Za swoje niepowodzenia w kampanii wyborczej Donald Trump wciąż obarcza media, którym zarzuca, że są uprzedzone przeciwko niemu, i republikański establishment, który nie popiera go w walce o Biały Dom.
Na spotkaniu z wyborcami w Sanford na Florydzie we wtorek po południu (czasu USA) kandydat Partii Republikańskiej (GOP) na prezydenta szczególnie brutalnie zaatakował media.
"Ci tam" - powiedział, wskazując na reporterów zgromadzonych z tyłu za uczestnikami wiecu i oddzielonych od nich barierką - "to są najgorsi z najgorszych. To banda fałszywców, to szumowiny i gnidy".
Trump od dawna atakuje media, ale nigdy przedtem nie używał tak ostrych słów. Media, jak twierdzi, fałszywie informują na jego temat i oczerniają go, aby pomóc jego rywalce Hillary Clinton.
W innym wystąpieniu tego samego dnia miał pretensje do prominentnych polityków republikańskich, że nie pomagają mu w kampanii, albo deklarują wręcz, że nie popierają jego kandydatury.
"Gdybym miał ich wsparcie, to bym wygrał" - powiedział.
Trumpa nie popierają ani byli republikańscy prezydenci: George H.W.Bush (1989-1993) i jego syn George W.Bush (2001-2009), ani byli kandydaci na prezydenta z tej partii: John McCain (2008) i Mitt Romney.
We wtorek także były sekretarz stanu w administracji George'a W.Busha, Colin Powell, powiedział, że w wyborach zagłosuje na Hillary Clinton. Wcześniej Powell – polityk bardzo popularny w USA, który kiedyś sam rozważał kandydowanie do Białego Domu – powiedział o Trumpie, że "jest to katastrofa dla kraju".
Kandydatce Demokratów pomagają w kampanii, występując razem z nią na wiecach: były prezydent – i jej mąż – Bill Clinton, obecny prezydent USA Barack Obama, jego żona Michelle, były wiceprezydent Al Gore, a także rywal Hillary z prawyborów, popularny na lewicy Demokratów senator Bernie Sanders.
Trumpowi pomaga w kampanii tylko jego kandydat na wiceprezydenta, Mike Pence, i były burmistrz Nowego Jorku, Rudy Giuliani. Żaden z jego rywali z prawyborów nie występuje z nim razem na wiecach. Nie pojawiają się na nich nawet Chris Christie i Ben Carson, którzy wyrazili poparcie dla jego kandydatury.
Trump prowadził we wtorek kampanię na Florydzie, jednym z kluczowych stanów "wahających się", które decydują o wyniku wyborów wskutek równego mniej więcej rozłożenia poparcia dla kandydatów obu partii. Rano odwiedził Doran koło Miami, gdzie znajduje się należące do niego pole golfowe, potem spotkał się z wyborcami w Sanford, a wieczorem (czasu USA) ma przyjechać do Tallahassee. Sondaże wskazują, że prowadzi tam Clinton, ale Trump twierdzi, że "wygrywa na Florydzie".
Tego samego dnia kandydat GOP udzielił wywiadu agencji Reutera, w którym skrytykował m.in. stanowisko Clinton w sprawie wojny domowej w Syrii, twierdząc, że jej propozycje "doprowadzą do trzeciej wojny światowej".
Kandydatka Demokratów wezwała do ustanowienia w Syrii stref bezpiecznych dla ludności cywilnej i stref zakazu lotów. Trump zwrócił uwagę, że wywołałoby to zbrojny konflikt z Rosją, której siły powietrzne bombardują pozycje rebeliantów, w przymierzu z reżimem prezydenta Baszara el-Asada.
Z Waszyngtonu Tomasz Zalewski (PAP)
Reklama