Kandydatka Demokratów na prezydenta USA Hillary Clinton zapewniała na Florydzie, że choć prowadzi w sondażach, to "niczego nie bierze za pewnik". Tymczasem portal WikiLeaks ujawnił we wtorek kulisy zmagania się jej sztabu ze skandalem wokół skrzynki mailowej.
"Czuję się dobrze, ale niczego nie biorę za pewnik" - powiedziała Clinton na wiecu na uniwersytecie w Coconut Creek na Florydzie, kluczowym stanie "wahającym się", gdzie sondaże dają jej niewielką przewagę nad kandydatem Partii Republikańskiej Donaldem Trumpem. "Nie zwracajcie uwagi na sondaże - apelowała. - Proszę was bardzo poważnie, byście głosowali".
Clinton mówiła też na Florydzie o swym gospodarczym programie, obiecując, że uda się jednocześnie stworzyć "miliony miejsc pracy i chronić środowisko" dzięki inwestycjom w nowe, odnawialne źródłach energii.
Podobnie jak w poprzednich dniach zabiegała o poparcie kandydatów Partii Demokratycznej w wyborach do Kongresu. Demokraci liczą, że na fali oczekiwanego zwycięstwa Clinton uda im się odzyskać kontrolę nad Kongresem, a przynajmniej nad jego wyższą izbą - Senatem. Na Florydzie Clinton apelowała o głosowanie na walczącego o fotel senatora z tego stanu Patricka Murphy'ego. Jego rywalem jest ubiegający się o reelekcje republikanin Marco Rubio, który przegrał republikańskie prawybory z Trumpem.
"W przeciwieństwie do swego rywala, Patrick Murphy nigdy nie bał się sprzeciwić Donaldowi Trumpowi" - powiedziała Clinton.
Choć Clinton jest obecnie faworytką wyścigu prezydenckiego, to niektórzy jej zwolennicy obawiają się, że do 8 listopada wybuchnie jakiś skandal, który pokrzyżuje jej drogę do Białego Domu. Zwłaszcza, że niemal codziennie demaskatorski portal WikiLeaks publikuje tysiące maili wykradzionych ze skrzynki pocztowej szefa jej kampanii Johna Podesty, które ujawniają mniej lub bardziej nieprzychylne informacje na temat Clinton i jej kampanii.
Najnowsza porcja maili pokazała, jak bardzo ludzie z najbliższego otoczenia Clinton obawiali się szkód, jakie dla prezydenckich aspiracji Clinton może wywołać ujawniona przez dziennik "New York Times" wiosną 2015 roku informacja, że Clinton, będąc sekretarzem stanu USA, prowadziła prywatną skrzynkę mailową także w celach służbowych, choć przepisy tego zakazują.
"Musimy to posprzątać - on otrzymywał od niej maile bez state.gov" - napisał do Podesty jego doradca, mając na myśli prezydenta Baracka Obamę.
"Nabraliśmy wody (na pokład), której nie będzie łatwo usunąć" - napisał Podesta, nie kryjąc frustracji całą sprawą. Przyznawał, że podejmując decyzję o posiadaniu prywatnej skrzynki Clinton nie wykazała się najlepszym instynktem. Z maili wynika też, że współpracownikom Clinton zajęło kilka miesięcy, by przekonać ją, by w końcu wykazała skruchę i przeprosiła Amerykanów. Zrobiła to dopiero wtedy, gdy FBI wszczęła dochodzenie, by sprawdzić, czy była sekretarz stanu wysyłając maile z prywatnego serwera zlekceważyła groźbę ujawnienia tajnych informacji.
Z Waszyngtonu Inga Czerny (PAP)
Reklama