Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 15 listopada 2024 04:18
Reklama KD Market

W stolicy USA ze świecą szukać zwolenników Trumpa



Nie chcę mieć prezydenta rasisty i seksisty - mówi PAP Alejandra, czekając w długiej kolejce do lokalu wyborczego. Jeszcze nigdy w stolicy USA nie wygrał w wyborach prezydenckich kandydat Republikanów. Donald Trump wywołuje szczególnie negatywne emocje.

Mieszkańcy amerykańskiej stolicy dopiero w 1961 roku otrzymali prawo do udziału w wyborach prezydenckich. I zawsze masowo głosowali na Demokratów. Nigdy kandydat Partii Demokratycznej nie uzyskał w stolicy mniej niż 85 proc. wszystkich głosów. Rekord padł w 2008 roku, gdy ówczesny senator Barack Obama pokonał kandydata GOP Johna McCaina, uzyskując 92,5 proc. głosów.


Nic więc dziwnego, że żadna partia nie traci pieniędzy, by zamawiać przedwyborcze sondaże w stolicy. Z góry można założyć, że trzy głosy elektorskie, jakie ma Waszyngton, przypadną kandydatowi Demokratów. Rozmówcy PAP nie ukrywają, że wiedzą, że ich głos nie wpłynie na wynik wyborów. Przyszli głosować także dlatego, że poza prezydenckimi odbywają się we wtorek różne lokalne wybory.

By zagłosować, trzeba było rano odstać przynajmniej pół godziny. W kolejce ciągnącej się do lokalu wyborczego w szkole przy 16. ulicy zdecydowanie przeważają osoby młode i w średnim wielu; mężczyźni w garniturach, kobiety w żakietach. Nie ma wątpliwości, że przyszli zagłosować w drodze do pracy.

"Te wybory są szczególnie ważne, bo mamy kandydata, który jest niebezpieczny dla kraju i dla świata - powiedział PAP 33-letni Amadou, czarnoskóry prawnik. Przyznał, że kandydatka Demokratów Hillary Clinton "to nie Obama", ale wyraził pewność, że wbrew informacjom o mniejszej frekwencji wyborcy z mniejszości afroamerykańskiej nie zawiodą i pójdą do urn. "Musimy odrzucić rasistowską retorykę Donalda Trumpa" - dodał.

"Jestem za Hillary" - powiedziała bez najmniejszych zahamowań około 50-letnia Alejandra. Jest z mniejszości latynoskiej, która masowo popiera w tych wyborach Clinton. "Nie chcę mieć prezydenta, który jest rasistą i seksistą. Boję się o moje dzieci, bo są wieloetniczne" - wyjaśniła, wskazując na prowadzony przed sobą wózek z bliźniakami. Trzecie dziecko, kilkuletnią dziewczynkę trzymał na rękach biały mężczyzna, który okazał się być mężem Alejandry. "Musimy pokazać światu, że odrzucamy Trumpa" - powiedział, gdy dowiedział się, że rozmawia z dziennikarką z Polski. Od Clinton najbardziej oczekują poprawy edukacji dla najmłodszych. "Nie mamy, tak jak wy w Europie, bezpłatnych przedszkoli i żłobków. Tutaj są bardzo drogie" - powiedziała.

26-letnia studentka Alisa też będzie głosować na Clinton, choć wołałaby, by kandydatem Demokratów na prezydenta był socjaldemokratyczny senator Bernie Sanders, którego Clinton pokonała w prawyborach. "Stawka tych wyborów jest niezwykle ważna. Dla kobiet, mniejszości LGBT, imigrantów" - wymieniała.

Urodzona w Teksasie Beth, prawniczka, która pracuje w rządowej administracji, wyjaśniła, że pochodzi z rodziny republikańskiej. "Powiedziałam rodzicom, że nie będę się do nich odzywać, jeśli zagłosują na Trumpa" - zdradziła. Ale dodała, że oddaje głos na Clinton bez entuzjazmu. "Wolałabym, by jakaś inna kobieta została po raz pierwszy wybrana na prezydenta USA" - powiedziała.

Dystrykt Kolumbii potocznie zwany Waszyngtonem nie jest stanem, lecz odrębnym dystryktem federalnym, który został utworzony, by służyć za stolicę kraju. Dystrykt nie ma żadnej reprezentacji w Senacie, a w Izbie Reprezentantów ma jedynie delegata bez prawa głosu. Dopiero od 1961 roku, na mocy poprawki do konstytucji, jego mieszkańcy mogą brać udział w wyborach prezydenckich.

Z Waszyngtonu Inga Czerny (PAP)
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama