Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
poniedziałek, 25 listopada 2024 18:57
Reklama KD Market

Polskie wątki w kampanii prezydenckiej w USA - wyjątkowo słabe



Polskie wątki w kampanii prezydenckiej były wyjątkowo słabe; widać, że odwoływała się ona do Amerykanów, bez względu na ich pochodzenie - mówi PAP amerykanista prof. Włodzimierz Batóg. Jak mówi, dzisiaj mieszkańcy USA polskiego pochodzenia nie liczą się jako grupa, która może przeważyć szalę zwycięstwa.

Jak wskazuje profesor z Uniwersystetu Jana Kochanowskiego w Kielcach, polskie wątki pojawiały się sporadycznie w kampanii republikańskiego kandydata Donalda Trumpa. "Jeszcze w tej wcześniejszej fazie kampanii wyborczej był moment, w którym wspomniano kwestie polską w dość nieprzyjemnym raczej kontekście. Jeden z kandydatów republikańskich wyciągnął Trumpowi, iż zatrudniał nielegalnie Polaków przy budowie wieżowca, siedziby korporacji Trumpa" - mówi Batóg.

Po raz drugi o Polsce - dodaje ekspert - wspomniano w kontekście finansowania sił zbrojnych i ewentualnej pomocy USA dla krajów, które spełniają finansowe kryterium przeznaczania na siły zbrojne odpowiedniej sumy. "Trump zadeklarował, że będzie popierał te kraje, które takie kryterium spełniają" - ocenia amerykanista.

W przypadku kampanii demokratycznej kandydatki Hilary Clinton, jak mówi Batóg, polskie wątki w ogóle w ogóle się nie pojawiły. "Clinton nie odwołuje się do elektoratu etnicznego, odwołuje się raczej do elektoratu społecznego. Owszem, tam są imigranci, ale głównie imigranci meksykańskiego pochodzenia, tam są przede wszystkim kobiety, homoseksualiści, środowiska LGBT" - mówi.

"Przede wszystkim widać, że to jest kampania odnosząca się do Amerykanów i odwołująca się do Amerykanów, takiego czy innego pochodzenia. Nie dzielimy ich na grupy etniczne, ale raczej na klasy i ja bym tutaj upatrywał przyczyn, dla których polskie sprawy w ogóle nie pojawiają się w tej kampanii wyborczej" - wyjaśnił amerykanista.

We wtorek Amerykanie wybiorą 45. prezydenta USA. Jeśli wygra nominowana przez Demokratów Clinton, Ameryka będzie mieć po raz pierwszy kobietę na najwyższym urzędzie w kraju. Jeśli wygra nominowany przez Partię Republikańską (GOP) Trump, prezydentem będzie biznesmen bez politycznego dorobku i doświadczenia.

W USA walka wyborcza toczy się w każdym z 50 stanów osobno. Z każdego stanu pochodzi z góry określona liczba elektorów, na których głosują Amerykanie. Wszystkich głosów elektorskich jest 538. By zdobyć prezydenturę, trzeba uzyskać większość, czyli 270 głosów. Choć wybory oficjalnie odbywają się 8 listopada, ponad 40 mln Amerykanów już oddało głos w procedurze wczesnego głosowania, na którą zezwala 37 stanów. Aż do zakończenia wyborów nie będzie wiadomo, na kogo oddali głos.

Prezydent USA ma szerokie kompetencje. Jako głowa państwa jest naczelnym dowódcą sił zbrojnych; to on ustala kierunki rozwoju amerykańskiej polityki zagranicznej, prowadzi rozmowy z liderami innych państw i negocjuje międzynarodowe umowy. Jako szef rządu kieruję całą administracją federalną USA. Nie ma co prawda formalnie inicjatywy ustawodawczej, ale może wspierać projekty ustaw, które zgłasza w Kongresie partia, z której się wywodzi i na czele której stoi. Prezydent może wetować ustawy przyjęte przez Kongres oraz wydawać rozporządzenia prezydenckie w oparciu o konstytucję lub obowiązujące ustawy.(PAP)
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama