby przebywać przez pierwszy rok, zajmując się, w zależności od potrzeb i z pomocą pracowników socjalnych, leczeniem uzależnienia, nauką zawodu, załatwieniem dokumentów i formalności i przystosowaniem do nowych warunków. – Dopiero po spełnieniu tych warunków mówilibyśmy o systemowej pomocy. My w Zrzeszeniu mamy gotowy system, ale brakuje nam pieniędzy na działanie – mówi dyrektorka „Punktu zwrotnego” i dodaje: – Pamiętam przypadek człowieka, bezdomnego Polaka, którego deportowały amerykańskie służby imigracyjne. Był rezydentem naszego schroniska. Paradoksalnie deportacja była najlepszą rzeczą, jaka mogła mu się wtedy wydarzyć. W Polsce zamieszkał w schronisku, wyszedł z alkoholizmu. Stanął na nogi, ożenił się. Co roku dostajemy od niego kartkę na święta. Jemu pomógł zbieg okoliczności, a przecież nie możemy liczyć, że problem polonijnej bezdomności rozwiążą służby imigracyjne i ich wszystkich deportują.

Brakujące ogniwo

Alina Hołyk, psycholog pracująca z polonijnymi bezdomnymi w ośrodku leczenia uzależnień Haymarket Center, mówi, że inicjatywa pomocy płynącej z Polski to świetny pomysł i szansa dla wielu polskich bezdomnych w Chicago: – Jestem przekonana, że spora grupa bezdomnych chciałaby wrócić do kraju, gdyby zapewniono im tam jakiś start, gdyby mogli gdzieś zamieszkać, znaleźć pracę i utrzymywać abstynencję. W Polsce łatwiej by się odnaleźli, bo znają język, kulturę, są u siebie. Wielu ma bliższą lub dalszą rodzinę, przyjaciół i znajomych sprzed emigracji. Jest szansa, że zasymilują się ze społeczeństwem. Tutaj w Stanach często bywa tak, że ogromnym wysiłkiem postawimy bezdomnego na nogi, umożliwimy mu start, ale on i tak wraca tam, gdzie czuje się najbardziej komfortowo – do swoich kolegów z ulicy.

/a> fot.CJ Gunther/EPA


Hołyk podkreśla, że praca z bezdomnymi nie należy do łatwych i nie każdemu bezdomnemu można pomóc: – Są wśród nich tacy, którzy wybierają takie życie, nauczyli się, jak poruszać się pomiędzy instytucjami, szpitalami i schroniskami. Barier do pokonania jest kilka: pierwsze to przekonanie bezdomnego, żeby dał sobie pomóc, żeby uwierzył, że istnieje dla niego realna pomoc i perspektywy. Druga bariera to biurokracja, załatwianie paszportu, formalności, dokumentów. W końcu należy pamiętać, że wychodzenie z bezdomności jest procesem, podobnie jak wchodzenie w chroniczną bezdomność. Ten proces wymaga czasu. Jeśli zostawimy bezdomnego zdanego na samego siebie, zamiast mieszkać na ulicy w Chicago, po powrocie do Polski zamieszka na dworcu w Warszawie czy Krakowie.

Hołyk przyznaje, że możliwości pomocy dla bezdomnych Polaków w Chicago są ograniczone, ale istnieje infrastruktura: schroniska, ośrodki odwykowe, pomoc medyczna. – Za tę część pomocy bezdomnym strona polska nie musiałaby płacić. Natomiast kwestia wysłania tych ludzi do Polski i zajęcie się nimi tam na miejscu jest brakującym ogniwem w naszym systemie pomocowym. Na miejscu, w Chicago, istnieją też ludzie, którzy wiedzą, jak to robić i znają środowisko bezdomnych. Nie potrzeba wiele pomocy, wystarczy jeden, może dwóch pracowników socjalnych, którzy będą łącznikami pomiędzy bezdomnymi a instytucjami. Na bazie tego, co już w Chicago mamy, przy niewielkich inwestycjach i sprawnej współpracy moglibyśmy rzeczywiście pomóc bezdomnym Polakom.

Senat pomoże bezdomnym

O ewentualną pomoc dla polskich bezdomnych w Chicago pytamy senatora Ryszarda Majera, wiceprzewodniczącego Komisji Spraw Zagranicznych i Unii Europejskiej Senatu RP: – Bezdomność Polaków nie ma granic, co oznacza obowiązek troski ze strony państwa polskiego nad jego obywatelami niezależnie od miejsca czy kontynentu, na którym się znajdą i wszędzie tam, gdzie spotkają ich problemy, których samodzielnie nie są w stanie pokonać. Spotkanie w Senacie RP, które zorganizowałem, rzuciło światło na problem tylko pozornie marginalny. Bezdomność jest bowiem najpoważniejszym przejawem wykluczenia społecznego, jakie może dotknąć człowieka. Opieka konsularna, bez merytorycznego wsparcia pracowników socjalnych, streetworkerów, organizacji pozarządowych jest niewystarczająca, o czym sam mogłem się przekonać podczas wizyt, jakie odbywałem – dotąd w krajach europejskich. By bezdomny mógł dotrzeć do służb konsularnych, musi być wewnętrznie przekonany, że potrzebna jest mu pomoc, dzięki której będzie w stanie wyjść z kryzysu i na przykład powrócić do kraju. Od tego roku Senat RP znów wspomaga Polonię środkami finansowymi, które będą mogły być przeznaczane m.in. na cele socjalne – w tym rozwiązywanie kwestii bezdomności.

Konsul generalny RP w Chicago Piotr Janicki bardzo cieszy się z senackiej inicjatywy, choć podkreśla, że i bez niej konsulat pomaga bezdomnym Polakom w zakresie skromnych środków, którymi na ten cel dysponuje. – Pomagamy bezdomnym Polakom, współorganizując zbiórki odzieży, udzielamy zwrotnych zapomóg na zakup biletu lotniczego do Polski. Wydanie tymczasowego paszportu zazwyczaj nie stanowi problemu. Nawet w przypadku zgubienia dokumentów ślad wyrobionego przed laty paszportu istnieje w naszej ewidencji. W przypadku wysyłania osób bezdomnych do Polski staramy się skontaktować z rodzinami tych ludzi. Także z samorządami i instytucjami pomocowymi. Tutaj często napotykamy mur, bo instytucje pytają, czy taka osoba jest ubezpieczona, a samorząd sprawdza, czy posiada zameldowanie. Inicjatywa ustawodawcza powinna wskazać, kto po stronie polskiej jest odpowiedzialny za udzielenie pomocy bezdomnemu, powracającemu do kraju emigrantowi.

Zdaniem konsula Janickiego środki finansowe, jeśli zostaną przyznane przez Senat, powinny trafić wprost do organizacji pozarządowych i pomocowych instytucji polonijnych, jako najbardziej skutecznych i najsprawniej docierających do potrzebujących.

Stała bezdomności

W schronisku „Punkt zwrotny” przy Zrzeszeniu Polsko-Amerykańskim na stałe przebywa do 15 mężczyzn, w skali roku do 75 osób. W schronisku Anawim przy chicagowskim kościele Świętej Trójcy – około 50 Polaków, w zależności od pory roku. Zwykle kilkanaście osób znajduje schronienie w prowadzonym przez baptystów ośrodku Pacific Garden Mission. Bezdomni Polacy rozsiani są po różnych schroniskach i punktach miasta. Ich liczbę w Chicago trudno oszacować, ale ocenia się, że na ulicach i w instytucjach pomocowych mieszka około trzystu Polaków. Kolejna grupa to ludzie zagrożeni bezdomnością, mieszkający czasowo u rodziny lub znajomych, bez własnego lokum i stałego zatrudnienia. Ich liczbę oszacować jest znacznie trudniej. Główne przyczyny polskiej bezdomności w Chicago nie różnią się od tych w innych miastach Ameryki i Europy: alkoholizm, narkomania, choroby psychiczne, problemy rodzinne i zawodowe. Często kombinacja powyższych, podlana bezradnością i brakiem nadziei na zmianę. Chicagowska bezdomność nie różni się od tej w Warszawie, Londynie czy Paryżu. I tu, i tam na ulicę trafić jest stosunkowo łatwo, ale ciężko z niej wyjść. I tu, i tam bezdomni żyją na marginesie społeczeństwa, które nader często winą za bezdomność obarcza ich samych. Po obu stronach Atlantyku bezdomność zabiera godność, zdrowie i życie. Różnica pomiędzy człowiekiem mieszkającym na ulicy w Londynie i w Chicago jest tylko jedna – ten pierwszy ma bliżej do Polski.

Grzegorz Dziedzic

[email protected]



Statystyki dotyczące bezdomności zarówno w Polsce, Europie, jak i w Stanach Zjednoczonych są rozbieżne. W Polsce, jak wynika z danych Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej, osób bezdomnych jest nieco ponad 36 tysięcy. Według badań organizacji pozarządowych dane te są nieprecyzyjne. Instytucje zajmujące się pomaganiem osobom bezdomnym udzielają pomocy 80–100 tys. w skali roku. Z kolei Stowarzyszenie Monar ocenia liczbę bezdomnych w Polsce na 300 tysięcy, a Instytut Socjologii Uniwersytetu Wrocławskiego – na pół miliona.

Podobne rozbieżności towarzyszą określaniu liczby bezdomnych Polaków przebywających poza granicami Polski. Bezdomnych Polaków najczęściej można spotkać w wielkich miastach: w Londynie stanowią ponad 30 proc. populacji bezdomnych, czyli ok. 2,5 tys. osób, choć nieoficjalne dane mówią, że może być ich nawet dziesięciokrotnie więcej. W Paryżu i okolicach bezdomnych Polaków może być nawet 10 tysięcy, w Berlinie – kolejne kilka tysięcy. Nie istnieją miarodajne dane na temat liczby bezdomnych w Stanach Zjednoczonych. Szacuje się, że w Chicago w instytucjach pomocowych i na ulicach przebywa ok. 300 Polaków. Polonijnych bezdomnych spotkać można także w Nowym Jorku i na Florydzie, ale brak danych liczbowych.

Homeless in New York

Homeless in New York

Pope Francis in Philadelphia

Pope Francis in Philadelphia

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama