Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
poniedziałek, 25 listopada 2024 18:30
Reklama KD Market

Clinton kończy kampanię obietnicą jedności i wielkim koncertem


Hillary Clinton obiecywała w poniedziałek, że w przeciwieństwie do swego rywala, Donalda Trumpa, będzie prezydentem jednoczącym, a nie dzielącym kraj. Ponad roczną kampanię zakończyła wielkim koncertem dla 40 tys. osób z udziałem pary prezydenckiej.



Ostatni dzień kampanii kandydatka Demokratów rozpoczęła od przemówienia na uniwersytecie w Pittsburghu w Pensylwanii, a następnie udała się do Grand Rapids w Michigan. W obu tych wahadłowych stanach Clinton prowadzi w sondażach z kandydatem nominowanym przez Partię Republikańską Donaldem Trumpem, ale niewielką przewagą. Nie może być pewna zwycięstwa zwłaszcza w Michigan, stanie zamieszkałym przez wielu białych wyborców z klasy robotniczej, gdzie Clinton przegrała prawybory z senatorem Bernie Sandersem.

"Wybór nie mógłby być bardziej oczywisty. To wybór pomiędzy podziałem a zjednoczeniem naszego kraju" - powiedziała Clinton w Grand Rapids, gdzie owacją na stojąco przyjęło ją prawie 5 tys. osób. Była sekretarz stanu USA obiecała, że będzie prezydentem wszystkich Amerykanów, nawet tych którzy na nią nie głosowali, a jej priorytetem będzie praca, by pojednać kraj. "Jutro są wybory, ale to dopiero początek, by zagoić rany" - podkreśliła, tak jakby była niemal pewna zwycięstwa. "Mamy tak wiele podziałów. Potrzebujemy więcej miłości i uprzejmości w Ameryce" - dodała

Clinton odniosła się do ogromnej - zdaniem ekspertów największej od wojny secesyjnej - polaryzacji politycznej amerykańskiego społeczeństwa. Aż 80 proc. wyborców Clinton i 81 proc. wyborców Trumpa przyznało w niedawnym sondażu PEW Research Center, że obie strony nie są w stanie osiągnąć porozumienia nawet w sprawie podstawowych faktów.

Przez ostatni tydzień kampanii Clinton była zdecydowanie w defensywie, co związane było ze spadkiem jej notować w sondażach po tym, jak FBI ogłosiło wznowienie dochodzenia ws. korzystania przez Clinton z prywatnego serwera pocztowego, gdy była sekretarzem stanu. W swych przemówieniach ostro krytykowała Trumpa, przypominając jego wulgarne wypowiedzi o kobietach, a także wyrzucała mu dyskryminację Afroamerykanów i niepłacenie podatków.

Ale po tym jak w niedzielę FBI poinformowało, że nie ma podstaw, by postawić Clinton zarzuty karne, Clinton była w poniedziałek zdecydowanie bardziej rozluźniona, a jej przekaz bardziej pozytywny. W wywiadzie radiowym zapewniła nawet, że jeśli wygra wybory, to będzie gotowa współpracować z Trumpem.

Powodem do optymizmu dla Clinton są też najnowsze sondaże. Według portalu RealClearPolitics, który podlicza średnią ze wszystkich liczących się sondaży, przewaga kandydatki Demokratów nad Trumpem wzrosła w skali kraju do 3,2 pkt. procentowych. W niedzielę wynosiła 2,2 pkt. proc., a w czwartek zaledwie 1,7 pkt. proc.

W ostatnim dniu kampanii Clinton otrzymała ogromne wsparcie ze strony prezydenta Baracka Obamy, który w poniedziałek namawiał do oddania głosu na Demokratkę w aż trzech stanach: New Hampshire, Michigan i Pensylwanii. Obama cieszy się bardzo wysokim, jak na prezydenta kończącego mandat, poparciem wśród Amerykanów (54 proc. Amerykanów deklaruje, że go popiera) i eksperci są zdania, że Obama jest wsparciem, a nie obciążeniem dla Clinton.

Obama przekonywał, że wiele słów krytyki, jakie padły na temat Clinton w tej kampanii, jest po prostu nieprawdziwych. "Znam Hillary Clinton. Startowałem w wyborach przeciwko niej; potem ona dla mnie pracowała. Ona naprawdę poświęca się dla poprawy życia Amerykanów" - powiedział w New Hamshire. Dodał, że sam już głosował na Clinton w stanie Illinois, który umożliwia oddanie głosu w procedurze wczesnego głosowania.

Z New Hampshire, Obama wraz z żoną Michelle udali się do Filadelfii w stanie Pensylwania, gdzie dołączyli do Hillary Clinton, jej męża Billa i córki, by wziąć udział w wielkim koncercie z okazji zakończenia kampanii. Przed ponad 40-tysięczną widownią wystąpił m.in. Bruce Springsteen i Jon Bon Jovi. Koncert, który odbył się przed Independence Hall, budynkiem, w którym w 1776 roku podpisano Deklarację Niepodległości USA, był jednym z najbardziej spektakularnych wydarzeń całej kampanii.

Po nieprzewidywalnej i bogatej w skandale kampanii Amerykanie wybiorą we wtorek 45. prezydenta USA. Formalnie jednak będą głosować na 538 elektorów, a dopiero ci wybiorą 19 grudnia prezydenta USA. Choć wybory się jeszcze nie odbyły już dwóch elektorów Demokratów ze stanu Waszyngton zapowiedziało, że nawet jeśli w ich stanie wygra Clinton, to oni nie oddadzą na nią głosu. Chodzi o elektorów Roberta Satiacuma oraz Breta Chiafalo, którzy wsparli w prawyborach senatora Berniego Sandersa.

Od 1900 roku tylko dziewięć razy jakiś elektor zachował się nielojalnie i nie zagłosował na zwycięzcę w swym stanie; nie miało to zresztą nigdy wpływu na wynik wyborów. Niektórzy spekulują, że w tym roku nielojalnych elektorów może być więcej, bo zarówno Clinton, jak i Trump są wyjątkowo nielubiani i cieszą się bardzo małym zaufaniem społecznym.

Z Waszyngtonu Inga Czerny (PAP)

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama